środa, 30 października 2013

Melania Reiter "AmbaSSada"

"Co by było, gdyby Hitler nie miał wąsów...?"


Niedawno do kin wszedł najnowszy obraz Juliusza Machulskiego "AmbaSSada". Jak twierdzi sam reżyser "film ma przekłuć nadęty balon, gdy mówimy o martyrologicznej historii Polski". Mówiąc krótko, miało być zabawnie, lekko i z przymrużeniem oka, coś jak "Bękarty wojny" Quentina Tarantino. Dlatego też sięgnęłam po książkę, która powstała na podstawie scenariusza, licząc przede wszystkim na przednią rozrywkę.

Melania i Przemek, mieszkańcy cichych i spokojnych Bieszczad, przenoszą się do Warszawy, aby przez miesiąc opiekować się mieszkaniem stryja. Jak się okazuje dość szybko, w kamienicy, która stoi w miejscu dawnej ambasady niemieckiej dzieją się dziwne rzeczy... Dość szybko małżeństwo odkrywa, że na trzecim piętrze urzędują najprawdziwsi naziści z samym Joachimem von Ribbentropem na czele. W głowie Melanii szybko rodzi się pomysł, aby trochę zmienić historię świata, a wszystko za sprawą kilku gadżetów, takich jak szafa czy najnowszy smartfon.

Historia dość absurdalna, w żaden sposób pewnie by mnie nie raziła, w końcu motyw z przenoszeniem się w czasie jest dość często wykorzystywany, gdyby nie to, że nawet absurd musi się trzymać kupy! Mówiąc brzydko... Jestem w stanie zrozumieć, że wkładając coś do szafy w 1939 roku znajdziemy to w tej samej szafie w 2013 roku, ale odwrotnie? Zawirowania czasowe też jestem w stanie ogarnąć, ale niektóre momenty po prostu jakieś takie mało logiczne. Ale może się czepiam, bo to tylko szczegóły. 

"AmbaSSadę" czyta się ekspresowo. Podzielona jest na krótkie rozdziały (2-3 strony) odpowiadające odpowiednim scenom w filmie (tak podejrzewam, gdyż obrazu Machulskiego na wielkim ekranie nie widziałam). Spodziewałam się lektury zabawnej, lekkiej i owszem, kilka razy się uśmiechnęłam pod nosem. Było to jednak raczej nieznaczne uniesienie kącików ust, a nie wybuchy śmiechu na jakie liczyłam. Dialogom w tej książce zdecydowanie brakuje jakiegoś polotu. Miejscami są infantylne, jakby bohaterzy próbowali na siłę być wyluzowani i zabawni, efekt niestety wręcz odwrotny, wyszło bardzo sztywnie (pewnie stąd tyle zarzutów wobec pary aktorskiej wcielającej się w postacie Melanii i Przemka).
Między poszczególne sceny wpleciono kadry z filmu. Miło jest popatrzeć na Roberta Więckiewicza wcielającego się w postać Adolfa Hitlera, czy Adama Darskiego jako Joachima von Ribbentropa... Ale to tylko jeden z wypełniaczy, próbujący odwrócić uwagę od tego, że jednak nie udała się "AmbaSSada" tak jak Machulski obiecywał. Jeżeli film prezentuje poziom książki powstałej na podstawie scenariusza, to do kina z pewnością się nie wybiorę.

Czyta się przyjemnie, od czasu do czasu można się uśmiechnąć, ale nie jest to zdecydowane to, czego oczekiwałam. Alternatywna wizja roku 1939 z pewnością miała szanse stać się hitem, niestety czegoś zabrakło...

Czytajcie na własną odpowiedzialność!

Ps. Czy ktoś widział "AmbaSSAdę"? Polecacie, czy raczej odradzacie wizytę w kinie?

poniedziałek, 28 października 2013

Rzecz o japońskim pisarzu... Trzy książki do zgarnięcia!

Dawno, dawno temu założyłyśmy "wyzwanie" Haruki Murakami. W zasadzie nazwałabym to blogiem skupiającym recenzje książek Haruki Murakamiego. Jednak z biegiem czasu wpisów zaczęło się pojawiać coraz mniej, a strona jest w tej chwili w fazie wręcz agonalnej. Wraz z panem zajmującym się promocją najnowszej książki "Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa" postanowiliśmy nieco ją ożywić, stąd też propozycja dla Was... Dołączajcie jako współtwórcy strony, piszcie recenzje i zamieszczajcie je wraz z linkami do opinii na swoim blogu, a dla trzech najlepszych, które się pojawią od dzisiaj do 25 listopada zostaną przeznaczone egzemplarze najnowszej powieści. Jeżeli więc czytaliście ostatnio coś, opisywaliście, wrzucajcie to na bloga Haruki Murakami!




Jeżeli chcecie współtworzyć bloga Haruki Murakami, zgłoszenia wysyłajcie na mój adres:
iza.bela19@wp.pl

niedziela, 27 października 2013

Targi Książki w Krakowie

Jak co roku... Ścisk, gwar, gorąco, brak tlenu, ciężkie siaty książek, kolejki do najbardziej obleganych autorów, niemożność przejścia obok najpopularniejszych stoisk... Jednym słowem - rzeź. Ale ja się w tej dżungli czuję jak ryba w wodzie... Chociaż co roku wracam wykończona i powtarzam nigdy więcej, to wiem, że za rok znowu wpadnę na halę targową szczęśliwa, że znowu są Targi!
Na tę edycję pięknie wszystko zaplanowałam, miałam kartkę z harmonogramem "zwiedzania", w plecaku książki do podpisu. Prawie nic z tego nie zrealizowałam oczywiście... Ale to nic :)
W kolejce do Szczepana Twardocha postawiłam swojego Stacza (chłopaka), do Marii Czubaszek nie miałam już siły, zrobiłam tylko zdjęcie (a książka w plecaku ciążyła...), nawet całej hali nie obeszłam, bo mi tlenu zaczęło brakować ;) Kilka razy wracałam za to do stoiska mojego ukochanego wydawnictwa Bosz, zachwycałam się książkami i kupiłam 3 (ceny tak przystępne,że nie można było sobie odmówić) No właśnie ceny... Jak co roku "doskonałe", często nie więcej niż 10% rabatu... A w tym czasie w Matrasie na rynku w Krakowie 30% rabatu na wszystkie książki... Przepłaciłam :)
Cieszę się, że trafiłam na spotkanie z Rutą Sepetys, autorką "Szarych śniegów Syberii". Bardzo pozytywna kobieta! Z niecierpliwością czekam na jej kolejne książki.
Najbardziej jednak cieszyłam się na spotkanie blogerów! I jak zwykle było sympatycznie i przyjemnie! Kaś Ty wiesz, że ja Cię uwielbiam za to, że chce Ci się to organizować! :)

Tyle... Nie mam siły więcej pisać. Możecie pooglądać zdjęcia!
Stoisko na którym wydałam najwięcej pieniędzy! Ale książki piękne, a ceny niskie :)










Migawki ze spotkania blogerów w Smakołykach :)
Zakupy targowe (dwie książki z czarnego to prezent urodzinowy od Kingi, który akurat na targach się u mnie pojawił:))

"Śmieci" targowe :)
Pobazgrane książki (Podpis Anne Aplebaum zdobyty na Fastiwalu Conrada)



wtorek, 22 października 2013

Marek Pernal "Praga. Miasto magiczne. Spacerownik historyczny"

Przyznaję, że z pełną premedytacją nie przeczytałam całego spacerownika. Przy niektórych trasach przejrzałam "obrazki", pozachwycałam się pięknem, ale świadomie przez tekst przebiegałam tylko w  pośpiechu wzrokiem. Już tłumaczę dlaczego...

Kilka pierwszych tras przestudiowałam bardzo dokładnie. Trakt królewski, Most Karola, Hrad, Mała Strona zachwyciły mnie na tyle, że postanowiłam nie czytać dalej, a jedynie przejrzeć. Natomiast plan mam taki, że zapakuję książkę w plecak i przy pierwszej nadarzającej się okazji pojadę do Pragi. Nigdy wcześniej nie miałam problemów z czytaniem takich przewodników. W tym przypadku po prostu chcę tam być, chcę tego wszystkiego doświadczyć, dlatego kilka tras po prostu przejdę z Markiem Pernalem "w realu".

Z powyższych zachwytów pewnie wynika już, że przewodnik jest świetny, skoro potrafi  skłonić do podróży? Marek Pernal, były ambasador RP w Republice Czeskiej wykonał naprawdę katorżniczą pracę. Każda trasa opisana jest niemal krok po kroku i zobrazowana fotografiami Waldemara Gorlewskiego i Łukasza Falkowskiego. Zdjęcia dodatkowo oznaczone są numerami, przypisanymi odpowiednim fragmentom w tekście, tak że od razu wiemy na co patrzymy. Nie trzeba zaglądać na tył książki szukając indeksu fotografii, ani też zastanawiać się w którym momencie Marek Pernal opowiada o danej kamieniczce czy rzeźbie. Autorzy i edytorzy przewodników często zapominają o takich drobnych udogodnieniach dla czytelnika, które ułatwiają wędrówki... 
Na trasach spacerowych, każdy zabytek jest dokładnie przez autora opisany. Przedstawione jest tło historyczne, ciekawostki związane z danym miejscem, pokazane są szczegóły, które często umykają przy natłoku wrażeń. Zadziwia wręcz ilość informacji jaką przekazuje Pernal. Nie ma na trasie miejsc traktowanych po macoszemu... Wszystkie opisane są w najdrobniejszych detalach. Chociażby fasady kamieniczek i gros rzeźb na nich umieszczonych. Każda ma swoją historię, autora i miejsce w tekście. I jak tu się nie zachwycać?
Każdy spacer, a jest ich w książce szesnaście, poprzedzony jest dokładną mapką, na której wyraźnie zaznaczona jest linia przejścia i numery przypisane do zdjęć i tekstu. Wszystko współgra ze sobą idealnie. Oprócz tego, polecenia autora dotyczące lokalów gastronomicznych. W końcu niełatwo w obcym mieście znaleźć miejsce, gdzie można dobrze i w miarę tanio zjeść. Ale autor pamięta nie tylko o strawie, poleca również liczne kawiarnie i piwiarnie, czasami zdradza przepisy np, na sławny czeski grog, opisuje też zwyczaje panujące w danych lokalach. Full service!
Znajdziemy też "Polonikę", dowiemy się np. w której kamienicy urodził się Józef Czapski i gdzie znajduje się dom rodzinny księcia Józefa Poniatowskiego.
Dużo w książce ciekawych szczegółów, jak np dokładny opis praskiego zegara astronomicznego, czy też wyjaśnienie hebrajskich symboli nagrobnych (dlaczego nie miałam tej książki w ręce, kiedy zastanawiałam się nad symbolami zamieszczonymi na nagrobkach żydowskiego cmentarza w Lutowiskach?).

Ale dość zachwytów! Nie mam żadnych zastrzeżeń. W moim odczuciu jest to przewodnik idealny, w którym znajdziemy wszystko co potrzebne, aby poznać stolicę Czech i się w niej zakochać. Marek Pernal, z wykształcenia historyk, stworzył magiczny obraz Pragi, w której historia miesza się ze współczesnością, tworząc niepowtarzalny klimat. Nie sposób się nie zauroczyć.

Polecam!

"Praga nie puszcza nikogo z tych, których pochwyciła" (Angelo Maria Ripellino)


poniedziałek, 21 października 2013

Korzystając z pięknej pogody...

...Wzięłam książki, aparat i ojca... :)

Męczę Was swoją facjatą, ale bardzo mi się te zdjęcia podobają... (Czy to już podpada pod samozachwyt? :))




A już niebawem recenzja "Specerownika historycznego. Praga miasto magiczne" Marka Pernala :)



niedziela, 20 października 2013

O Targach w Krakowie, trochę nowości, regały i przegapione urodziny :)

Powoli przygotowuję się do Targów Książki w Krakowie. Tym razem wszystko ma być przemyślane! (Pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie :)) Planuję kupić trzy książki: "Morfinę" Twardocha, "Eli, Eli" Tochmana i "Ciszę" Czernieckiego. Nic ponad to! Tak sobie obiecuję, bo inaczej nie będę miała za co do domu wrócić... (Chociaż w zasadzie zawsze można stopa złapać...). Rozpiskę sobie zrobiłam piękną... Wychodzi na to, że będę latać (a Kinga ze mną... se se se...) z wywieszonym jęzorem po całej hali od 11 do 15, do tego dźwigając ciężką torbę pełną... książek oczywiście :). 
W końcu stanę do dłuuuugiego ogonka, którego końcem będzie Pan Władysław Bartoszewski! Od dwóch lat zniechęca mnie ilość osób, ale nie tym razem!
Bardzo chciałabym zamienić kilka słów z niektórymi autorami, ciekawa jakimi są osobami (bez bazgrania po książkach ;))
I nie mogę się już doczekać tego spotkania po... z innymi blogerami. W Katowicach mnie ominęło, tym razem się nie dam żadnym przeciwnościom!


Nowości u mnie niedostatek... Mam świadomość tego jak mało piszę i czytam, nie rzucam się więc na egzemplarze recenzenckie. Rzadko też kupuję... Chyba, że skusi mnie jakaś wyjątkowa okazja.

1. Ambassada - od wydawnictwa Agora
2. Kapuściński non-fiction - biedronkowy zakup za całe... 12,99 zł :)
3. Szare śniegi Syberii (recenzja) - Od wydawnictwa NK


Majstrowałam ostatnio przy regałach. Wcześniej, jak może niektórzy pamiętają, książki były poukładane kolorystycznie, ale ponieważ mam coraz większą sklerozę, nie pamiętam co, jaki ma grzbiet, zaczęłam powracać do starego systemu. Podróżnicze, czarne, serie, autor na jednej półce itd... Uwielbiam te moje regały... Aż żal, że nie mam miejsca na więcej. Nic nie uspakaja mnie tak, jak ich widok codziennie rano... ;)

Dwa miesiące temu stuknęły Magii ksiązki trzy lata... I przegapiłam! Wstyd! To tak, jakby zapomnieć o urodzinach dziecka!
Cieszę się, że założyłam tego bloga, że mobilizuje mnie do rozwijania się. Widzę przepaść między pierwszymi postami, a tymi teraz i jestem bardzo zadowolona z efektu trzyletniego pisania. Dziękuję też osobom, które dawały mi rady i od których wiele się nauczyłam. Blog dał mi też szansę poznania naprawdę wspaniałych osób w tym najważniejszej - Kingi!

Udanej niedzieli Wam życzę! :)

sobota, 19 października 2013

Marek Tomalik "Lady Australia"



"Lady Australia" to moje drugie spotkanie z Markiem Tomalikiem. Pierwsze, przy okazji lektury książki  "Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia", nie należało raczej do udanych. Zupełnie nie poczułam klimatu opisywanego kontynentu. Nie udzielił mi się entuzjazm autora. Tym razem było jednak inaczej. Można powiedzieć, że dałam się uwieść Lady A.! I chociaż w dalszym ciągu Australia to nie jest moje podróżnicze marzenie, to poczułam jej zmysłowość i nieobliczalność.

"Lady A. ma swoje sposoby, by zafascynować, oczarować i uzależnić. Pomaga jej w tym skutecznie cała Przyroda, która - jak to celnie ujął mieszkający tam kiedyś Jacek Kaczmarski - jest fantasmagoryczna. Inna od wszystkich. Obezwładniająca, halucynogenna, odrealniona, często przerażająca. Potrafi otumanić jak prawdziwa famme fatale, przestraszyć jak zły sen. Jak to kobieta lubi klejnoty i ma ich niemało: aż 15 spośród jej naturalnych skarbów znalazło się na Liście światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego. Wśród tych najważniejszych: parki narodowe Kakadu, Uluru-Kata Tjuta, Region Wyschniętych Jezior Willandra (jedno z najciekawszych miejsc archeologicznych świata), Wielka Rafa Koralowa i nieprzebrane bogactwa dzikiej Tasmanii."*
Marek Tomalik zabiera nas w niezwykle zmysłową, często erotyczna podróż po swojej ukochanej. Lady A. okazuje się kobietą jak najbardziej prawdziwą, z wszystkimi wadami i zaletami. Krajobraz, który zaskakuje niezwykłością barw, zjawiska przyrodnicze charakterystyczne dla zmiennego kobiecego charakteru, od suszy po powodzie, czy wyjątkowe bogactwo fauny i flory świadczące o dobrym guście i rozrzutności Lady A.
Lady A. to kobieta kapryśna i zmysłowa zarazem, zaś opowieść Tomalika to pełna jednoznacznych skojarzeń wędrówka po rozgrzanym kontynencie. Towarzyszy jej piękna poezja Williama Blake'a. Skojarzeniom zaś sprzyja... krajobraz i "wyjątkowo bezpruderyjna mitologia aborygeńska"**. I rzeczywiście, niektóre z wierzeń Aborygenów zadziwiają bezpośrednim podejściem do seksu. Fascynująca jest ta wędrówka po mitologii, tłumacząca w oryginalny sposób skąd wzięło się słońce, księżyc, czy inne zjawiska.

Tekstu w książce niewiele, królują obrazy, jednak jest on na tyle skondensowany, aby pokazać wszystkie walory Lady A., bo właśnie na nich, nie na wadach skupia się autor. Z kolei zdjęcia obrazują piękno i zmienność bohaterki.

I chociaż dalej Australia mnie nie pociąga, to przez moment dałam się uwieść. Udało się więc autorowi osiągnąć swój cel: pokazać erotyczną Australię.
"Będzie fotoplastykon skojarzeń, ekscytujące spojrzenia na skały, dyskretne podglądanie drzew, kwiatów, owoców i zwierząt."***
Marek Tomalik za pomocą obrazu i dźwięku (do każdego rozdziału przypisana jest odpowiednia muzyka, którą znaleźć możemy na stronie autora), pokazuje swoją miłość do Lady A., zaś Lady A. uwodzi czytelnika z pomocą rozkochanego w niej podróżnika. Nie sposób, nie ulec temu tandemowi...
Polecam!

1. Torbacz Koala 2. Kakadu biała, Kruk australijski 3. Eukaliptus czerwony 4. Eukaliptus duch (ghost gum tree)

Na koniec trochę Williama Blake'a...

"Ci co powstrzymują pożądanie, czynią tak, gdyż jest ono u nich na tyle słabe, że daje się powstrzymać; a powstrzymywacz, czyli Rozum, zajmuje jego miejsce i rządzi nieskłonnymi. A będąc powstrzymywane, pożądanie stopniowo staje się bierne, aż jest tylko cieniem pożądania" ("Małżeństwo Nieba i Piekła")


"Nie próbój mówić o miłości,
Bo ona w słowach się nie mieści.
Jest jak wiatr: cichy, niewidzialny,
Co tylko czasem zaszeleści."
("Nie próbuj mówić o miłości")


"Przyciąganie i Odpychanie, Rozum i Energia, Miłość i Nienawiść konieczne są dla Ludzkiego istnienia"

* str. 22
** str. 20
*** str. 20

niedziela, 13 października 2013

Magda i Mirek Osip-Pokrywka "Polskie ślady na Ukrainie"


Planowałam w tym roku wyjazd na Ukrainę, wyrobiłam sobie paszport, przygotowałam się mentalnie i finansowo... I niestety nic z tego nie wyszło. Nie łamię się jednak, Ukraina cały czas jest w moim zasięgu i mam nadzieję, że już na następny rok w końcu odwiedzę Lwów. W tej chwili pozostaje mi jednak "rzucanie się" na wszelkie pozycje o Lwowie i całej Ukrainie i zakochiwanie w tym miejscu na odległość.

Dzięki autorom "Polskich śladów na Ukrainie" mój głód tego miejsca zdecydowanie wzrósł! O ile wcześniej celem mojej podróży zdecydowanie miał być Lwów, to teraz odkryłam wiele magicznych miejsc np. Wołynia. 
Mam małe zboczenie na punkcie cerkwi, dlatego już na pierwszych stronach wpadłam w zachwyt na widok cerkwi pw. św. Mikołaja w Beresteczku, miasteczku które było miejscem jednej z największych bitew XVII-wiecznej Europy, gdzie starła się armia kozacka z tatarską. Idąc jednak śladem cerkwi... Kolejną miejscowością będą Poddębce z barokową cerkwią prawosławną pw. Opieki Matki Bożej, Równe z XVIII-wieczną drewnianą cerkwią pw. Zaśnięcia Matki Bożej, Drohobycz z przepiękną drewnianą, barokową cerkwią pw. św. Jura, Czerniowice z cerkwią pw. św. Mikołaja, Kołomyja z cerkwią pw. Zwiastowania NMP... I wymieniać mogłabym w nieskończoność, a w zasadzie skupiłam się na tym, na czym nie miałam. Ale trzeba mi to wybaczyć, bo kiedy widzę tyle miejsc budzących mój zachwyt, nie jestem w stanie odwrócić myśli w innym kierunku...

Ale może o samym przewodniku słów kilka... Pierwsze co można o nim powiedzieć bez wahania, to to że jest pięknie wydany. BOSZ jak zwykle nie zawodzi pod tym względem. Kredowy papier, twarda oprawa, edytorsko wszystko dopięte na ostatni guzik. Już samo trzymanie książki w ręku niesie za sobą jakąś przyjemność...
Pozycja podzielona jest na cztery części: "Wołyń", "Ziemię lwowską", "Karpaty, Pokucie, Bukowinę" i "Podole". Znajdziemy w nich opisy miejscowości, gdzie Polacy odegrali znaczącą rolę, ale również okoliczne miejsca, gdzie możemy znaleźć drobne ślady polskiej bytności i wiele ciekawych i zachwycających miejsc. "Zwiedzanie" każdego miejsca zaczyna się od przedstawienia jego historii, następnie przechodzi w prezentowanie najważniejszych zabytków związanych z polskimi śladami. We mnie pozostał niedosyt odnośnie samego Lwowa. Czytałam z wypiekami na twarzy, ale niecałe dwadzieścia stron niestety mnie nie usatysfakcjonowało. Chciałabym więcej! Jednak rozumiem, że pozycja nie mogła się skupić na Lwowie, ogarnia w końcu całą Ukrainę.

Jak piszą we wstępie autorzy, coraz mniej na Kresach śladów polskiej bytności. Czasami są to już tylko krzyże na cmentarzach, czy powoli znikające ruiny. Ta obecnośc jest coraz bardziej ulotna. Tym bardziej warto sięgnąć po przewodnik autorstwa Magdy i Mirka Osip-Pokrywka, gdyż prezentują świat, jak sami piszą, który znika ze świadomości wielu rodaków.
Polecam!

poniedziałek, 7 października 2013

Moja ukochana autorka... Joanna Chmielewska

Miłością do książek Joanny Chmielewskiej zaraziła mnie mama. Obie zaśmiewałyśmy się, podbierając sobie wzajemnie "Całe zdanie nieboszczyka", które do dziś pozostaje moją ukochaną książką. Później zaśmiewał się też i tata. Janeczka i Pawełek, czy Tereska i Okrętka, to postaci, których przygody mogłam czytać po kilka razy i mimo iż znałam ich zakończenie, niezmiennie mnie bawiły. Wspomniane wyżej "Całe zdanie..." czytałam tyle razy, że nie jestem tego nawet w stanie zliczyć. A "Lesio"? Przecież ja tego bohatera uwielbiam! Nie wyobrażam sobie, że nie wracam co jakiś czas do tej książki!
Dzięki Pani Joannie narodziła się moja pasja czytania. Wdzięczna jej jestem za te wszystkie chwile radości, jakie dała mi lektura jej kryminałów. Na zawsze pozostanie Królową. Mam nadzieję,że kiedyś będę miała dzieci i uda mi się zarazić je moją miłością do bohaterów Chmielewskiej...

Czuję się, jakby odszedł ktoś naprawdę mi bliski... Ktoś kto towarzyszył mnie i mojej rodzinie przez długi czas...


środa, 2 października 2013

Kilka słów o Targach Książki w Katowicach...

Sto lat za wszystkim, ale i tak postanawiam dorzucić swoje trzy grosze. Chociaż mam trochę wątpliwości czy powinnam, ponieważ na targach spędziłam z przyczyn od siebie niezależnych zaledwie 40 min. Wrażenia jednak jakieś mam...
Wydaje mi się, że w zeszłym roku Targi były jakoś lepiej rozreklamowane. Na trasie Bytom-Katowice w okolicach WPKiW wisiały billboardy, których w tym roku nie dostrzegłam (mam nadzieję, że w przeciągu roku nie zepsuł mi się tak drastycznie wzrok ;)). I ogólnie jakoś tak mało tych targów poza Spodkiem...
Na pewno, jak co roku dobrą rzeczą jest darmowe wejście dla blogerów. Chociaż w moim odczuciu darmowe powinno być dla wszystkich... Na starcie dostałam pakiet, a w nim... ulotki... dalej ulotki... i ulotki... Sytuację uratowały przypinki, do których się w końcu dokopałam :) Nie wiem co z tymi ulotkami miałam zrobić, bo czasu na stanie i ich rozdawanie niestety był u mnie niedostatek. Do tego w pakiecie znalazłam aktualny numer magazynu "Śląsk" (miałam farta, bo z tego co mi wiadomo, niektórzy musieli się zadowolić starymi), mnóstwo naklejek i plakietkę z "gościem" ;)
Weszłam na halę... A tam bida z nędza... Już sprawdzając w domu listę autorów wiedziałam, że nie znajdę nic dla siebie. W zasadzie nikt z obecnych z literaturą faktu związany nie był, no może za wyjątkiem Rafała Tomańskiego, do którego niestety nie dotarłam...
Obejście wszystkiego zajęło mi chwilkę, bardzo krótką chwilkę. Niewiele wydawnictw, a dużo rzeczy około książkowych (wisiorki, kolczyki itp akurat mnie ucieszyły :D). Radość wielką sprawił mi widok wydawnictwa Agora i tyle...
Później spędziłam całe 10 min na spotkaniu "Blogowanie to wyzwanie" Prowadzonym przez Śląskich Blogerów Książkowych. 10 min dyskusji na temat "piszemy recenzje czy opinie?" Nie wiem czy jakieś wnioski się pojawiły, bo musiałam uciekać.

Najbardziej cieszę się z tego, że po raz kolejny mogłam spotkać znanych mi już blogerów. Przede wszystkim uwielbianą przeze mnie Kasię oraz Viv, Agnieszki dwie i Roberta. Strasznie mi jest przykro, że nie mogłam uczestniczyć w spotkaniu po targach, ale mam nadzieję odbiję to sobie w Krakowie :)

Tak się zastanawiam... Co z tymi targami? Rok temu było zdecydowanie lepiej!






Baner