poniedziałek, 23 czerwca 2014

Klaudyna Hebda "Ziołowy zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu"

 
W momencie, kiedy wzięłam książkę do ręki, wiedziałam że jest to miłość od pierwszego wejrzenia! Nie znałam wcześniej bloga Klaudyny Hebdy - ziolowyzakatek.com.pl, nigdy o autorce nie słyszałam, a książka jest pierwszą z nią stycznością. I żałuję, że już wcześniej nie trafiłam na przepisy Klaudyny, bo są łatwe, a przy tworzeniu receptur można mieć naprawdę wiele zabawy...

Książka podzielona jest na kilka istotnych części. Najpierw autorka wyjaśnia nam, dlaczego w ogóle kosmetyki naturalne. Odpowiedzią na to pytanie, niech będzie np to, że wiemy co nakładamy na twarz, nasz portfel oddycha spokojnie, a my się przy tym po prostu dobrze bawimy... Zresztą wystarczy spojrzeć na zdrowy i promienny wygląd Klaudyny, żeby dać się przekonać do stosowania naturalnych mieszanek.

Ale przejdźmy do kosmetyki...
W pierwszej kolejności poznajemy typy skóry i określamy nasz własny, dzięki czemu łatwiej nam będzie przebierać w przepisach (zwłaszcza tych pozwalających tworzyć maseczki do twarzy). Następnie autorka prezentuje nam listę niezbędnych narzędzi do tworzenia domowych mazideł. Ale nie bójcie się... Większość z wymienionych rzeczy każdy z nas posiada w kuchni. Klaudyna zaszczepia w nas wiedzę na temat olejów i maseł kosmetycznych, olejków eterycznych, olejków ziołowych. Jak się później okaże, wiele kosmetyków zawiera w sobie właśnie oleje.
Aż w końcu przychodzi czas na najważniejsze, czyli przepisy! Książka podzielona jest na następujące rozdziały: maceraty, maści, kremy i balsamy do ciała, sera do twarzy, masła do ciała, maseczki i glinki kosmetyczne, peelingi, olejowe oczyszczanie twarzy, toniki, włosy, depilacja, domowa perfumeria, aromatyczna kąpiel, masaż i oleje do masażu, pielęgnacja dłoni i paznokci, naturalne pomadki do ust, mydła domowej roboty i kosmetyki na lato.

Pewnie zaraz pojawią się wątpliwości... Na pewno trzeba kupić dużo składników i poświęcić na to wszystko mnóstwo czasu!
Już spieszę z uprzejmym doniesieniem, że większość kosmetyków przygotujemy w kilkanaście minut, a produkty niezbędne do odtworzenia receptury prawdopodobnie znajdziemy we własnej lodówce i szafkach. A jeśli zaopatrzymy się w kilka uniwersalnych składników (na końcu książki znajduje się lista dostawców z adresami sklepów internetowych), będziemy w stanie stworzyć naprawdę wiele zdrowych mazideł.

Jako, że nie rzucam słów na wiatr przedstawiam maseczkę stworzoną w osiem minut, bez wychodzenia z domu po składniki. Orientalna supermaseczka do zadań specjalnych. Żeby nie było, że tylko sobie wymieszałam składniki, prezentuję produkt na twarzy (proszę się nie bać!). Działanie? Świetnie ściągnęła i wygładziła skórę.

 

 

Co jeszcze planuję w najbliższym czasie? Na pewno masujące babeczki do kąpieli, jednak tutaj muszę wybrać się do spożywczaka. Niemniej patrząc na listę, aż trzech składników, pewna jestem, że stworzenie własnych wyjdzie mnie o wiele taniej, niż kupno w sklepie kosmetycznym. Porwę się pewnie też na egzotyczny cytrynowy peeling do ciała, tutaj jednak składnikiem jest olej kokosowy, który muszę w najbliższym czasie upolować.

Zmierzając ku końcowi, napiszę tylko, że książka zachwyca jakością wydania, oraz mnóstwem pięknych zdjęć autorstwa również Klaudyny Hebdy. Przepisy są czytelne, w większości bardzo proste, a kosmetyki stworzone na ich podstawie mogą zadziwić swoim działaniem.
Może warto więc, zamiast zasilać konta siedzi drogeryjnych, stworzyć sobie małe domowe laboratorium kosmetyczne, za ułamek tej kwoty, którą wydalibyśmy w sklepie?

Gorąco polecam!

Fiszki wydawnictwa Cztery Głowy. Język angielski.




Z fiszkami zetknąłem się po raz pierwszy. Był już kurs językowy, była samodzielna nauka, a jakoś osławione, nieśmiertelne fiszki mnie omijały. Aż żona zapytała: czy aby chcę? Biorę! – rzekłem. Otrzymaliśmy więc od wydawnictwa Cztery Głowy do recenzji następujące zestawy fiszek: 

dla średniozaawansowanych: 

• Common Mistakes (najczęstsze błędy),
 • American English (amerykański kontra brytyjski); 

dla zaawansowanych:

 • Exam Maximizer (konstrukcje egzaminacyjne), 
 • False Friends (wyrazy zdradliwe). 

Najbardziej lubię te ostatnie, to miłe zaskoczenie w zestawie. False Friends to para słów lub wyrażeń brzmiących w dwóch językach tak samo lub podobnie, ale mających inne znaczenia. Po co się tego uczyć i czy faktycznie nas językowi przyjaciele zdradzają? 

 Ano nie zawsze i nie ma co być zbyt nieufnym. Dowód? W roku 1951 opublikowano sztuczny naturalistyczny język naukowy interliqua. Można się go ponoć nauczyć w 15 dni, co pozwala później na wykorzystywanie go, metodą porównań, jako pomocy do nauki innych języków (języków romańskich i w mniejszym stopniu języka angielskiego). Skąd ta łatwość w przyswajaniu? Wynika ona z prostego faktu, że w ramach jednej grupy językowej pewne wyrazy (mające to samo znaczenie) są do siebie morfologicznie i leksykalnie bardzo podobne. Upraszczając, powiemy, że pisze się je i wymawia podobnie. Przykład: środowisko w języku angielskim to environment w języku francuskim environnement. Uczono mnie żeby z tej zasady podobieństw korzystać. Zasadniczo ułatwia to bardzo naukę. Ale właśnie. Żeby być ufnym trzeba wiedzieć, kiedy co nie styka i nie gra, czyli znać zestaw słów, które wprowadzić nas mogą łatwo w błąd. Trzeba poznać False Friends, żeby potem móc już iść czuja. 

Ktoś miał dobry pomysł, żeby problem ten fiszkami rozwiązać. Z pomocą przyszło wydawnictwo Cztery Głowy (wiadomo, że co cztery to nie trzy, nie dwie i nie jedna). Sam bym na to nie wpadł, więc dobrze, że mam żonę, a żona bloga i kontakt z osobami z wydawnictwa. Z fiszkami tymi uczy się bardzo dobrze. Sama metoda jest naprawdę skuteczna i nade wszystko fajna, bo uczyć się można wszędzie. A co takiego ciekawego jest w fiszkach Czterech Głów? Nie od dziś wiadomo, że nauka słówek to nie wszystko – to dopiero początek i tylko część umiejętności językowych. Ważne, by oprócz uczenia się pojedynczych słówek uczyć się całych zdań na pamięć – używania słów we właściwych kontekstach. No to tu to mamy. Pod każdym słowem zamieszczono jego zastosowanie w konkretnym zdaniu, we właściwym kontekście. Przydają się też zakładki UMIEM/WIEM. Miło nam będzie popatrzeć jak zakładka WIEM powoli, ale systematycznie się powiększa. Dodatkowo w zestawie otrzymujemy kod do strony internetowej z której pobrać możemy plik MP3 ze słownictwem zawartym w fiszkach. Ważne to uzupełnienie, a właściwie konieczność, jeśli nie zawsze potrafimy biegle odczytać transkrypcję fonetyczną zawartą w nawiasach. Ja nie potrafię, a już możliwość ćwiczenia akcentu jest dla mnie nieoceniona. 

Polecam i pozostałe grupy fiszek, rozpisywał się o nich nie będę. Każda z nich dedykowana jest ciekawemu obszarowi tematycznemu, a miejsca w recenzji jeśli ma być ciekawa nań nie wystarczy. 

Jeśli chodzi o angielski to oceniam swój poziom zdolności językowych na średniozaawansowany, ale śmiało polecić mogę naukę również na poziomie advanced, ponieważ z fiszkami okazuje się to bardziej zabawą niż kuciem. 



 Autor recenzji: Alen Sierżęga

niedziela, 22 czerwca 2014

Wyniki konkursu

Po zadaniu Wam pytania a propos Malowniczego, zaczęłam mieć wątpliwości, czy aby na pewno znam poprawną odpowiedź... Napisałam więc do źródła, czyli autorki książki, która potwierdziła moją wiedzę.

Prawidłowa odpowiedź to:

"Uroczysko"

Otrzymałam jedenaście prawidłowych odpowiedzi, wśród których wylosowałam dwie osoby, które otrzymają książki: "Malownicze. Wymarzony czas"

Proszę o przesłanie adresów do wysyłki na mail: iza.bela19@wp.pl



wtorek, 17 czerwca 2014

Nicholas Sparks "Najdłuższa podróż"

 Zupełnie nie wiem co napisać o tej książce... Jak wiadomo, Nicholas Sparks jest niekwestionowanym mistrzem powieści romantycznej. Jego książki stają się niemal zaraz po premierze bestsellerami i sprzedają w zawrotnej ilości egzemplarzy. Sama czytałam kilka książek pisarza, jednak było to już kilka lat temu. Wrażenia miałam pozytywne, interesowała mnie jednak wtedy inna literatura niż teraz i mam wrażenie, że "wyrosłam" już z lektur takich jak "Najdłuższa podróż". Nie chcę oceniać jej źle, bo zła nie jest, jednak nie wzbudziła we mnie większych emocji, mimo że czyta się ja naprawdę szybko i przyjemnie...

Ira Levinson miał wypadek i tkwi uwięziony w samochodzie. Śnieg pada intensywnie, mróz jest dotkliwy, a pomoc nie nadciąga. Staruszek zaczyna więc powoli żegnać się z życiem. Jednak wtedy, w majakach rannego mężczyzny pojawia się zmarła kilka lat wcześniej żona Ruth. Jest tak wyraźna i namacalna, że ranny staruszek rozpoczyna walkę, jednocześnie wracając wspomnieniami do niezwykle długiego życia, pełnego miłości i zrozumienia Ruth.

Równolegle poznajemy historię dwojga młodych ludzi... Sophie poznaje Luka, podczas zabawy w stodole. Ten pomaga jej, kiedy natarczywie nagabuje ją były chłopak. Między nimi szybko rodzi się silne uczucie. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilą. jednak nad ich związkiem cieniem kładzie się przyszłość... Luke jest ujeżdżaczem byków, jednak po ciężkim wypadku jakiego doznał kilkanaście miesięcy wcześniej, każdy występ wiąże się z dużym ryzykiem. Sophie studiuje historię sztuki na uniwersytecie, jednak  do końca nauki zostało jej zaledwie kilka miesięcy, po których będzie musiała wrócić do domu, lub podjąć pracę. Wszystko to miałoby miejsce daleko od ukochanego. Zakochani żyją chwilą, jednak to co najtrudniejsze, zbliża się do nich w zawrotnym tempie...

Lasy Iry, Sophie i Luka połączą się w niezwykle zaskakujący sposób...

Jak pisałam wcześniej, przeczytałam książkę dość szybko, jednak bez większych emocji. Dopiero samo zakończenie, kiedy w końcu poznajemy sposób, w jaki autor postanowił spleść losy bohaterów, wywołało we mnie spore wzruszenie. Przez długi czas, losy Iry kojarzyły mi się z bohaterami innej powieści Sparksa "Pamiętnika". Jednak po pewnym czasie ogrom jakby nierealnej miłości zaczął mnie przytłaczać. Wyjątkowo, bardziej do gustu przypadły mi losy młodych, jednak tu z kolei miałam wrażenie, że czytam powieść dla młodzieży, na którą jestem już po prostu za stara...

Myślę, że wiernych fanów Sparks nie zawiedzie. Po raz kolejny stworzył ciekawą historię o miłości, bardzo w swoim stylu. Jednak dla mnie to wszystko jest za słodkie i nie trafia już w mój gust. Niemniej polecam, bo wiem, że autor znajdzie spore grono odbiorców, którym jego historie przypadną do gustu.

niedziela, 15 czerwca 2014

Magdalena Kordel "Malownicze. Wymarzony czas" + dwa egzemplarze dla Was!


Nie polecam Wam czytania mojej opinii, jeżeli nie mieliście okazji zapoznać się z pierwszą częścią Malowniczego. Może się zdarzyć tak, że przez przypadek zdradzę za dużo i zepsuję radość z lektury Wymarzonego domu. Napiszę jednak we wstępie, że wiele wątków doczekało się swojego ciągu dalszego,  pojawiło się też kilka nowych, które mam nadzieję świadczą o tym, że już niebawem powrócimy do Malowniczego i jego mieszkańców.

A co nas czeka w tej części? Magda walczy o możliwość stworzenia rodziny zastępczej dla Marcysi i Ani, jednak ktoś usilnie rzuca jej kłody pod nogi. Po raz kolejny przeszłość wkracza w życie bohaterów i ma wpływ na to jak układa się ich życie. Jednak kobieta nie poddaje się i walczy niczym lwica o dziewczynki. Michał z kolei miota się między swoim pędem do samotności, a rodzącym się uczuciem do Magdy i dziewczynek. Związek tych dwojga, swoją burzliwością z pewnością zainteresuje czytelników.
Pojawiają się w Malowniczem nowe postaci. Marta z córeczką Zosią ucieka przed przeszłością, a schronienia szuka w domu przyjaciółki ze studiów. Magda nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie ściąga na siebie i bliskich, przyjmując pod dach zagubioną kobietę. W poszukiwaniu córki, zjawia się w miasteczku Kacper. Wyrodny ojciec, niegdysiejszy uwodziciel, który swoimi kłamstwami doprowadził  do tragedii wielu osób. Mieszkańcy nie zapomnieli mu złych czynów mimo upływu lat. Niczym rozkapryszone dziecko, obrażając się i szukając niedojrzałych metod "zemsty", próbuje udowodnić Krysi, że popełniła błąd odrzucając jego zaloty. Jak zwykle zapomina w tym wszystkim o swoim jedynym dziecku...
Autorka pozwala nam też śledzić poczynania ulubionych mieszkańców. Miecia zawzięcie uczącego się francuskiego, czy też Kraśniakowej, która z nieznanych przyczyn przestaje plotkować!?

Z przyjemnością wróciłam do Malowniczego i perypetii jego mieszkańców. Mimo, że ta część wydaje mi się jakby bardziej przewidywalna, mniej dynamiczna i słabsza od poprzedniej, to i tak dałam się uwieźć tej sielskiej atmosferze małego miasteczka. A czytając ostatnie zdania książki już rodziła się myśl... Kiedy znowu wrócę do Malowniczego? Wymarzony czas to lektura, którą pochłania się w zawrotnym tempie, dająca wytchnienie i pozwalająca głowie na chwilę odpocząć od problemów.  Ot idealna książka na wakacyjny, urlopowy czas...
Polecam!

...................................................................................................

Mam dla Was dwa egzemplarze książki "Malownicze. Wymarzony czas". Wyjątkowo nie będę od Was dużo wymagać... Wystarczy, że wyślecie odpowiedź na pytanie: W której książce Magdaleny Kordel po raz pierwszy pojawia się miejscowość Malownicze? Odpowiedzi wysyłajcie na maila: konkurs-magiaksiazki@wp.pl 
Ps. Wbrew pozorom, odpowiedź wcale nie jest taka prosta. Zapoznajcie się dokładnie z twórczością autorki!
Wśród prawidłowych odpowiedzi rozlosuję zwycięzców.

Czas trwania: 15.06.2014 do 20.06.2014
Fundatorem nagrody jest wydawnictwo Znak. Biorąc udział w konkursie, wyrażacie zgodę na przekazanie swoich danych, w razie ewentualnej wygranej, wydawnictwu.

piątek, 13 czerwca 2014

Kalina Błażejowska "Uparte serce. Biografia Haliny Poświatowskiej"


Niewielka była moja wiedza na temat Haliny Poświatowskiej, mimo że wiele jej wierszy znam i bardzo lubię. Nie przypuszczałam, że życie autorki pięknych erotyków było krótkie, a jednocześnie intensywne, mimo ciężkiej choroby. Kalina Błażejowska przybliża nam postać Haśki, ukazując jej uczucia, obawy, porywy serca. W biograficznej opowieści pokazuje niezwykła walkę o życie i chyba przede wszystkim z życiem...

Halina Poświatowska przychodzi na świat w 1935 roku. Ma więc zaledwie cztery lata, kiedy rozpoczyna się wojna. Nie trudno się domyślić, że życie dziecka w tym czasie nie należało do najłatwiejszych, a wojenna zawierucha z pewnością została w pamięci dziewczynki. W 1944 roku zaczyna się choroba... Choroba, która zaważyła na całym życiu Haśki. Najpierw angina, następnie gorączka reumatyczna i zapalenie wsierdzia. Chwilę później umiera jej młodsza siostra Elżbieta...

Nie chcąc streszczać całej biografii napiszę w skrócie, pomijając wiele ciekawych wątków... Halina wiele tygodni spędzała w klinice w Krakowie, sanatoriach albo leżąc w łóżku, w domu w Częstochowie. Zapomnieć mogła o chodzeniu do szkoły, gdyż wejście po schodach okazywało się misją nie do wykonania. Tęskniła przez wiele lat za normalnym życiem, rozmyślając o śmierci i żyjąc z myślą, że ta może nastąpić w każdej chwili. Kolejnym ciekawym fragmentem biografii jest małżeństwo z Adolfem Poświatowskim, poznanym w sanatorium, cierpiącym na tę samą dolegliwość co Halina. Małżeństwo pełne miłości i zrozumienia okazało się niezwykle krótkie, gdyż po kilku miesiącach mąż umiera... Halina wiele lat wracała pamięcią do tego czasu, a Adolf pozostał najważniejszym mężczyzną w jej życiu.
W końcu przyszła dla początkującej poetki szansa na wyleczenie. Operacja w Stanach, którą udało się sfinansować dzięki wielu ludziom dobrej woli. Operacja udana, po której Halina postanawia zostać i studiować za oceanem, co niekoniecznie wszystkim przypada do gustu. Uparta kobieta chce jednak realizować marzenia. A realizuje je w sposób niepozostawiający wątpliwości ludziom, którzy najchętniej odesłali by ją do Częstochowy. Zdobywa stypendium i po zaledwie dwóch latach nauki angielskiego studiuje na uniwersytecie, osiągając najlepsze wyniki. W czasie amerykańskiej przygody pojawiają się w jej życiu też mężczyźni: Jerzy Kosiński, czy szermierz Jerzy Twardokens.
Niespodziewanie, kiedy zdobywa kolejne stypendium na prestiżowej uczelni, postanawia wracać do Polski...
Lata po powrocie to rozwój poetycki, kolejne związki, tytuły naukowe, próba samobójcza i najgorsze... nawrót choroby.

Życie Haliny Poświatowskiej trwało zaledwie trzydzieści dwa lata, jednak było tak pełne przeżyć, uczuć, rozterek, że nie sposób się przy biografii poetki znudzić.

Poświatowska fascynuje. Przez lata obserwujemy jej zmaganie z chorobą, śmiercią i wielką chęć życia. Kiedy przychodzi zdrowie, Halina nie potrafi sobie z nim poradzić. Uczy się żyć, jednak okazuje się, że jest to o wiele trudniejsze niż oczekiwanie na śmierć. I to właśnie w latach, kiedy zdrowie dopisywało, najwięcej w Halinie depresyjnych stanów, wątpliwości i destrukcyjnych działań. Wiele w niej było niewiary w siebie i we własną twórczość. Często, mimo pozytywnych recenzji uznawała drukowane wiersze za nieudane i słabe. Ciągle tkwiło w niej jakieś niezrozumiałe napięcie i lęk, niezależnie od tego czy zdrowie jej dopisywało, czy nie.

Błażejowska nie zabiera się za analizy twórczości, chociaż ta pojawia się na kartach biografii. Ta książka to w całości opowieść o życiu i śmierci. O upartej poetce, która zawsze chciała stawiać na swoim i żyć w zgodzie z własnymi pragnieniami. Po lekturze tej książki spojrzałam zupełnie inaczej na poezję Haśki, ujrzałam jej drugie dno, którego wcześniej nie dostrzegałam...

Polecam!

..........................................................................

Na koniec informacja dla mieszkańców Warszawy!

14.VI.2014
Spotkanie z autorką biografii Poświatowskiej
Zapraszamy na spotkanie z Kaliną Błażejowską do Ogrodu Krasińskich w Warszawie, 14 czerwca 2014 (sobota) o godzinie 15.00 w ramach 3. edycji Imienin Jana Kochanowskiego.
Szukajcie stoiska Wydawnictwa Znak nr 23!

..............................................................................

I jeden z piękniejszych wierszy Poświatowskiej, w muzycznej interpretacji Janusza Radka...




niedziela, 8 czerwca 2014

Sylwia Szwed "Mundra"


"Mundra" znaczy mądra. Tak niegdyś nazywano kobiety pomagające i przyjmujące poród. Przylgnęły też do nich inne określenia, jak babka, babicula, babuszka, akuszerka. Dziś nazywane są po prostu położnymi, a ich zawód często mylony jest z zawodem pielęgniarki. Jednak to właśnie mundra czuwa przy narodzinach każdego dziecka, pomaga i kieruje rodzącą. Lekarz pojawia się na sam koniec, jeżeli jest potrzeba. Na położnej spoczywa odpowiedzialność opieki na matką. Mimo to, o pracy położnych wiemy niewiele, a i prestiż wynikający z uprawiania tego zawodu zdaje się być niewielki w naszym kraju.

Sylwia Szwed przeprowadziła rozmowy z dziesięcioma położnymi. Najstarsza ma dziewięćdziesiąt dwa lata, najmłodsza dwadzieścia sześć Prezentują cztery pokolenia kobiet położnych, towarzyszących nam, naszym matkom i babkom. Na swoje rozmówczynie reporterka wybrała  kobiety, które mimo iż uprawiąją ten sam zawód, różni oprócz wieku, wychowanie, miejsce pracy, czasy w jakich się uczyły i zaczynały pracę, podejście, poglądy... Niemal wszystko. Dlatego też, mimo że rozmowy traktują o tym samym - porodzie i pracy położnej, każdy wywiad jest inny, pozwala wyciągać inne wnioski. 

Każda rozmówczyni to kopalnia wiedzy i doświadczenia...
Barbara Baranowska, embriolog dzięki której dowiadujemy się wiele o zapłodnieniu in vitro i podejściu ludzi do tego zabiegu.
Monika Nowicka, położna zajmująca się kobietami rodzącymi w Tanzani, wnosi do książki powiew egzotyki.
Józefa Mrugacz - wiekowa kobieta, z której poglądami nie do końca potrafiłam się zgodzić, jak np. z negacją depresji poporodowej. Jednak dzieciństwo bez miłości i trud wieloletniej pracy mogą tłumaczyć jej szorstkość i jakby złość.
Jola Petersen wnosi z kolei do książki powiew skandynawskiego klimatu. Uświadamia nam różnicę miedzy polskim a skandynawskim położnictwem, gdzie bycie położną to prestiż i szacunek. Uświadamia przepaść między tymi dwoma modelami położnictwa.
Jolanta Szala opowiada dużo o aborcji, teraz i kiedyś. Uświadamia też, że położne przed laty niekoniecznie były złe, po prostu nie wiedziały, że rodzić można inaczej. Chciały dobrze w zgodzie z tym czego je nauczono.
Irena Chołuj to z kolei położna, która najbardziej mi zaimponowała. Mimo przeciwności, potrafiła zmienić sposób myślenia. Nauczona w starej szkole, zmieniła sposób myślenia i pracy, chociaż wiązało się to wielokrotnie z przykrościami ze strony innych współpracowników.
Teresa Tomczyk - dzięki niej zyskujemy wiedzę o powojennym położnictwie, jak wyglądał sprzęt, jak mundre przygotowywały się do przyjęcia porodu, z jakimi problemami musiały się mierzyć w szpitalach.
Katarzyna Oleś to położna, dzięki której uświadamiamy sobie, że poród nie jest tylko kwestią fizjologiczną, ale też polityczną i kulturową. Dowiadujemy się też sporo o różnicach między porodem naturalnym, a tym wykonanym przez cesarskie cięcie.
Stefania Hoch - położna legenda, która przyjmowała porody w obozie jenieckim w czasie  II Wojny Światowej.
Maria Romanowska - rozmowa z nią skupiła się wokół kobiet, ich leków, postrzegania własnego ciała. Zyskujemy obraz współczesnej rodzącej widzianej oczami współczesnej położnej...

Każdej z tych kobiet poświęciłam zdanie, góra dwa, mając nadzieję, że zachęci Was do sięgnięcia po resztę wywiadu. A każdy z nich jest niepowtarzalny, traktujący o rzeczach ważnych, otwierający oczy na problemy i tematy tabu. Sylwia Szwed za sprawą swoich rozmówczyń odczarowuje poród, rozjaśnia czym jest praca położnej. 
Polecam każdej kobiecie, niezależnie od tego czy rodziła czy nie. Tym, które są dopiero przed, książka z pewnością poszerzy wiedzę. Nie spowoduje, że zniknie strach przed porodem, ale przynajmniej pozwoli zyskać pewność czego się boimy. Matkom, które już rodziły, współcześnie, w latach osiemdziesiątych, czy też dawniej, być może "Mundra" pomoże lepiej zrozumieć to ważne wydarzenie, ale też poznać świat w jakim przyszło rodzić własnej matce.

Przeczytałam ja, przeczytał mój mąż i oboje gorąco polecamy!

piątek, 6 czerwca 2014

Nowości na półkach



Ostatnie miesiące obfitowały w nowości, co widać na załączonym obrazku... Oprócz egzemplarzy recenzenckich jest więc też sporo moich zakupów własnych :) W końcu mam dużo czasu na czytanie, wypatrujcie więc poszczególnych recenzji już niebawem :)

Zostawiam Was z panem stosem!
Miłego oglądania :)

czwartek, 5 czerwca 2014

Jennifer Worth "Zawołajcie położną"



Kursor zawzięcie miga... Już chyba czwarty raz usuwam pierwsze zdanie, bo każde wydaje mi się nieodpowiednie, a chciałabym już na wstępie jakoś oddać klimat i mój zachwyt nad książką. Jeżeli więc nie macie czasu na czytanie więcej niż wstępu, to ułatwię wam i  już teraz napiszę, że ta książka jest naprawdę świetna.

Jennifer Worth przez dwadzieścia lat pracowała jako położna w londyńskiej dzielnicy portowej. To właśnie jej wspomnienia znajdziemy w książce "Zawołajcie położną", która stanowi pierwowzór serialu "Z pamiętnika położnej", być może znanego już niektórym czytelnikom. 
Jennifer poznajemy w momencie, gdy o drugiej trzydzieści, czyli niemalże w środku nocy, zostaje wezwana do rodzącej Muriel. Pobudkę położna komentuje dosadnie...
"Po co ja się w ogóle w to wpakowałam?! Chyba oszalałam! Mogłam wybrać tyle innych bardziej interesujących i lepiej płatnych zawodów - modelka, stewardesa w liniach lotniczych albo na statku. Tylko idiotka postanowiłaby zostać pielęgniarką! A na dodatek położną..."
Kariera dziewczyny jako położnej rozpoczęła się, gdy mając już doświadczenie pielęgniarskie przekroczyła progi Domu Nonnatana. Miejsce specyficzne, prowadzone przez siostry zakonne trudniące się położnictwem i pielęgniarstwem. Mówimy o latach pięćdziesiątych, w ubogiej dzielnicy portowej, o czasach przed pigułką antykoncepcyjną. Można bez wahania powiedzieć, że siostrzyczki i ich podopieczne na brak pracy nie mogły narzekać. Poranne wizyty, popołudniowe wizyty, poradnia okołoporodowa i przede wszystkim porody, których w tamtym czasie było naprawdę wiele. Niezależnie od godziny wezwania wsiadały na rowery i pędziły do potrzebujących.
"Dlaczego położne nie są w oczach ludzi bohaterkami? Powinny być wychwalane przez wszystkich pod niebiosa. Nie sposób zmierzyć odpowiedzialności, jaka spoczywa na ich barkach, ich umiejętności i wiedza nie mają sobie równych."

Worth funduje nam też swoistą podróż w czasie... Niezwykle obrazowo opisuje londyński Est End, podkreślając zarówno jego piękno jak i brzydotę. Prości ludzie, stłoczeni na niewiarygodnie małych przestrzeniach, świat prostytutek, brutalności i nędzy. A do tego ten przytłaczający londyński klimat... wszechogarniający smród, brud i smog.

W swoich wspomnieniach autorka pokazuje nam wszystko w taki sposób, że często z przerażeniem przewracamy kolejne strony, no bo np. jak można urodzić dwadzieścioro pięcioro dzieci!?  Kompletnie niezrozumiałe i zatrważające sytuacje, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, przez wzgląd na czasy w jakich żyjemy. Mimo to, często mamy też okazję do uśmiechu... Autorka równoważy dobro i zło. Bo opowieść położnej, to opowieść słodko-gorzka, która wciąga od pierwszej strony i czaruje plejadą barwnych postaci. Każda z siostrzyczek mogłaby być materiałem na osobną książkę, złota rączka Fred i jego interesy, czy też kucharka Pani B. to kolejni kandydaci godni dłuższej uwagi. Każde z nich otrzymało rozdział, jednak jest to zdecydowanie za mało!

"Zawołajcie położną" to barwna podróż w lata pięćdziesiąte, gdzie dzieci rodziło się mnóstwo, a poród domowy był czyś normalnym. Jennifer Worth w brawurowy sposób opisuje lata, w których antykoncepcja praktycznie nie istniała. Od pierwszej strony czujemy przytłaczający londyński klimat, który nie pozwala nam oderwać się od lektury.

Chcę więcej!

środa, 4 czerwca 2014

Książki. Magazyn do czytania.

Miała być recenzja, ale nie jestem z niej do końca zadowolona, więc chyba musi chwilę odczekać. Tymczasem... Kilka słów o kolejnej miłej niespodziance od Agory. Spersonalizowana kartka z życzeniami dobrej lektury naprawdę poprawia humor i oczywiście najnowszy numer "Książek", po który niebawem sięgnę...

A co w "Książkach" piszczy? Odpowiedź znajdziecie tutaj -> Klik

Baner