czwartek, 25 lipca 2013

Lidia Ostałowska "Bolało jeszcze bardziej"


„Są takie miejsca na każdej mapie. Nie znajdę tu szczęścia nie szukam zwady…” K. Grabowski
O czym może być reportaż? Chyba o wszystkim, ale mam wrażenie, że jest w ten gatunek wpisane też pewne szczególne posłannictwo, które wyraża się w uważanym patrzeniu pod stopy, w zaglądaniu w cuchnące zakamarki, w buszowaniu po śmietnikach życia. Tam gdzie nie trafia światło kamery. Nie dlatego, że trudno tam dotrzeć. Ale dlatego, że przywykliśmy odwracać wzrok. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pochyla się z ciekawości nad zbiorowym grobem pomordowanych w bałkańskiej rzezi, nie spędza wakacji w Rwandzie na rozmowach z ofiarami gwałtów. Chyba, że jest reporterem. Chyba, że m u s i opowiadać. Więc potem dostajemy zwój historii do zjedzenia, ale – umówmy się – nie jest to lekkostrawna potrawa. Reportaż ma jeszcze jedną cechę wyróżniającą. Opowiada o nieznanym. O odległych krainach. Takie są właśnie „polskie opowieści” Lidii Ostałowskiej, drukowane w Gazecie Wyborczej od początku lat dziewięćdziesiątych – wybrane, zebrane i wydane teraz przez Czarne pod znamiennym tytułem „Bolało jeszcze bardziej”. Nieznane krainy w Polsce? A tak, bo są światy, o których wielu nie ma pojęcia. Lokatorzy z pobliskiego bloku rotacyjnego mogą okazać się bardziej odlegli niż mieszkańcy Subsaharyjskiej Afryki. Albo jest to pojęcie ostre, płynące z doświadczenia i czytając ktoś odnajduje się w jednej z historii. Bo Polska B i C – zdaje się mówić Ostałowska – to nie jest Polska marginalna. To przemilczany rewers rzeczywistości.
Autorka zabiera nas w podróż w czasie i przestrzeni. Zaczynamy na północy kraju w roku 1997. Przerośl Gołdapska, biedne popegeerowskie bloki. Zmaganie z materią życia, zapijanie rozpadu? Jednak coś więcej. Mikrokosmos społeczności.
Przekładamy stronę i jesteśmy w centrum Polski. Bałuty, Łódź, rok 2002. Czas, w którym święci triumfy subkultura hiphopowa, dyżurny temat to problemy z „przegraną” młodzieżą wielkich blokowisk. Jednym z bohaterów reportażu jest Kochan. Słucham jak opowiada o krojeniu sklepów, o życiu na jego Bałutach, o beznadziei.  Dygresja: 20 lipca 2013 roku będzie razem z Ostrym śpiewał dla tłumów na Męskim Graniu w Chorzowie – jednym z najbardziej prestiżowych koncertów w Polsce.
Historia trzecia zaczyna się właśnie na Śląsku. A w zasadzie zaczyna i kończy. To tu w ostatnich dniach grudnia 2000 roku skupiła się uwaga mediów. Tragiczną śmiercią zginął wtedy Magik, którego dziś nikomu przedstawiać nie trzeba. Teraz, gdy film „Jesteś Bogiem” wyświetlany w kinach od morza aż do Tatr oglądał niemal każdy, wydawać by się mogło, że reportaż Ostałowskiej pokryła patyna. Nic bardziej mylnego. To oszczędny, treściwy zapis stanu Paktofoniki zaraz po. Jeszcze nieprzegadany, nieprzegryziony dramat.
Rok 2005, Warszawa. Historia trzech przyjaciół dorastających w biedzie. Piękna historia o szlachetności, odwadze, o pokonywaniu przeciwności. I dobrze, bo zaraz potem dostajemy obuchem w łeb. Budzimy się cztery lata wcześniej we Wrotnowie pod Siedlcami. W tytułowym worku policja znajduje zabite niemowlęta. Jeśli ktoś nie wierzył w „Dom zły” Smarzowskiego może go sobie pooglądać raz jeszcze od środka.
Wystarczy. Nie chcę odbierać Wam przyjemności (sic!) czytania. Podróż po opłotkach Polski kończy się na Podkarpaciu. Potem Ostałowska pakuje manatki i wraca do początków swej reporterskiej przygody. Na koniec dobrze jest przez chwilę posiedzieć razem z nią tam, gdzie każdy z nas będzie miał ostatni przystanek. Dobrze popatrzeć jak Pani Wera na Powązkach niezłomnie porządkuje świat.

Autor recenzji: Alen Sierżęga

Baner