poniedziałek, 31 stycznia 2011

oddam w dobre ręce :)

Spotkał mnie dziś miły prezent :) a jako, że równowaga w przyrodzie być musi, to i ja postanowiłam kogoś obdarować :)

Zgłaszać się proszę w komentarzach, czas do piątku godz. 19 :)
Po tej godzinie wylosuję jedną osobę, która otrzyma obydwie książki :)
Osoby anonimowe proszę o podpisanie się imieniem i pozostawienie maila :)



niedziela, 30 stycznia 2011

Anna Mieszkowska "Dzieci Ireny Sendlerowej"

O Irenie Sendlerowej już od dawna miałam ochotę przeczytać. Wiedziałam o jej bohaterstwie, ale moja wiedza była minimalna.

Nie będę oceniać tej książki, sposobu w jaki została napisana, czy trzyma w napięciu czy nie, nie o to w tym wszystkim przecież chodzi.
A chodzi konkretnie o osobę Ireny Sendlerowej, którą ta książka nam przybliża.

Pani Irena urodziła się w 1910 roku. W jej przypadku można spokojnie powiedzieć, że jej charakter ukształtował dom rodzinny. Ojciec, lekarz, Stanisław Krzyżanowski, leczył ludzi niezależnie od wiary, narodowości, ostatecznie zmarł zarażony przez chorych Tyfusem.
Irena Sendlerowa przez całe życie pracowała w pomocy społecznej. Zaczęła od Sekcji Pomocy Matce i Dziecku, po wojnie jeszcze wiele lat czynnie pracowała.

W czasie wojny była Szefową wydziału dziecięcego Rady Pomocy Żydom "Żegota". Od czasu powstania Getta Warszawskiego do końca wojny pośredniczyła w ratowaniu ponad 2500 dzieci żydowskich. Uratowała także niezliczoną ilość osób dorosłych. Jakby tego było mało, starała się prowadzić dokładną kartotekę dzieci, aby po wojnie mogły odnaleźć bliskich.
W 1943 roku została Aresztowana przez Gestapo i umieszczona na Pawiaku. Tam spędziła ok 100 dni, była torturowana i poniżana, wielokrotnie łamano jej nogi i stopy (tego niestety nie dowiedziałam się z książki, ale artykułów, które wyszukałam w internecie). Nie wydała żadnego ze swoich współpracowników i została skazana na śmierć. Na szczęście "Żegota" zapłaciła ogromną łapówkę niemieckiemu oficerowi i cudem uniknęła rozstrzelania. Po więzieniu musiała żyć w ukryciu, podobnie jak ratowani przez nią ludzie, aż do końca wojny.

Po wojnie pracowała dalej społecznie. Jednak względy polityczne sprawiły że nie była lubiana przez Służby Bezpieczeństwa, wielokrotnie była przesłuchiwana nawet w ostatnich miesiącach ciąży. Dziecko urodziło się przedwcześnie i po kilkunastu dniach zmarła. Na Irenę Sendlerową po raz kolejny zapadł wyrok śmierci. Tym razem pomoc nadeszła od uratowanego dziecka. Irena P., żona pułkownika, Szefa Urzędu Bezpieczeństwa ubłagała u męża zaniechanie wykonania rozkazu.

Pani Irena miała dwa nieudane małżeństwa, Pierwsze z Mieczysławem Sendlerem, który zginął w czasie wojny, drugie ze Stefanem. Miała dwójkę dzieci, syna i córkę

Irena Sendlerowa, do końca życia pozostała skromna i nie afiszowała się ze swoją wojenną działalnością. Pytana co w życiu jest najważniejsze odpowiadała: "Miłość, tolerancja i pokora"
Zmarła 12 Maja 2008, ale mam nadzieję, że już na zawsze jej heroiczna walka pozostanie w ludzkiej pamięci.

W skrócie przedstawiam Wam historię Ireny Sendlerowej, ponieważ wiem, że nie każdy książkę przeczyta, a uważam, że każdy powinien chociaż odrobinę poznać tę wspaniałą kobietę i jej życie.
Zastanawia mnie, dlaczego dopiero w 1999 roku i to za sprawą czterech amerykańskich uczennic z niewielkiego Uniontown, świat usłyszał ponownie o Irenie Sendlerowej.
Dziewczęta znalazły informację o tym, że Pani Irena uratowała ponad 2,5 tyś dzieci i zagłębiły temat. Postanowiły stworzyć przedstawienie o życiu niezwykłej Polki "Życie w słoiku"
Właśnie od tych dziewcząt zaczyna się książka Anny Mieszkowskiej.

Czytałam gdzieniegdzie zarzuty, że nie czuć w tej książce grozy wojny, że za dużo nazwisk się pojawia i suchych faktów.
Książka jest pisana z perspektywy dnia dzisiejszego i jest wspomnieniem Pani Ireny oraz wielu osób które uratowała. Po 60 latach te wspomnienia są już wyblakłe, zacierają się niektóre wydarzenia w pamięci. Dlatego ja jestem pod wrażenie właśnie tej ilości nazwisk, w końcu jak można pominąć czyjąś obecność w tym wielkim dziele ratowania żydowskich dzieci i dorosłych? Jedyne czego mi zabrakło to odrobiny więcej informacji z życia Pani Sendlerowej. W książce było ich niewiele i tutaj również musiałam uzupełniać swoją wiedzę na bieżąco o artykuły w internecie.

Czytając książkę wielokrotnie nie potrafiłam opanować łez. Dlatego z całego serca polecam Wam zapoznanie się z historią tej niezwykłej kobiety - Matki Dzieci Holokaustu!

Na koniec uraczę Was kilkoma cytatami z książki. Rzadko to robię, ale teraz mam przyklejonych kilkanaście fiszek w książce i nie mogę, nie przytoczyć kilku...

"Jedyną drogą do odrodzenia ludzkości jest wszechpotężna miłość. Nienawiść rodzi zło, a tylko miłość ma moc trwałą i rokującą nadzieje człowieka. Tylko przez miłość odrodzi się świat"

"Dopóki będę żyła, dopóki mi sił starczy, zawsze będę mówiła, że najważniejsze na świecie i w życiu jest Dobro"

"Ludzie dzielą się na dobrych i na złych. Narodowość, rasa, religia nie mają znaczenia. Tylko to jakim się jest człowiekiem

na początek leniwej niedzieli trochę SDM-u :)

Mam dziś dzień na Stare Dobre Małżeństwo :) Dlatego od rana raczę sąsiadów tymi cudnymi piosenkami :) Podzielę się też z Wami :)

Miłego dnia! :)






piątek, 28 stycznia 2011

Janusz Głowacki "Good night Dżerzi"


Kosińskiego poznałam dzięki powieści "Pasja", która nie przypadła mi za bardzo do gustu, ale rozbudziła moją ciekawość odnośnie samego autora. Dlatego powzięłam postanowienie i książkę Głowackiego przeczytałam.

Cała powieść osnuta jest wokół losów Jerzego Kosińskiego, polskiego żyda, urodzonego w Łodzi, który po wojnie wyemigrował do USA i tam zrobił oszałamiającą karierę. Jednak cała ta bajka podszyta była wieloma kłamstwami, które Dżerzi serwował na prawo i lewo. W tej książce poznajemy go, poprzez inne postacie przewijające się przez jego amerykańskie życie.

Skandalista, stały bywalec klubów sadomaso, lubujący się w uprawianiu seksu, lubiący żartować z innych, a jednocześnie pogubiony we własnym JA człowiek... taki był Kosiński. Głowacki stara się pokazać jakie wydarzenia, doprowadziły do jego samobójstwa w 1991 roku.

Książka napisana w niezwykle ciekawy i wciągający sposób. Normalnie od wszelkich biografii trzymam się z daleka, a od tej nie potrafiłam się oderwać. Łaknęłam wręcz kolejnych wydarzeń z życia Kosińskiego, mimo iż nie polubiłam go w ogóle.
Ta powieść, zawiera też po części wątki autobiograficzne Głowackiego, który najpierw miał w planie wystawienie sztuki o Dżerzim, później miał zostać nakręcony film, a ostatecznie powstała interesująca książka. Możemy uczestniczyć w spotkaniach z brutalnym a zarazem wciągającym światem amerykańskiego show biznesu.

Książka sama w sobie jest często ciemna i brutalna, zapada w pamięć. Miejscami wydaje się bardzo chaotyczna, ale jak czytałam w wywiadzie z Głowackim, takie było założenie i zupełnie nie umniejsza to wartości tej lektury.

Mnie niewątpliwie ta lektura na długo zostanie w głowie.
Jednak przed zapoznaniem się z tą pozycją polecam przeczytanie książek Jerzego Kosińskiego. W historii Jego życia możemy odnaleźć wiele wątków, które zawarł w stworzonych przez siebie książkach. Ile w tym wszystkim było prawdy? To już każdy z nas musi ocenić indywidualnie.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Wojciech Kuczok "Senność"


Czy ktoś mi może powiedzieć, dlaczego ja dopiero teraz przeczytałam jakąś książkę Pana Kuczoka? Chociaż może to i lepiej, w końcu jeszcze kilka przede mną. A za to, że "Senność" wpadła w moje ręce powinnam po raz kolejny podziękować "Panu" księgarzowi. :)

"Senność" to opowieść o trzech osobach, z pozoru ze sobą nie związanych.

Adam zdał właśnie ostatni egzamin i zostaje świeżo upieczonym ortopedą. Całe życie znajduje się pod silnym wpływem ojca i w końcu postanawia się wyrwać z domu i zacząć życie po swojemu. Wynajmuje malutkie mieszkanko i zaczyna staż w szpitalu. Ale tęskni... tęskni do bliskości drugiej osoby, do dotyku, pieszczoty... Aż do momentu kiedy w jego życiu pojawia się Piękniś.

Robert to niepiszący pisarz. Kiedyś autor znakomitych książek, od chwili kiedy ustabilizował życie, które zaczął dzielić z żoną i teściami nie napisał nic. Spędza dnie na kompromisach i ustępowaniu żonie hipochondryczce. Niby żyje, ale tak jakby w ogóle nie żył. Dopiero śmiertelna choroba powoduje, że postanawia coś zmienić. Ale czy nie za późno?

Róża to sławna aktorka, która cierpi na narkolepsję. Jest żoną bogatego finansisty. Podejrzewa, że mąż ją zdradza, ale choroba nie pozwala jej tego udowodnić. Żyje we śnie pozorów i kłamstw jakie stwarza jej mąż. Ale wszystko trwa do czasu, bo Róża musi się w końcu obudzić i stawić czoła bolesnej prawdzie.

Wszystkie postacie, pod wpływem czynników zewnętrznych muszą w końcu porzucić senną egzystencję i zmienić swoje życie, a my stajemy się obserwatorami tych zmian. Miałam wrażenie, jakbym posiadała możliwość kierowania życiem bohaterów, a to za sprawą interesującej narracji.

Książka napisana jest niesamowitym językiem. I to jest to, co rzuca się w oczy już od pierwszych zdań. Autor nie boi posługiwać się gwarą i wulgaryzmami, co dodaje postaciom niesamowitej wiarygodności. Fabuła jest skonstruowana w taki sposób, że wciąga niemal od pierwszej strony i nie sposób się oderwać od lektury.

Czuję się oczarowana przez Pana Kuczoka i nie mogę się już doczekać lektury kolejnych tytułów tego autora.

Polecam :)

Philippe Grimbert "Tajemnica"


Ostatnio przypadła mi do gustu seria wydawnicza Kontrapunkt, Naszej Księgarni, prezentująca niezwykle ciekawe książki, często nagradzane i skłaniające do refleksji.
Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy na półce w bibliotece znalazłam "Tajemnicę" Grimberta.

Jest to historia małego Philippe, która dzieje się w powojennym Paryżu. Chłopiec jest dzieckiem niezwykle pięknych i wysportowanych rodziców. Sam jest wątły, chorowity i czuje, że rozczarowuje, szczególnie ojca. Chłopiec wyobraża sobie, że ma wspaniałego brata, który pasuje do obrazu jaki prezentują sobą rodzice. Stara się dzielić z nim wszystko.
W wieku piętnastu lat zwierza się ze swoich wątpliwości starej przyjaciółce rodziny Luizie, która zdradza mu tajemnicę z przeszłości. Od tego momentu, zmienia się jego spojrzenie na świat i rodziców...

Czuję się trochę oszukana, bo historia jest naprawdę dobra, ale mam wrażenie, jakby ją ktoś okroił, nie rozwinął niektórych wątków. Po prostu czegoś mi zabrakło. Wydawało mi się, że czytam suche sprawozdanie z czyjegoś życia, napisane bardzo surowym językiem.


Autor porusza tematykę II Wojny Światowej, obozów koncentracyjnych, prześladowań Żydów, jednak pisze o tym trochę na skróty, aż miałam ochotę krzyknąć "chcę więcej!". Niestety wspomnienia dotyczące tego smutnego okresu w dziejach rodziny pochodzą z głowy bądź co bądź dziecka, które na własnej skórze grozy tamtych czasów nie odczuło.
Historia Hanny i Simona, prosi się wręcz o to, aby ją rozwinąć. Niestety otrzymujemy tylko cząstkowe informacje o ich losie.

Grimbert skupił się na opisaniu wewnętrznych przeżyć dziecka, które mimo iż nie znało wojennej historii rodziny wewnętrznie czuło, że coś jest nie tak, czegoś w obrazie serwowanym przez rodziców brakuje. Mamy wgląd w psychikę małego chłopca, możemy obserwować jego lęki, niepewność, zazdrość wobec wyimaginowanego brata.

Mimo iż oczekiwałam dużo więcej po wątku wojennym, polecam przeczytanie, bo historia jest naprawdę bardzo ciekawa i godna uwagi.

niedziela, 23 stycznia 2011

Gabriel Garcia Marquez "Opowieść rozbitka"


Przygodę z Marquezem postanowiłam rozpocząć od cieniutkiej książeczki, znalezionej na bibliotecznej półce.

Opowieść rozbitka jest dziennikarskim zapisem słów Luisa Alejandro Velasco, który 28.02.1955 roku po katastrofie niszczyciela "Caldas" spędził 10 dni dryfując na tratfie bez jedzenia i picia.
Cały tytuł książki brzmi:
"Opowieść rozbitka, który dziesięć dni dryfował na tratwie bez jedzenia i picia, był ogłoszony bohaterem narodowym, całowany przez królowe piękności, obsypany złotem przez agencje reklamowe, a potem znienawidzony przez władze i zapomniany na zawsze" i wydaje się, że nie trzeba już nic więcej czytać. Ale mogę Wam zaręczyć, że niezwykłe są przeżycia człowieka, który za wszelką cenę stara się przeżyć. Chwile zwątpienia i pragnienie śmierci nie opuszczały mężczyzny na krok, jednak chęć przeżycia była równie silna, co chęć pożegnania się ze światem.

Luis był świadkiem śmierci swoich kolegów po fachu. Przez pierwsze dni dryfowania po otwartym morzu, miał przed oczami wspomnienie przyjaciół nie potrafiących dopłynąć do tratfy. Przez pierwsze godziny, żył nadzieją na szybkie odnalezienie przez służby ratownicze, jednak z każdym kolejnym dniem odczuwał coraz większą rezygnację.

Nie jest to typowa książka Marqueza, raczej cudze słowa opatrzone nazwiskiem wielkiego mistrza, który sam w przedsłowiu ubolewa nad faktem, że dla wydawcy liczy się bardziej sławne nazwisko pisarza niż rzeczywista wartość tekstu.

Historia jest niezwykła i warta poznania. Gdyby nie to, że wydarzyła się naprawdę, trudno byłoby mi uwierzyć,że człowiek potrafi wykazać się taką determinacją i chęcią przeżycia płynąc samotnie po morskiej przestrzeni.

Polecam.

Małgorzata Gutowska-Adamczyk "Mariola, moje krople..."


Od kilku dni na waszych blogach króluje Mariola :) Zastanawiałam się czy nie poczekać trochę, ale stwierdziłam, że nie ma to większego sensu, bo za bardzo mnie ciągnie do lektury.

Akcja książki rozgrywa się w "przededniu" wprowadzenia stanu wojennego w prowincjonalnym teatrze, gdzie dyrektoruje Jan Zbytek. W miejscu tym spotykamy plejadę barwnych postaci, które na każdym kroku plątają się w absurdalne sytuacje. Na zapleczu bufetu hodowana jest świnia Małgosia, w piwnicy pędzi się bimber, a na poddaszu drukuje ulotki. Teatr staje się miejscem wielu zabawnych sytuacji, w roli głównej z pierwszym sekretarzem Martelem.

Nie jestem pewna czy dobrze pamiętam, ale wydaje mi się, że na spotkaniu autorskim Pani Małgorzata mówiła, że wzorowała tę książkę trochę na serialu "Allo allo". Pewności nie mam czy mi się te słowa nie przyśniły, ale ja przez całą lekturę miałam skojarzenia z Cafe Rene. A serial ten swego czasu wręcz wielbiłam, więc tym przyjemniejsza była dla mnie lektura "Marioli..."

Nie wiem jak to było w tamtych czasach, mam tylko chwilowe przebłyski dziecinnych wspomnień, ale autorka świetnie pokazała wszystkie dziwactwa PRL-u w lekko krzywym zwierciadle. Stanie w kolejkach po cokolwiek (np. za małe rajstopy! :)), kombinowanie jedzenia i alkoholu, ideologiczne streszczenie "Ślubów Panieńskich" to tylko kilka z przykładów "absurdów" zawartych w tej książce.

"Mariola..." składa się z krótkich rozdziałów, wartkich i szalenie dowcipnych dialogów, które idealnie nadają się na serial. Mam nadzieję, że kiedyś doczekam chwili, gdy zobaczę to wszystko na małym ekranie. W końcu i nam przydałoby się takie polskie "Allo allo" ;)

Pani Małgorzata stworzyła książkę zupełnie inną niż poprzednie, ale na równi zasługującą na polecenie. Dlatego umilcie sobie trochę życie i sięgnijcie po Mariolę Towarzysze :)

A za książkę chciałam podziękować Pani Małgorzacie i wydawnictwu Świat Książki.

sobota, 22 stycznia 2011

Spotkanie z Agnieszką Lingas - Łoniewską :)

Dziś w Empiku w Silesia City Center odbyło się niezwykle miłe spotkanie z Panią Agnieszką Lingas - Łoniewską. Ale jakby atrakcji było mało to pojawił się również Marcin Pilis autor "Łąki umarłych" o której to książce niedawno pisałam na blogu. Ubolewam strasznie, że mój egzemplarz jest pożyczony i nie mogłam go zabrać ze sobą... :(


A tu proszę, mała fotorelacja:

Pani Agnieszka mówi o swoich książkach


A Tu z Marcinem Pilisem, wzajemna wymiana książek ;P


hmm... Co by tu napisać :)

A tu już ja sama z autorką...

i autorem. :)


Ps. Podziękowania dla Prowincjonalnej Nauczycielki za zrobienie mi zdjęć :)

A tu już ładna dedykacja w książkach "Bez przebaczenia" i "Zakręty losu"

piątek, 21 stycznia 2011

Ewa Kopsik "Uciec przed cieniem"


Mam duży problem z tym, żeby opisać tę książkę. Nie chcę jej skrzywdzić, bo wiem, że są tacy, którym na pewno przypadnie do gustu, ale mnie się po prostu ta historia nie spodobała.

Od pierwszej strony czułam wielką irytację. Główna bohaterka żyje w cieniu męża, śpiewaka operowego. Żyją w czasach PRL, gdzie każdy marzy o tym aby z kraju się wyrwać. Tak też się dzieje w przypadku Tadeusza, dostaje kontrakt w Wiedniu. Nasza bohaterka mimo iż nie chce jechać z mężem, godzi się na wszystko bo tak wygodnie. I właśnie jej postawa wobec męża i świata doprowadzała mnie do szału. Bo ja rozumiem traumatyczne przeżycia w dzieciństwie, trochę przytłaczający mąż, ale żeby od razu stać obok własnego życia i nie umieć otworzyć ust i powiedzieć słowa? Młoda kobieta sama skazała się na ostracyzm towarzyski. Nie potrafiła się odnaleźć w środowisku męża, ale też jakoś usilnie nie próbowała... Było jej wygodnie uciekać w wymówki... nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha itd. I nie wierzę w to co piszę, ale ja się wcale nie dziwię Tadeuszowi, że w końcu postąpił jak postąpił wobec swojej żony. Pracować przez całe życie nie chciała, bo tak wygodniej, sprzątać i gotować nie chciała, bo to wysiłek. Ręce mi opadały kiedy to wszystko czytałam. Przez całą powieść czułam wielką złość i miałam ochotę rzucić książką o ścianę... jeżeli taki był zamysł autorki, to się udało.

Na plus książki niewątpliwie przemawia język jakim została napisana. Czyta się ją naprawdę przyjemnie. Do tego mamy świetny obraz emigracji, nie tylko Polaków, ale też innych narodów. Autorka znakomicie ukazała jak ciężko jest żyć w obcym kraju, walczyć z uprzedzeniami, brakiem zrozumienia.

Największym zaskoczeniem dla mnie jest samo zakończenie. Zupełnie nie tego się spodziewałam, ale biorąc pod uwagę stan psychiczny bohaterki, na dłuższą metę nie dziwi to co się stało.
Przez całą powieść kobieta stara się podjąć walkę, chyba z samą sobą, ze swoją beznadziejną egzystencją, a czy jej się uda, to już musicie sami się przekonać.

czwartek, 20 stycznia 2011

stos, tym razem czwartkowy :)

Więcej stosów niż przeczytanych książek... ale ostatnio czuję lekki przesyt i trochę ograniczyłam lekturę. Od dwóch dni próbuję skończyć "Sercątko" Herty Muller, ale jest to niezwykle trudna książka, która wymaga całkowitego skupienia i niestety warunków ku temu nie mam :) Na domiar złego dostałam zapalenia krtani (chyba) jak co roku :)
Dlatego zamiast recenzji jest stos :)



Janusz Głowacki "Good night, Dżerzi"
Małgorzata Gutowska -Adamczyk "Mariola, moje krople..."

Te dwie książeczki otrzymałam od wydawnictwa Świat Książki

Attica Locke "Czarna woda"
Zoe Fishman "Kwestia równowagi"

Te z kolei od wydawnictwa Prószyński i s-ka :)

Haruki Murakami "Tańcz, tańcz, tańcz"
Tu chciałam podziękować miłemu "Panu" księgarzowi za zniżkę ;)

Marek Krajewski "Widma w mieście Breslau"
no cóż... Biedronka była po drodze ;P

środa, 19 stycznia 2011

Patrick Suskind "Kontrabasista i inne utwory"

Książka trafiła w moje łapki, dzięki miłemu „Panu” księgarzowi, który mi jej użyczył ;) Od razu zabrałam się za czytanie. Wcześniej poszukałam sobie jedynie trochę informacji o monodramie w wykonaniu Jerzego Stuhra na podstawie tejże książki. Kontrabasista był grany przez Stuhra ponad 600 razy i za każdym razem przy pełnej sali. To chyba o czymś świadczy ;)

Kontrabasista to historia o miłości do instrumentu, który bohater obwinia o wszystkie niepowodzenia życiowe. Ale przede wszystkim jest to opowieść o samotności, człowieka który zamknięty jest w czterech ścianach ze swoją „grubą babą”. Bohater nie potrafi pogodzić się z tym że jest w orkiestrze „niewidzialny”, nie ma też szans u sopranistki Sary.

Spodziewałam się szczerze mówiąc trochę więcej erotyzmu w relacjach człowiek- instrument. Zabrakło mi tego, może dlatego że książka była zachwalana pod tym kątem przez w.w. „Pana” księgarza ;)

„Trzy historie” pokazują ludzi ich obsesje, obawy, które często doprowadzają do ostateczności. Mamy malarkę, która popada w obsesję głębi, starego mistrza, który mimo iż wygrywa, odbiera to jako porażkę życia, oraz jubilera, który wierzy w to, że świat opanowują muszle.

Obrazy tych ludzi są przerysowane, ale genialnie ukazują wszystko co ich dręczy i nie pozwala normalnie żyć.

Największe jednak wrażenie zrobiło na mnie opowiadanie „Gołąb” o człowieku, który mieszkał w swoim pokoju na strychu i miał niezwykle poukładane życie. Aż pewnego dnia w to życie wkracza gołąb, który całkowicie burzy wewnętrzny spokój bohatera. Postanawia się wyprowadzić z pokoiku, do którego wkroczył obrzydliwy ptak. Niezwykły obraz człowieka ogarniętego lękiem... który pragnie tylko świętego spokoju.

Podsumowując... Spodobał mi się styl Suskinda, a ten zbiór godny jest polecenia. Z ciekawości sięgnę także po „Pachnidło”... Kiedyś... ;)

niedziela, 16 stycznia 2011

Alexander McCall Smith "44 Scotland Street"

Pierwsze moje skojarzenie po przeczytaniu książki, to Wisteria Lane i Gotowe na wszystko. Ale zabijcie mnie, nie mam pojęcia dlaczego :) Chyba podobny klimat... a może nie? Mam dziś mętlik w głowie :)

Tytułowa Scotland Street to ulica, na której znajduje się kamienica, w której mieszkają same indywidua.

Pat to dwudziestolatka, która wprowadza się do kamienicy jako współlokatorka Bruce'a. Dziewczyna robi sobie już drugi rok przerwy przed studiami. W międzyczasie podejmuje pracę w galerii u nieporadnego życiowo Matthew (jak to się odmienia?) ;)

Bruce z kolei to zapatrzony w siebie superprzystojniak, pracownik biura nieruchomości. Niezwykle pusty i zarozumiały, potrafi zaleźć czytelnikowi za skórę.

Na parterze kamienicy mieszka Irene wraz z mężem i synem Bertiem. Chłopiec mimo iż ma dopiero 5 lat, gra na saksofonie, uczy się włoskiego i robi wiele rzeczy, których przeciętny pięciolatek bynajmniej nie powinien robić. Chłopiec stał się ofiarą chorej ambicji matki, która tak mnie irytowała, że miałam ochotę zrobić jej krzywdę. Nie wiem jak, ale miałam ochotę ;)

W kamienicy mieszka również ekscentryczna i niezwykle spostrzegawcza Domenica Macdonald.

Oprócz tych bohaterów, spotkamy całą plejadę barwnych postaci, takich jak szef Bruce'a, czy Przyjaciele Matthew.

Książka składa się z krótkich rozdziałów, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko. Jest mnóstwo momentów, kiedy człowiek mimowolnie się uśmiecha, bo autor pokazuje nam ludzi bez ich codziennych masek. Widzimy ich zadufanie, ambicje, i inne niepozytywne cechy, które na co dzień starają się ukrywać pod płaszczykiem pozorów. To z kolei prowadzi do tego, że jesteśmy świadkami wielu zabawnych scen.

Całą książkę oceniam pozytywnie, chociaż były chwile kiedy mnie trochę nudziła. Nie wywołała we mnie żadnych szczególnych emocji, za to dostarczyła mi na kilka chwil trochę rozrywki.
Z ciekawości sięgnę po kolejną część, czyli "Opowieści przy kawie", a nuż Bruce dojrzeje? ;)

kolejna leniwa niedziela...

Zawsze jest mi niezwykle miło, kiedy otrzymuję sympatycznego maila od autora książki, o której piszę. Wcześniej pisała do mnie Pani Magdalena Kordel , a teraz Pan Marcin Pilis. Niedawno pisałam o "Łące umarłych"... książka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie i była jedną z lepszych jakie czytałam ostatnimi czasy, dlatego jeśli jeszcze nie sięgnęliście to polecam :)

A na początek leniwej niedzieli coś co uwielbiam, czyli Kabaret Moralnego Niepokoju :D Ten skecz znam już na pamięć :)



Nie wiem jakim sposobem, ale weekend się kończy a ja nic nie zrobiłam, nic nie przeczytałam... gdzie uciekł ten czas?

piątek, 14 stycznia 2011

skromny stosik :)



Jako, że mam podły nastrój, bo piętrzą się problemy, których nie jestem w stanie rozwiązać, muszę sobie go jakoś poprawić. A co jest najlepsze? oczywiście książki :)
W tym tygodniu skromnie.



1. Mario Puzo "Rodzina Borgiów"
pożyczka
2. Charlaine Harris "Lodowaty grób"
Wymieniłam za radą Kingi punkty z karty Paybeck :P
3. Agnieszka Lingas - Łoniewska "Bez przebaczenia"
Żeby kupić tę książkę, trzeba mieć naprawdę wiele cierpliwości :P
4. Milana Tierłojewa "Taniec w ruinach"
Prezent od Zwariowanej Kini :D Oprócz tego dostałam trzy sztuki kawy 3w1 i 5 zł na chrupki :P aaa i jeszcze kartkę świąteczną (nieważne, że nieaktualna ;P) Chyba nikt nie wie lepiej co lubię ;p
5. Jerzy Franczak "Da Capo"
6. Katarzyna Enerlich "Kwiat Diabelskiej Góry"
Te dwie pozycji to wymiana z Leną na Targu z książkami :)

środa, 12 stycznia 2011

Haruki Murakami "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu"

Robiłam trochę podchody do tej książki... Bo jak można czytać o bieganiu, kiedy nie potrafi się przebiec 50 metrów bez "prawie zawału"? Tak tak, zdecydowanie Iza i bieganie to związek, który nie ma najmniejszych szans. Ale, jako że jestem ostatnio pod urokiem Haruki Murakamiego, to książkę kupiłam, po kilku tygodniach się przełamałam i przeczytałam...

"O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" to osobiste zapiski autora, dotyczące jego przygody z pisarstwem i bieganiem, a obie te rzeczy łączą się ze sobą nierozerwalnie.

"Wiem, że gdybym rozpoczynając karierę pisarską, nie zaczął biegać na długich dystansach, moje książki byłyby zupełnie inne"


W 1982 roku Murakami sprzedał swój Bar Jazzowy, który prowadził od kilku lat i postanowił, że poświęci się pisaniu. Jednak czas spędzany za biurkiem zaczął się odbijać, na jego wyglądzie. Postanowił, że coś trzeba z tym zrobić, więc zaczął biegać. Przez ponad 25 lat zaliczył kilkadziesiąt biegów maratońskich i zawodów triatlonowych a nawet jeden ultramaraton (100 km w 11 godz i 42 min!). Bieganie stało się jego sposobem na życie.

"Ono każdego dnia kreśli linię mojego życia, więc nie mam zamiaru tego odkładać albo rzucać tylko z tej przyczyny, że jestem zajęty."


Dużo w tej książce jest też o pisarstwie. Autor wspomina swoje pierwsze książki, pokazuje czytelnikowi sposób w jaki pracuje, a wierzcie mi... Murakami to niezwykle poukładany człowiek, który wie czego od życia chce.
Z natury samotnik, który jeżeli czegoś się podejmuje, stara się to robić na sto procent swoich możliwości.
Bieganie jest jego sposobem na życie i pomyli się ten, kto myśli że Haruki nawołuje do masowego biegania. Nie nie... Bieganie musi sprawiać przyjemność, trzeba chcieć pokonywać kolejne kilometry, a przede wszystkim mieć do tego predyspozycje.

Ta książka na pewno nie nadaje się na pierwsze spotkanie z tym pisarzem, bo nie zachwyca tak, jak inne pozycje z którymi miałam już styczność. Ale niewątpliwie jest to nie lada gratka, dla wszystkich miłośników Murakamiego, bo niewątpliwie przybliża nam jego osobę.

Dodatkowo wydanie zawiera kilka unikatowych zdjęć autora.



Polecam :)

wtorek, 11 stycznia 2011

Można głosować :)


Mój drogi Ojciec nakazał mi zgłoszenie się do konkursu, co też uczyniłam, prawie w ostatniej chwili :) Teraz pozostaje mi już liczyć na Wasze głosy :) a szczegóły znajdziecie TUTAJ.
Jeśli chcesz oddać na mój blog głos, wyślij SMS o treści E00177 na numer 7122. Koszt SMS, to 1,23 zł brutto (można wysłać jednego sms-a).
Z góry dziękuję wszystkim, którzy oddadzą głos :)

Pozdrawiam :)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Eric-Emmanuel Schmitt "Historie miłosne"




Od Jakiegoś czasu Schmitt znajduje się na mojej liście ulubionych pisarzy, dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po "Historie miłosne", które stanowią zbiór ośmiu opowiadań.

Mamy do czynienia z tekstami znanymi już wcześniej jak np genialna "Tektonika uczuć", ale też zupełnie nieznanymi wcześniej.

Schmitt po raz kolejny udowadnia, że nie trzeba zapisać 300 stron, żeby przekazać czytelnikowi wartościowe treści.

"Marzycielka z Ostendy" to historia kobiety, która całe dnie spędza na fotelu przy oknie. W końcu postanawia opowiedzieć historię swojej wielkiej miłości do księcia. Rezygnuje ze szczęścia, aby przeżyć chwile zapomnienia. Ale miłość nie opuszcza jej aż do ostatnich dni.

"Zbrodnia doskonała" to moja ulubiona historia z tego zbioru... Pokazuje jak łatwo można zatracić wiarę w uczucie drugiej osoby. Wystarczy małe pomówienie czy kłamstewko a miłość przeobraża się w nienawiść.

"Kobieta z bukietem" to opowiadanie nie przemówiło do mnie w ogóle i gdybym miała je oceniać, uznałabym za najsłabsze w całym zbiorze.

"Odette Jakkażda" to z kolei opowiadanie przypadło mi niezwykle do gustu, bo chyba jako jedno z niewielu miało dość pozytywne zakończenie, a takie lubię najbardziej. Odette to zwykła kobieta, która zakochuje się w sławnym pisarzu.

"Piękny deszczowy dzień" nie potrafiłam zrozumieć bohaterki i chyba też nie zrozumiałam przesłania tego opowiadania. Niemniej jednak miłość Helene do Antoine chyba najbardziej mnie urzekła.

"Bosa księżniczka" tutaj miłość miała być lekarstwem i zapomnieniem dla chorej dziewczyny. Ta historia wydała mi się najbardziej smutna ze wszystkich.

"Wszystko czego potrzeba do szczęścia" historia mężczyzny, który kochał żonę, a jednocześnie miał drugą kobietę i trójkę dzieci. Niespełniony w małżeńskie ułożył sobie drugie życie, jednak mimo wszystko kochał żonę. Robił wszystko aby uszczęśliwić wszystkich, nie myśląc wiele o sobie.

"Tektonika uczuć" jak kilka nieporozumień może doprowadzić do rozpadu związku i zaniku miłości? Kilka nieopatrznych słów, wprawienie płyt w ruch i tragedia gotowa. Niezwykła historia...

Schmitt jak zwykle czaruje słowem i pokazuje różne oblicza miłości. Zakazana, prowadząca do zbrodni, niespełniona, młodzieńcza, miłość która przychodzi kiedy już zupełnie się jej nie spodziewamy. Całość czyta się szybko a lektura daje dużo przyjemności.

Książka jest naprawdę ładnie wydana, tylko szkoda, że tyle opowiadań powtarza się ze wcześniejszych zbiorów.

Polecam :)

A już 7 lutego ukaże się kolejny zbiór, tym razem czterech opowiadań pt. "Trucicielka"

niedziela, 9 stycznia 2011

Carlos Ruiz Zafon "Marina"


Powzięłam silne postanowienie, że nie zabiorę się za "Cień wiatru" dopóki nie przeczytam pozostałych książek autora. Dlaczego? Nie chce ich oceniać przez pryzmat tej najgłośniejszej powieści autora. Wydaje mi się, że bez znajomości "Cienia wiatru" ocena pozostałych dzieł autora będzie bardziej sprawiedliwa.
Do tej pory czytałam tylko "Księcia mgły" i lektura bardzo mi się podobała, dlatego z wielką ochotą zabrałam się pożyczoną od Kasi "Marinę".

Ta książka opowiada o przyjaźni Oskara Drai i Mariny oraz ich niezwykle tajemniczym śledztwie. Pewnego dnia Oscar jak zwykle wymyka się z internatu w którym przebywa na stałe i trafia przypadkiem do domu Mariny. Tam wystraszony czymś niezwykłym, zabiera złoty zegarek i ucieka. Po kilku tygodniach postanawia wrócić i oddać to co zabrał. Tak poznaje Marinę i jej ojca Germana.
Dziewczyna i chłopak mimo początkowych trudności bardzo przypadają sobie do gustu. Marina pokazuje Oscarowi stary cmentarz i tajemniczą kobietę w czerni, która co miesiąc zostawia różę na bezimiennym grobie. Postanawiają śledzić damę i tak zaczyna się ich niezwykle przerażające śledztwo. Poznajemy wymyślna historię, której kolejne odsłony powodują, że otwieramy szerzej oczy ze strachu, a trzymająca w napięciu opowieść zaskakuje niezwykłym finałem.

"Marina" mi się podobała... Ciekawa, dobrze napisana, trzymająca do końca w napięciu... ale... No właśnie musi być jakieś ale. Mam wrażenie, że autor powiela schematy. Niby zupełnie coś innego, ale wydawało mi się, że czytam to samo co wcześniej. Nie byłam już zachwycona tak jak w przypadku "Księcia Mgły" i czuję się trochę rozczarowana. Niemniej Zafon potrafi stworzyć niesamowity klimat powieści, a historia wciąga na kilka godzin.

Polecam, chociaż uważam, że książka bardzo podobna do "Księcia Mgły". Czy słusznie? Sami musicie ocenić :)

Marcin Pilis "Łąka umarłych"


Rzuciło mi się w oczy kilka recenzji tej książki. Starałam się ich nie czytać, podpatrywałam tylko oceny jakie otrzymywała i były bardzo wysokie. Trochę obawiałam się tej lektury, a podchody do tej książki czyniłam od kilku dni i teraz mogę tylko żałować, że trwało to tak długo. Bo ta książka jest po prostu niesamowita. Nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że zapadnie mi w pamięć na bardzo długo.

Czy kojarzycie pogrom dokonany na Żydach przez Polaków w Jedwabnem w 1941 roku? Zostali zamknięci w stodole i tam żywcem spaleni przez swoich sąsiadów. Ta powieść stanowi literackie odniesienie do tamtych wydarzeń, które są, jakby na to nie patrzeć, tematem tabu. W końcu Polak cierpiał, był dzielny a zły był Niemiec. Niestety prawda jest taka, że zło istnieje niezależnie od narodowości i rodzi się w człowieku nie wiadomo z jakiej przyczyny.

Historia opisana w książce dotyczy zapomnianej przez świat wsi Wielkie Lipy. Podzielona jest na trzy strefy czasowe. Rok 1942, który Andrzej poznaje dzięki pamiętnikowi ojca, 1970 Kiedy młody chłopak przyjeżdża do wsi uporządkować sprawy po ojcu astronomie i rok 1996 kiedy niemiecki Oficer zjawia się we wsi aby zakończyć w niej swoje życie.
Akcja skupia się głównie na roku 1970 kiedy Andrzej zjawia się w Wielkich Lipach i już na dzień dobry zostaje poturbowany. Chłopi zanoszą go do klasztoru, gdzie poznaje Ojca Jana Wrońskiego i innych mnichów, a także niedoszłą pielęgniarkę Hankę Pakułę. Andrzej musi zmierzyć się z przeszłością i niebezpieczeństwami jakie niesie mu przyszłość. Od Hanki otrzymuje pamiętnik Ojca, z którego dowiaduje się, że był on świadkiem pogromu ludności żydowskiej dokonanego z pomocą Polaków. W tym momencie poznajemy także niemieckiego Oficera Karla Straucha, który po prawie 50 latach pojawi się ponownie w zapomnianej przez wszystkich wsi. Nie szuka on jednak odkupienia win i przebaczenia, wręcz przeciwnie... pragnie utwierdzić się w przekonaniu, że zło które wyrządził było zadane słusznie.

Nie będę więcej treści zdradzać, żeby nie psuć Wam lektury. A mam wielką nadzieję, że po tę powieść sięgnięcie, bo naprawdę warto. Z jednej strony mamy ludzi bezwzględnych, w których zło występuje w najczystszej postaci, zadających ból i przynoszących śmierć bez opamiętania. Z drugiej strony osoby niosące pomoc i cierpiące z powodu uczucia bezsilności.
Ta książka porusza, bo czytelnik stara się zrozumieć, skąd w człowieku bierze się zło, jak można drugiej osobie z którą żyje się od lat zadawać ból i czerpać z tego przyjemność?

Książka od samego początku ma niesamowicie mroczny i tajemniczy klimat. Czytelnik stopniowo odkrywa sekrety, które skrywają mieszkańcy miasteczka i w napięciu, aż do samego końca, oczekuje na ostateczne rozwiązanie. Język jest niezwykle przystępny i dostosowany do postaci, co powoduje, że mimowolnie stajemy się uczestnikiem strasznych wydarzeń. Poznajemy mroki II wojny Światowej i niemieckiej okupacji oraz bezwzględność Służb Bezpieczeństwa w PRLu.

Ta powieść to brutalna rozprawa na temat zbrodni i kary, ale na szczęście autor zostawił w niej miejsce na odrobinę światła... a tym promyczkiem jest miłość...

Tym pozytywnym akcentem zakończę i nawołuję do przeczytania!

piątek, 7 stycznia 2011

Jestem nieuleczalnie chora, czyli stos!



Tak, tak... to jest choroba :)

Na drzwiach księgarni Matras powinien wisieć plakat z przekreśloną moją podobizną, to może udałoby mi się tam nie wejść i nic nie kupić... ale jak tu się oprzeć promocjom? No nie da się... po prostu się nie da! ;) i jeszcze ten kosz z lekko uszkodzonymi książkami. No normalnie za grosze można kupić... a te promocje... to stanowczo wina Kingi... tak tak kochana Twoja! ;) Bo niby kto mi co rano linki podsyła... no kto? ;P a co ja potem robię? Biegnę do księgarni :P
Pominę fakt, że tonę w stosie nieprzeczytanych książek! Aż boję się pomyśleć ile tego jest, a tu kolejne nabytki... choroba jak nic! :) Czy Wy też tak macie? ;P


1. Maria Nurowska "Miłośnica"
magiczne 5 zł z powodu lekko uszkodzonej okładki :)

2. Jacek Dukaj "Perfekcyjna niedoskonałość"
Nie wiem czemu ją kupiłam (5 zł?), po prostu nie wiem, bo to wybitnie nie moje klimaty, ale próbować trzeba wszystkiego :)

3. Maria Nurowska "Rosyjski Kochanek"
A to miły prezent od Pauli. Dziękuję Ci jeszcze raz Bardzo bardzo :*

4. Aleksandra Tyl "Miłość wyczytana z nut"
Zakupiona na Targu od Prowincjonalnej Nauczycielki, która sprzedaje swoje książki i dochód przeznacza na zacny cel, czyli pomoc kotkom z okolic Pszczyny. Jeszcze raz dziękuję za pyszne ciasteczka :)

5. Lynne Griffin "Życie bez lata"
6. Ali Shaw "Dziewczyna o szklanych stopach"
Dwie pozycje z Wyprzedaży w Matrasie za 9,9 szt. :)

7. Dorota Katende "Dom na Zanzibarze"
HA! to jest pozycja najciekawsza, bo przyszło w paczce do Zoji... tak tak, do mojego pieska :D Zoja sie bardzo ucieszyła, ale zgarnęła tylko Pedigree Schackos :D książkę pozwoliła mi zabrać łaskawie, bo podobno była dla mnie ;P A prezent nietypowy dostałyśmy od takiej jednej zwariowanej Rzeszowianki :D KINGI :P Kochana, Zoja już Ci odpisała i wysłała liścik z podziękowaniami :D Nawet łapkę odcisnęła ;)

8. J.K. Rowling "Harry Potter i kamień filozoficzny"
Tak mi przyszła ochota jak zobaczyłam stos Pauli, więc pożyczyłam od mojego niezastąpionego w tej dziedzinie szwagra (prawie;))

Ps. Idę na odwyk. Do końca lutego nic nie kupuje! (chyba, że okazyjnie ;))


Lee Child "Jednym strzałem"

Sześć strzałów, pięć ofiar,Z wzorowe śledztwo, zabójca ujęty w ekspresowym tempie. Dowody obciążające Jamesa Barra są niepodważalne. Dlaczego morderca nie chce rozmawiać z adwokatem, a jedynie z tajemniczym Jackiem Reacherem, którego zeznania mogłyby go jeszcze bardziej pogrążyć? Kim jest Reacher - człowiek bez samochodu, konta bankowego i stałego miejsca pobytu? Rosemary, siostra oskarżonego, chce pomóc bratu za wszelką cenę. Kiedy ten zostaje pobity w więzieniu i zapada w śpiączkę, wynajmuje młodą, zaangażowaną panią prawnik. Niespodziewanie pojawia się Reacher - i trup zaczyna ścielić się gęsto...

Zapomniałam dziś zabrać do pracy książkę do czytania i wychodzę z siebie z nudów, więc postanowiłam cofnąć się trochę w czasie i napisać o książce, którą czytałam już grubo ponad rok temu. O dziwo... bo w przypadku tego typu pozycji z reguły po miesiącu nie pamiętam już o czym była, kto zabił i dlaczego, ta wyjątkowo zapadła mi w pamięć...

Jack Reacher to bohater, który pojawia się we wszystkich książkach Lee Childa, który po Harlanie Cobenie jest moim ulubionym pisarzem książek sensacyjnych... Wiem, że pewnie do wielu rzeczy w twórczości obu Panów można by się przyczepić, ale wg. mnie książki spełniają swoje zadanie. Dostarczają dobrej rozrywki na jakiś długi nudny wieczór.

"Jednym strzałem" to dobrze skonstruowana intryga, spójne trzymające w napięciu wątki i niezwykle zaskakująca zakończenie.
Reacher to typ bohatera, jakiego ja osobiście bardzo lubię... samotny wilk, nie ulegający presji i wpływom otoczenia, żyjący wg własnych zasad. Człowiek z silnym charakterem, ale potrafiący zatrzymać się i pomóc człowiekowi w potrzebie.

Więcej pisać nie trzeba. Tak jak kiedyś Cobena, teraz polecam Lee Childa :)
A "Jednym Strzałem" to wg mnie jedna z najlepszych książek, z wszystkich, które wyszły spod pióra tego autora.

czwartek, 6 stycznia 2011

Wyzwanie Haruki Murakami

Dziś na kilku blogach pojawiła się informacji o wyzwaniu czytelniczym skupiającym się na książkach Murakamiego. W głowie Kali zaświtała myśl żeby zrobić polską wersję :) I oto jest : www.haruki-murakami-wyzwanie.blogspot.com



Wyzwanie trwa od 1 stycznia do 31 grudnia 2011 roku - myślę, że w przypadku polskiej wersji będzie podobnie. Nie ustalam zasad :) Do wyzwania może przyłączyć się każdy, kto lubi Murakamiego i jego książki.

na początek leniwego dnia

Muzyki nie słucham prawie w ogóle... z małymi wyjątkami ;)



Uwielbiam tę piosenkę w wykonaniu Audrey Hepburn :)




A tu już zupełnie inny klimat... moja ulubiona Coma

Jako że dziś urodziny Katarzyny, która piec zaczyna, składam jej już teraz najlepsze życzenia :)

A ja pędzę czytać "Łąkę umarłych":)

środa, 5 stycznia 2011

Jerzy Kosiński "Pasja"


Historia Fabiana, zawodowego gracza w polo, najbardziej romantycznego i kipiącego energią bohatera w całej twórczości Kosińskiego. Niczym współczesny "błędny rycerz" przemierza Amerykę luksusowym karawaningiem w poszukiwaniu wciąż nowych przygód, niebezpieczeństw, wrażeń i romansów.





Ostatnio głośno było na Waszych blogach o książce Janusza Głowackiego "Good night Dżerzi", co spowodowało, że zainteresowałam się twórczością Jerzego Kosińskiego. Radość moja była wielka, kiedy okazało się, że wydawnictwo Albatros wznowiło wydania jego książek i zaopatrzyło mnie w egzemplarz "Pasji"

Zacznę może od tego, że pierwszy raz ktoś pomyślał o moim wzroku i książka została wydana dużą wyraźną czcionką i z zachowaniem stosownych odstępów między wierszami, dodano do tego dobrej jakości i papier, fascynującą okładkę i złożyło się to wszystko na bardzo przyzwoity wygląd powieści.

Co do treści... No cóż... muszę się przyznać, że mniej więcej do połowy po prostu tę książkę męczyłam. Nie znaczy to koniecznie, że jest zła, po prostu chyba nie dla mnie. Sprawdziłam z ciekawości oceny poszczególnych książek i wynika z nich, że ta jest najsłabsza. Może więc powinnam zacząć od "Malowanego ptaka". Na pewno nie zrażę się po tej książce i sięgnę po kolejne.

Ale do rzeczy...
Fabian jest graczem polo, który podróżuje po Ameryce swoim luksusowym autodomem, a zarabia na życie, głównie odbywając pojedynki jeden na jednego z bogatymi ludźmi.
Gra w polo, konie i sex, to główne tematy tej książki. Fabian jako bohater niezwykle mnie irytował, a zarazem fascynował. Z jednej strony chciałam odłożyć książkę, z drugiej nie mogłam przestać czytać.
Na tylnej okładce napisane jest, że książka przesycona jest erotyzmem... i tutaj rzeczywiście, pod tym względem autor się spisał, ale na ostatnich 150 stronach. Do połowy dominuje Polo, które niestety mnie znudziło.

Autor poruszył kilka spraw, które mnie zszokowały. Handel dziećmi, które były adoptowane tylko po to aby dostarczać rozkoszy seksualnych swoim tatusiom... Dzieci adoptowane przez kolejnego mężczyznę nie miały nic do powiedzenia, wystawiano im świadectwa że już wcześniej próbowały skarżyć się na praworządnych obywateli i mają bardzo bujną wyobraźnię. Aż strach pomyśleć, że takie rzeczy dzieją się naprawdę.

Fabian niebezpiecznie porusza się na granicy prawa, uprawiając seks właśnie z nieletnimi (za ich zgodą oczywiście). Uczy je uległości i przekraczania granic hamujących poznanie własnej seksualności. Same akty, na które bohater się decydował były czasami niezwykle wyuzdane i jestem pełna podziwu dla Kosińskiego że z taką łatwością i swobodą pisze o rzeczach, o których człowiek normalnie głośno nie powie, a nawet wstydzi się pomyśleć...
Fabian prowadzi życie samotnego wilka przemierzającego kraj w poszukiwaniu rozrywek. W moim jednak odczuciu emocjonalnie tęskni do bliskości drugiej osoby i życia z kimś na stałe.

"Pasja" wzbudziła we mnie wiele emocji, od irytacji, nienawiści po głęboką fascynację. Gdyby nie to, że początek po prostu mnie znudził oceniłabym tę książkę bardzo wysoko.

Na pewno sięgnę po "Malowanego Ptaka", najgłośniejszą powieść autora i jego biografię, która musi być niezwykle interesującym tworem. W końcu sam autor miał bardzo ciekawe życie, które zakończyło się samobójstwem w 1991 roku.

Polecam zapoznanie się z twórczością Jerzego Kosińskiego.

wtorek, 4 stycznia 2011

Czuję się zacytowana, czyli małe chwalipięctwo :P

Pierwszy raz mi się zdarza, żeby ktoś mnie gdzieś cytował, dlatego nie mogłam się oprzeć i muszę się pochwalić :D a co :D Bardzo przyjemne uczucie :)

A Cytowana jestem w nowym katalogu Muzy (str.3)
Przy okazji zauważyłam, że wydawnictwo w pierwszym kwartale wiele ciekawych książek wydaje ;)

Ja niezmiennie z niecierpliwością oczekuję 1Q84. 2 tom ;)






niedziela, 2 stycznia 2011

Kerrelyn Sparks "Ja Cię kocham, a Ty śpisz wampirze"



Miałam problem, żeby zacząć o tej książce... bo nie będę ukrywać, nie jest to literatura najwyższych lotów, a mimo to książki Kerrelyn Sparks po prostu uwielbiam.
Zaczynałam od "Jak poślubić wampira milionera" i tak już poleciało. Czyta się te książki o tyle dobrze, że w każdej kolejnej części pojawiają się bohaterowie z poprzednich i dzięki temu wiemy jak im się życie toczy.

W tej części autorka zajęła się życiem uczuciowym Iana MacPhie. W poprzednich książkach poznajemy go jako wampira 500-letniego uwięzionego w ciele nastolatka. Teraz dzięki zażyciu środka wymyślonego przez Romana Draganesti, postarza się o kilkanaście lat i w końcu ma szansę na spotkanie kobiety, która potraktuje go poważnie i obdarzy miłością. Ma w planie ożenić się z jakąś miłą wampirzycę, jednak los płata mu figla i spotyka na swej drodze Toni. Dziewczyna jest zatrudniona w firmie, która ochrania wampiry, kiedy śpią w ciągu dnia. Ma swoje sekrety... chce udowodnić światu, że wampiry istnieją. Przyjaciółka Toni została napadnięta przez Malkontentów i nikt nie chce jej uwierzyć, co kończy się w szpitalu psychiatrycznym.

Historia jak się pewnie domyślacie jest dość przewidywalna, ale coraz bardziej zaskakują mnie rozwiązania, jakie serwuje autorka na zakończenie książki. w końcu była już przemiana człowieka w wampira, wampira z powrotem w człowieka, a teraz znowu coś innego i pod tym względem czuje się usatysfakcjonowana.

Romanse paranormalne lubię sobie od czasu do czasu przeczytać, a jak pisałam wyżej Kerrelyn Sparks swoimi książkami potrafi mnie rozbawić i odprężyć. Dlatego sięgnę po każdą kolejną pozycję tej autorki. A co mi tam ;)
Książkę czyta się szybko i przyjemnie, cała lektura zajmuje kilka godzin i nie łatwo się oderwać :)

Tak przy okazji... rozbrajają mnie tłumaczenia oryginalnych tytułów książek Sparks. Ten w oryginalne brzmiał: All I Want for Christmas Is a Vampire

Polecam

Książkę otrzymałam od wydawnictwa AMBER

Agnieszka Lingas - Łoniewska "Zakręty losu"


Nie będę ukrywać, że bardzo lubię od czasu do czasu przeczytać sobie romans z wątkami sensacyjnymi, albo jak ktos woli to książkę sensacyjną z wątkiem romansowym. Do tej pory sięgałam z reguły po książki zagranicznych autorek, aż w końcu trafiłam na Agnieszkę Lingas - Łoniewską i po przeczytaniu drugiej książki tej autorki, wiem że sięgnę już po każdą kolejną.

Zakręty losu, to pierwsza część trylogii opisującej losy braci Borowskich, Krzyśka i Łukasza.
Ta część podzielona jest na dwa przedziały czasowe, akcja rozgrywa się w teraźniejszości i 13 lat wcześniej. Nie chce zdradzać za dużo z fabuły, więc napiszę krótko... Kasia Malczak i Krzysiek Borowski spotykają się w nie najlepszym momencie, On jest chłopakiem przyrodniej siostry Kasi, Gośki. Dziewczyny delikatnie mówiąc się nie lubią i Kaśka ani myśli pogarszać sobie sytuacji w nowym domu (tata Kaśki i mama Gośki niedawno się pobrali).
Jednak jak to czasami bywa uczucie jest silniejsze i ostatecznie Kasia i Krzysiek są razem. Niestety prowadzi to wszystko do wielu tragicznych wydarzeń, a jakich? dowiecie się sięgając po książkę... Napiszę tylko jeszcze, że po 13 latach spotkają się na sali sądowej. Ona jest prokuratorem, a on adwokatem... Ona oskarża, a on broni.

Jak już nadmieniałam wyżej, lubię takie książki, dlatego może nie jestem do końca obiektywna. Mnie lektura "Zakrętów losu" odprężyła, nawet nie zauważyłam kiedy dojechałam z Zakopanego do domu :) Bardzo podoba mi się styl pisania autorki - prosty i zrozumiały. Pani Agnieszka pozwala nam poznać myśli obojga bohaterów, dialogi są żywe i ciekawe, no i jestem fanką scen erotycznych, chociaż chwilami jak dla mnie nawet trochę ich za dużo. Czasami musiałam się wręcz zarumienić ;)

Jedyne do czego chciałabym się przyczepić to to, że trochę mi było za mało wątku sensacyjnego:) Niemniej jestem strasznie ciekawa, szczególnie po ostatnim zdaniu i przeczytaniu fragmentu na blogu autorki, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. A jako że podobno kobiety lubią złych chłopców, to chciałabym wiedzieć już zaraz, co się przytrafi jeszcze Łukaszowi.

I słówko o okładce - świetna :)

Polecam i niecierpliwie czekam na kolejną część.

A przy okazji...

22 stycznia 2011 o godz. 16:30 odbędzie się w Empiku w Silesii spotkanie z autorką, która promować będzie właśnie tę książkę. Ja się oczywiście pojawię licząc na dedykację na moim egzemplarzu :)

Wyniki losowania :)

będzie krótko...

Zwycięża...

HILIKO :)

Proszę o adres na maila

I dziękuję bardzo wszystkim za tak liczne zgłoszenia :)

Pozdrawiam ;)




sobota, 1 stycznia 2011

Tatry i nie tylko ;)


Wróciłam! ;)

szybciej niż planowałam, bo i sylwester z przygodami :)
No cóż... nie zawsze wszystko wygląda tak jak na zdjęciu i po przyjeździe może człowieka spotkać małe zaskoczenie... niemiłe ;p
Ale najważniejsze, że Sylwester spędzony z przyjaciółmi, przy okazji Rusinowa Polana odwiedzona (oczywiście widoczność prawie żadna... ja to mam szczęście...) i nawet dwa zamki zaliczone.

Miałam dziś zrobić losowanie, ale jakoś mi się nie chce, dlatego będzie jutro (Spóźnialscy jeszcze się mogą zapisywać), tak samo jak recenzje "Zakrętów losu" :)

a na razie zostawiam Was z kilkoma zdjęciami i biegnę nadrabiać zaległości w przeglądaniu Waszych blogów

I pozdrowienia dla moich przyjaciół (Kasi i Krzyśka)


A to widok z Rusinowej Polany. Normalnie można podziwiać całą panoramę Tatr Wysokich... niestety widoczność jaka była taka była (31.12.2010)

Sanktuarium Matki Boskiej Jaworzyńskiej na Wiktórówkach

Tablice upamiętniające osoby, które straciły życie w górach

Zamek w Niedzicy

Zamek w Czorsztynie

A to stary poczciwy Giewont :) Dalej sobie Rycerz śpi ;)

A to już Panoramy, które udało mi się złapać po drodze :)




I na koniec, tekst pewnego mało rozgarniętego człowieka, który stanowczo za dużo spożył...

- Fajnie tu w tych Bieszczadach!

Ręce opadają ;)

Baner