wtorek, 30 października 2012

Agata Tuszyńska "Oskarżona: Wiera Gran"


Wiera Gran urodziła się w 1916 roku na terenie Rosji, w rodzinie żydowskiej, jako córka Eliasza i Luby. Wczesną młodość spędziła w Wołominie, żyjąc w raczej skromnych warunkach. Po przeprowadzce do Warszawy zaczęła uczęszczać do szkoły tańca Ireny Prusickiej, gdzie po raz pierwszy zetknęła się ze Stefanią Grodzieńską i Franciszką Mann. To właśnie znajomość z tą drugą stała się podstawą wielu oskarżeń, rzucanych na nią po wojnie. Mannówna znana była bowiem w czasie okupacji ze swych związków z gestapowcami.
Karierę taneczną zaprzepaścił tragiczny wypadek, jednak "umarła" Wiera tancerka, a narodziła się Wiera śpiewaczka, która szybko zaskarbiała sobie coraz szersze grono wielbicieli. Cieszyła się niemałą sławą i zarabiała też coraz większe pieniądze.

Wojenna zawierucha rzuciła Wierę do Lwowa, gdzie wyjechała wraz z mężem Kazimierzem Jezierskim. Jednak tęsknota za matką i siostrami spowodowała, że już w 1941 roku weszła do getta, aby być przy nich. Pracowała w Kawiarni Sztuka i to tam podobno wstawiła się za Władysławem Szpilmanem, wymyślając duet akompaniatorów Goldfeder - (W książce autorka wymienia imię Artur, w artykule w Wikipedii pojawia się jako Andrzej) - Szpilman. Pomagała też innym artystom wstawiając się za nimi.
Getto opuściła 2 sierpnia 1944 roku i ukryła się w Babicach pod Warszawą, gdzie jej mąż pracował jako lekarz. W 1944 roku urodziła syna, który po zaledwie trzech miesiącach życia zmarł z głodu. Doczekała końca wojny jako pani doktorowa, a kiedy koszmar się skończył, postanowiła udać się na Pragę, gdzie uruchomiono polskie radio, a jego najbardziej wpływową postacią był... Szpilman. Jednak już na wstępie usłyszała oskarżenia.
"-To ty żyjesz?!
Nie zapomni tego pytania.
- Ty żyjesz?!
Rozłożyła ręce.
- Żyję.
- Co Ty tu robisz?
- Przyszłam szukać pracy.
- Słyszałem że współpracowałaś z gestapo!"

Od tego zaczął się koszmar Wiery Gran... Oskarżenia o kolaborację, mimo późniejszych wyroków uniewinniających, ciągnęły się za nią przez całe życie. Dotykały jej w Izraelu, Polsce, Francji i wielu innych miejscach na świecie.

Tak w dużym skrócie prezentuje się życiorys sławnej śpiewaczki. Teraz czas na moją refleksję z lektury książki Agaty Tuszyńskiej "Oskarżona: Wiera Gran". A wierzcie mi, nie jest to lekka i przyjemna pozycja. W wielu miejscach budziła we mnie skrajne uczucia, które teraz, mnie samą dziwią. Ani przez moment nie zastanawiałam się nad winą Wiery, ponieważ ta kwestia chyba już nigdy nie zostanie rozstrzygnięta. Mamy tu typowy przykład słowa przeciwko słowu. Jedne zeznania z całą mocą obciążały kobietę, inne z kolei oczyszczały i przytaczały przykłady jej działalności społecznej. Ciężko po tylu latach po raz kolejny rozstrzygać kwestię. W moim odczuciu śpiewaczka była niewinna, a zawiść obudziła wyniosłość i duma, którymi emanowała.
"Wiem, że Wiera Gran ma dużo zalet, sądzę, że te pogłoski powstały raczej na tle stosunków osobistych, ze względu na jej przykre cechy - pychę i pewną dozę zarozumiałości." (Gerard Gadejski)
Wiera Gran wzbudziła we mnie mnóstwo emocji, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Obraz jaki prezentuje Tuszyńska, to trochę zdziwaczała staruszka z silną manią prześladowczą, która budzi chęć przytulenia i pocieszenia. Czujemy złość wobec niesprawiedliwości jaka spotkała Wierę. Jednak już po chwili wyłania się kolejna warstwa. I tym razem jest to dumna, wyniosła kobieta, która w zasadzie nie lubi nikogo i niczego. Lekko próżna, uwielbia swoją sławę i gratyfikacje dzięki niej płynące. Wiera śpiewaczka ani przez chwilę nie wzbudziła mojej sympatii. 
Owszem, przeżyła wojnę, niełatwy czas getta, śmierć dziecka. Przeżyła dzięki pomocy Kazimierza. Brakowało jednak w jej zachowaniu jakiejś pokory.
Dziwny był też jej związek z mężem (nie jest nigdzie udokumentowane, czy rzeczywiście ślub wzięli). Ocalił ją od zagłady, jednak nigdy mu za to nie podziękowała, co kilkukrotnie podkreśla autorka, często nazywała go za to tchórzem.
"Starał się przez lata. I nie udało mu się pokonać przezroczystej szklanej ściany, jaka między nimi wyrosła. Pozwalała widzieć, pozwalała na zachwyt i marzenia, ale nie umożliwiała kontaktu."
 Agata Tuszyńska spędziła z Wierą Gran kilka ostatnich lat jej życia i chyba emocjonalnie uzależniła się od swojej bohaterki. Powstała dzięki temu książka, w której często, w moim odczuciu, autorka próbuje usprawiedliwiać śpiewaczkę. Nie mogę tego nazwać brakiem obiektywizmu, który Tuszyńska mimo wszystko zachowała, ale chwilami aż za bardzo próbuje wtłoczyć w czytelniczą głowę wytłumaczenia dla zachowań Wiery, nie pozostawiając nam miejsca na interpretację. Pozwala nam za to wkroczyć w życie Gran, oglądać jej mieszkanie pełne pamiątek z przeszłości, przeżywać na powrót lata dawnej świetności o której coraz mniej osób pamięta.

Dodać muszę jeszcze mimochodem, że "Oskarżona: Wiera Gran" to także świetna lekcja historii muzyki, teatru, kabaretu. Na kartach książki pojawiają się wzmianki o całej plejadzie gwiazd, takich jak Adolf Dymsza, Eugeniusz Bodo, Nina Andrycz, Stefania Grodzieńska a nawet Hanka Bielicka i wielu innych, którzy powoli odchodzą w zapomnienie.

Polecam pozycję Agaty Tuszyńskiej, która budzi naprawdę wiele emocji. A Gran to piękny głęboki głos i silny charakter, który warto poznać. Dodatkowo książka okraszona jest masą zdjęć pochodzących ze zbiorów Wiery, oraz zrobionych ręką autorki i Elżbiety Lempp. Warto...


niedziela, 28 października 2012

Targi Książki w Krakowie - moja mała relacja

Tym razem wrzucam zdjęcia w formie collagu, bo gdybym się pokusiła o pojedyncze sztuki, pewnie blog by tego nie wytrzymał ;) Zapraszam na konto facebookowe, tam również pojawią się fotki, w normalnych już wersjach (klik)

Na targach pojawiłam się w sobotę ok godz. 10.30. Pierwsze moje spostrzeżenie było takie, że ludzi jakby mniej niż w zeszłym roku. Kolejka do kasy i szatni jakby krótsza... :) Po wejściu na halę poczułam jednak ten sam zaduch i ścisk jak co roku. Swoją drogą... zawsze wracam wykończona tym tłumem ludzi napierającym z każdej strony, wysoką temperaturą, brakiem tlenu i powtarzam sobie "nigdy więcej", po czym nie mogę się doczekać kolejnej edycji!


W tym roku w targowym szaleństwie towarzyszyła mi Kaś. Razem torowałyśmy sobie drogę wśród tłumu ludzi, których najwięcej spotkać można było przy najpopularniejszych stoiskach - Wydawnictwa Literackiego, National Geographic czy Księgarni Olesiejuk. Wystawcy Ci z pewnością mogą się pochwalić bogatą listą autorów. 
Przyjechałam bez konkretnych planów zakupowych, przywiozłam do Krakowa tylko jedną książkę, Wojciecha Cejrowskiego, ale ostatecznie w kolejce po podpis podróżnika stała moja znajoma. Ja w tym czasie z moją niezawodną cyfrówką krążyłam po hali i polowałam. Efekty możecie podziwiać na zdjęciach poniżej :)
Z Kasią przywitałyśmy się ładnie z Paniami Małgosią Gutowską-Adamczyk i Martą Orzeszyną, oraz Paniami z wydawnictwa. Odbyłyśmy bardzo sympatyczne rozmowy z Paniami z wydawnictw Marginesy i Otwarte. Uwielbiam poznawać ludzi, których wcześniej znałam tylko mailowo. Z reguły wyglądają i są zupełnie inni niż sobie to wcześniej wyobrażałam.
Wybrałyśmy się na panel dyskusyjny "Blogerzy książkowi - przyszłość krytyki literackiej?", gdzie nasz blogerski światek reprezentowali Jarek Czechowicz i Anek7 Wypadli świetnie, a ich wypowiedzi i wnioski w wielu miejscach zgadzały się z moimi przemyśleniami. Gratuluję świetnego wystąpienia :)

Na stoisku MG, gdzie Kaś "polowała" na Panią Katarzynę Enerlich, spotkałyśmy Sardegnę z mężem (czy tylko mam wrażenie, czy wszyscy mężowie zabierani są na Targi w celu noszenia ciężkich od książek plecaków?:P). Niestety nie mogli uczestniczyć w późniejszym spotkaniu, niemniej bardzo miło było spotkać się chociaż na krótką chwilę na hali :)

Przed 15 postanowiłyśmy uciec z nagrzanej hali i oczekiwać już reszty towarzystwa w Cafe Botanica (jakoś tak po drodze zabłądziłyśmy jeszcze do empika... czy to aby nie jest choroba?:). W tym roku spotkanie przerosło chyba najśmielsze oczekiwania organizatorek Kaś i Claudette... zaczynałyśmy od 3 stolików, potem stopniowo dokładałyśmy kolejne. Ostatecznie pojawiło się ponad 20 osób! Z roku na rok jest nas coraz więcej :) Miłe rozmowy na tematy nie tylko książkowe, przy kawach, czekoladach i innych napojach trwały do godz 20 (?). Ja jestem bardzo zadowolona, że znowu miałam okazję spotkać ludzi, których bardzo polubiłam już przy okazji ostatnich spotkań i poznać nowych równie sympatycznych. Niestety nie jestem w stanie podać kto był, ale mam nadzieję, że Kaś niebawem zamieści listę :)

Do domu wróciłam zmęczona, ale bardzo szczęśliwa. Na jednym ze zdjęć widać moje "zdobycze". Nowe zakładki i przezabawne naklejki, czerowona torba ze znaku, dodawana do zakupów, promująca nową książkę J.K. Rowling, a przede wszystkim książki! Chyba najbardziej cieszy mnie "Jak zostałem premierem" Roberta Górskiego, zakupiona już z podpisem.

Dziękuję wszystkim!
I Love Targi Książki w Krakowie! ;)

Od góry: Wanda Chotomska, Beata Pawlikowska, Wojciech Cejrowski, Małgorzata Gutowska-Adamczyk

Od góry: Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Marta Orzeszyna, Monika Szwaja, Małgorzata Kalicińska

Prezydentowe: Danuta Wałęsa i Jolanta Kwaśniewska oraz Urszula Dudziak

Od góry: Dorota Warakomska, Krzysztof Tomasik, Jarosław Gugała, Jacek Hugo-Bader


Od góry: Krzysztof Hołowczyc, Grzegorz Kasdepke, Janusz Leon Wiśniewski, Marta Fox, Krystyna Mazurówna, Danuta Grechuta
Na pierwszym zdjęciu Panel dyskusyjny

Kraków przed i po spotkaniu blogerów :)

Spotkanie anonimowych książkoholików
Zdjęcie górne: od lewej - Enga,  Viv, Kaś, schowana Claudette, ?, Elenoir, Ultramaryna, ja, Soulmate, Ktrya
Na dole: od lewej - Viv, Kaś, Claudette, Joanna Malita, Mała Emily, Sol, Fonin. Gosiarella, Enga, Anek7, Viv
Lista osób obecnych na spotkaniu (ukradziona KAŚ):
1. Isabelle (czyli ja) -  http://magiaksiazki.blogspot.com/
2. Tirindeth - http://mybooksbytirindeth.blogspot.com/
3. Soulmate - http://marta6792.blogspot.com/
4. Joanna Malita - http://coczytamalita.wordpress.com/
5. Mała Emily - http://zapiski-malejemily.blogspot.com/
6. Sol - http://sol-shadowhunter.blogspot.com/
7. Fonin - http://magiastron.blogspot.com/
8. Gosiarella - http://wkrainiestron.blogspot.com/
9. Magda K-ska - http://stulecieliteratury.blogspot.com/
10. Fenrir - http://zaginionyalmanach.blogspot.com/
11. Silaqui - http://adanbareth.blogspot.com/
12. Zakładnik Książek - http://www.zakladnik-ksiazek.pl/
13. Anek7 - http://anek7.blogspot.com/
14. Enga - http://ksiazkowo.wordpress.com/
15. Viv- http://krakowskieczytanie.blogspot.com/
16. Elenoir - http://impressje.blogspot.com/
17. Elen - http://elen-magic-world.blogspot.com/
18. Ultramaryna - http://kochajmy-ksiazki.blogspot.com/
19. Ktrya - http://moje-recenzje-ksiazek.blog.onet.pl/
20. Claudette -  http://demi-sec.blogspot.com/

Zdobycze targowe

czwartek, 25 października 2012

Beskid Śląski - uroki wsi

Dzisiaj post o tematyce fotograficznej... Mój drogi ojciec spędził ostatnio kilka dni w Beskidach i udało mu się uchwycić zarówno cudowną jesień jak i piękno beskidzkiej wsi. Myślę, że zdjęcia warte są pokazania :)

Miejsce wykonania zdjęć to okolice Zwardonia i Koniakowa oraz Wyrch Czadeczka.


To zdjęcie kojarzy mi się literacko z "1Q84" Haruki Murakamiego ;)











środa, 24 października 2012

Trochę nowości... ;)



od góry:
1. Sven Lindqvist "Wytępić całe to bydło" - od Biblioteki akustycznej
2. Mariusz Szczygieł "Laska nebeska" - audiobook dołączony do magazynu "Książki"
3. Janusz Majewski "Zima w Siedlisku" - od wydawnictwa Marginesy
4. Janusz Majewski "Siedlisko" - zakup własny
5. Zośka Papużanka "Szopka" - od ŚK
6. Małgorzata Gutowska Adamczyk "Podróż do  miasta Świateł. Róża z Wolskich" - od Wydawnictwa Nasza Księgarnia (recenzja)
7. Adrienne Sharp "Prawdziwe wspomnienia Mali K." - Od NK
8. Jo Nesbo "Czerwone gardło" - od Złotej Zakładki
9. Dauglas Kenedy "Kobieta z Piątej Dzielnicy" - od ŚK
10. Piotr Adamczyk "Pożądanie mieszka w szafie" - od wydawnictwa Dobra Literatura
11. Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska "Irena" - od wydawnictwa WAB
12. Iza Myta, Witold Szabłowski "Nasz mały PRL" - zakup w Znaku
13. Anna Biknot, Joanna Szczęsna "Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej"

Łamię ostatnio coraz częściej postanowienie "nie kupuję książek". A już w sobotę targi książki, z których pewnie wrócę z nowymi zdobyczami... Oj ciężkie jest życie książkoholika ;)

Spotkamy się na targach? ;)

wtorek, 23 października 2012

Marta Owczarek, Bartek Skowroński "Byle dalej. W 888 dni dookoła świata"


Już dawno nie czytałam żadnej książki podróżniczej, chociaż jeszcze jakiś czas temu pochłaniałam je namiętnie. Dłuższa przerwa od tej literatury pozwoliła mi na nowo odkryć to, co zawsze mnie w tego typu książkach zachwycało. "Byle dalej" to jedna z tych pozycji, które pozwalają poczuć klimat odwiedzanych miejsc, zabierając nas za sprawą lektury w niesamowite i przepiękne zakątki.
Marta Owczarek i Baretek Skowroński decyzję o wyjeździe podjęli z dwuletnim wyprzedzeniem, nie był to więc spontaniczny wypad, ale szeroko zakrojone przedsięwzięcie. Wiązało się przede wszystkim z rzuceniem pracy, wynajęciem mieszkania, szczepieniami, zdobywaniem wiz itd. Jak się później okazało, wiele z czynności wykonanych przed wyjazdem okazało się zbędnymi, niemniej z pewnością doświadczenia stanowiły naukę na przyszłość dla podróżników.

Podróż rozpoczęli w lipcu 2008 roku, a za pierwszy cel obrali Mongolię, gdzie główną atrakcją miało być zaćmienie słońca. Na początku towarzyszyła im duża grupa przyjaciół, więc może tym łatwiej było im się zaaklimatyzować do życia w drodze, które miało trwać prawie dwa i pół roku. Odwiedzili kolejno Chiny, Nepal, Indie, Tajlandię i Kambodżę, Wietnam i Laos, Wyspy Pacyfiku, Malezję, Indonezję, Australię, Nową Zelandię, Argentynę, Chile, Boliwię, Peru, Ekwador i Kolumbię. Mówiąc krótko... Kawał świata!
Jako, że mnie najbardziej fascynuje Azja, to z wypiekami na twarzy czytałam kolejne rozdziały dotyczące tego kontynentu. Największą moją uwagę przykuły oczywiście Indie, które autorka świetnie scharakteryzowała.

"Indii opisać się nie da i potwierdzi to każdy, kto kiedykolwiek postawił stopę w tym kraju. Indie trzeba powąchać, trzeba ich dotknąć, posmakować, wsłuchać się w nie, zapatrzeć w barwne korowody ludzi. To nie jest po prostu kolejny kraj, z odmienną kulturą, religią czy mentalnością. To są Indie. Nie próbujemy nawet tego definiować, bo się po prostu nie da."

W skondensowany sposób autorzy przybliżają nam wszystkie kraje wymienione wyżej. I mimo iż na tych prawie czterystu stronach nie da się ująć i opisać wszystkiego co spotkali na swej drodze przez te 888 dni, to ja jako czytelnik, jestem w pełni usatysfakcjonowana tym co otrzymałam. 
Zmieniały się państwa, zmieniały się też często środki lokomocji, jakimi poruszali się Marta i Bartek. Elektryczny rower, skuter, samochód i ostatecznie do końca podróży motor, towarzyszyły parze w czasie wojaży. Zmieniał się też nastrój, przychodziły chwile zwątpienia. Złamana noga, długotrwałe załamania pogody, kradzież to tylko niektóre z przeszkód napotkanych na drodze. Jednak niewiele jest w tej książce tych złych momentów. Utrzymana jest w wesołym tonie, napisana przystępnym językiem, który powoduje, że z miejsca  zaczynamy lubić "naszych" podróżników. 

Czytając często nachodziło mnie skojarzenie z Kingą Choszcz i Chopinem, którzy swoją podróż, nieco dłuższą, opisali w książce "Prowadził nas los". Porównując te dwie pary i podróże, wydaje mi się że Marta i Bartek przemieszczali się w sposób bardziej przemyślany, bez większego zbędnego ryzyka, nie tracąc przy tym nic z podróżniczych doznań. W wojażach Kingi zawsze uderzał mnie brak wyobraźni, który w każdej chwili mógł skończyć się źle. Myślałam, że widocznie inaczej się nie da, ale jak widać na przykładzie autorów "Byle dalej" można z wyobraźnią. Chociaż może te różnice wynikają też z tego, że Kinga podróżowała kilka lat wcześniej? Taka mnie naszła dygresja...

Wracając do "Byle dalej"... Zachwyciły mnie zdjęcia, przy niektórych otwierałam wręcz buzię z zachwytu. Trochę książek podróżniczych zaliczyłam i stwierdzam, że pod tym względem "Byle dalej" z pewnością znajduje się w czołówce!

Lekki i żartobliwy styl w jakim utrzymana jest książka z pewnością przypadnie każdemu do gustu, dlatego jeśli chcecie poczuć egzotyczne klimaty, polecam książkę Marty Owczarek i Bartka Skowrońskiego. Wielkie brawa dla autorów za odwagę i konsekwentne spełnianie marzeń!

poniedziałek, 22 października 2012

Małgorzata Gutowska-Adamczyk "Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich"



Wzięłam wczoraj do ręki książkę, z postanowieniem "poczytam kilka stron i odłożę sobie przyjemność na później". Tak... Oczywiście, jak widać z odkładania nic nie wyszło, bo już mniej więcej około setnej strony nic nie było w stanie mnie oderwać od lektury. Chociaż przyznaję, że z początku miałam trudności z aklimatyzacją. O ile współczesność zaciekawiła mnie od razu, o tyle XIX wieczny Paryż nie bardzo. Ale już po kilkudziesięciu stronach doceniłam dbałość o szczegóły autorki, która oprowadza nas po mieście świateł i przekazuje naprawdę ogrom informacji na temat belle époque.

Warszawa 2011 rok

Nina Hirsch, historyk sztuki pojawia się w Gutowie, aby zając się pogrzebem ciotki Agaty. Ponieważ nie chce mieszkać w mieszkaniu zmarłej, zatrzymuje się w pałacu w Zajezierzycach, którego właścicielką jest teraz Iga Toroszyn wraz z mężem Xawierem. Zaraz po wejściu do pałacu bohaterka natyka się na obraz hrabiego Tomasza Zajezierskiego sygnowany literami R i W. To właśnie ów obraz połączy Igę i Ninę. Właścicielka dzieła pragnie odkryć, czy został namalowany przez Rose de Vallenord, czyli Różę z Wolskich. Nina postanawia pomóc Idze, jednak nim na dobre się rozkręci w odkrywaniu przeszłości, kończy się pierwszy tom...

Paryż od 1867

Krystyna Wolska, wraz z niemą córką Różą przebywa do miasta świateł, do wuja Izydora Ziółkowskiego. Mąż i ojciec, Kazimierz został zesłany na piętnaście lat na Sybir i kobiety są zdane na pomoc rodziny. Mimo codziennych trosk, żyje im się dobrze pod opiekuńczymi skrzydłami wuja. Jednak załamanie na giełdzie, na której Izydor namiętnie grał, powoduje, że staruszek popełnia samobójstwo, a Krystyna i Róża zostają całkiem same, zaznając strasznej biedy i upokorzeń. Jednak nie ma dna, od którego człowiek nie może się odbić, więc po latach zawirowań jakoś zaczynają sobie układać codzienność. Powoli wychodzi też na światło dzienne talent Róży. Objawia się on projektami sukien, jakie dziewczynka robi dla właścicielki butiku w którym wraz z matką są zatrudnione. W życiu obu pań pojawia się też po raz pierwszy nazwisko księcia Rogera de Vallenorda, przez którego dziewczynka w przyszłości zazna zarówno wielu chwil szczęścia, jak i nieopisanego cierpienia.

Równoległe śledzenie losów Niny i Róży powoduje, że możemy dostrzec wyraźne podobieństwa w ich życiu. Obie są uzależnione od swoich matek. Wszystko co robią, ma na celu uzyskanie aprobaty rodzicielki. Jednak zarówno Irena jak i Krystyna nie potrafią dać swoim córkom miłości, której te łakną aż do bólu i przez co nie mogą zaznać pełni szczęścia.

Małgorzata Gutowska-Adamczyk po raz kolejny zabiera nas w niezwykłą podróż... Czytając uświadomiłam sobie, że przecież kiedyś nie było wieży Eiffla! Galerie i wystawy, teatry, domy mody... to tylko niektóre z miejsc, które odwiedzamy za sprawą naszej bohaterki. Autorka jak zwykle zachwyca wielką dbałością o szczegóły, którymi jednak nie przytłacza. Pozwala nam się na chwilę zapomnieć i przenieś do Paryża czasów belle époque. Niezwykle barwnego i wciągającego swym przepełnionym miłością i sztuką klimatem.

Cały rok zmuszona jestem teraz czekać na kolejny tom? Trochę to długi okres, po którym pewnie nie będę już pamiętać wielu szczegółów z tej części. Trochę nawet żałuję, że nie odłożyłam lektury do momentu pojawienia się "Rose de Vallenord". Polecam też czytanie "Podróży do miasta świateł" zaraz po "Cukierni pod Amorem". Wielu bohaterów cukierni pojawia się na kartach najnowszej powieści pani Małgorzaty, jednak czytając w tak dużym odstępie czasowym, nie byłam w stanie sobie przypomnieć, co też poszczególne postaci robiły, kim były, z czego zasłynęły, a byłoby to świetne uzupełnienie lektury.

"Podróż do miasta świateł" polecam oczywiście gorąco. Małgorzata Gutowska-Adamczyk po raz kolejny stworzyła dopracowaną w każdym szczególe, wciągającą powieść, która pewnie zachwyci wielu czytelników.

niedziela, 21 października 2012

Joshua M. Greene "Sprawiedliwość w Dachau. Opowieść o procesach nazistów"


"Sprawiedliwość w Dachau" Greena, to jedna z tych książek, które wycieńczają psychicznie czytelnika, ponieważ ciężko jest uwierzyć, że to co opisywane jest na jej stronach miało naprawdę miejsce. Ponieważ człowiek nie jest w stanie pojąc wynaturzenia i okrucieństwa jakie miało miejsce w obozach koncentracyjnych. I chociaż zdawałam sobie sprawę, jak chyba każdy zresztą, jak źle było w obozach, to i tak nie uniknęłam nocnych koszmarów, złości i irytacji.

Nie inaczej było z Williamem Densonem, głównym oskarżycielem w procesach zbrodniarzy z Dachau, Mauthausen, Buchenwald. Densonowi szczyt kariery przypadł na samym jej początku, za sprawą  procesów nazistowskich zbrodniarzy. Młody prawnik, w krótkim czasie musiał przygotować akty oskarżenia ponad setki zbrodniarzy: komendantów i ich zastępców, rapportfuhrerów, lekarzy, sanitariuszy, funkcjonariuszy nadzorujących pracę przymusową, strażników, obozowych kapo i wielu innych. Green świetnie przedstawił sylwetkę Densona. Udało mu się uchwycić zmiany, jakie procesy spowodowały w wyglądzie i zachowaniu prawnika, pokazał nam też jego życie prywatne i rodzące się uczucie.
"Utrzymywanie równowagi wewnętrznej przez niemal rok obcowania z nazistowskim sadyzmem, bezdusznymi biurokratami i osobistą traumą zaczęło odciskać na nim swoje piętno. W sali sądowej codziennie stawał twarzą w twarz z z ludźmi takimi jak Zoller, których barbarzyńskie zachowanie w obozach koncentracyjnych podkopywało jego siły, i czuł się fizycznie chory. Minął prawie rok od jego przyjazdu do Dachau, a nieprzerwany kontakt z takim bestialstwem powodował zmiany w jego zachowaniu i wyglądzie. Od tygodni nie miał apetytu i wyraźnie stracił na wadze. Ręce mu się trzęsły, a czasami, tak jak teraz, pozwalał, by wściekłość uzewnętrzniła się na jego twarzy"

"Powiedzieli, że bardziej przypominam więźnia obozu koncentracyjnego niż wszyscy świadkowie, których powołałem - wyjaśnił po latach. - Próba odtworzenia tych rzeczy bardzo mnie wyczerpała. Zacząłem myśleć o tym co oni jedli. Ci ludzie pracowali przez cały dzień, w nocy nie mogli spać i dostawali mniej niż tysiąc kalorii dziennie. Mniej więcej tak samo było ze mną, do pewnego stopnia. Miałem drgawki i nie mogłem utrzymać szklanki w ręku. Wyglądałem jak szkielet. Ważyłem pięćdziesiąt trzy kilogramy. Normalnie ważyłem siedemdziesiąt sześć. Pracowałem po piętnaście godzin dziennie i nie sypiałem po nocach, ponieważ myślałem - miałem koszmary. Sam przeżywałem część tych doświadczeń."

Procesy w Dachau trwały w cieniu tych "ważniejszych" w Norymberdze, gdzie sądzono tzw. "grube ryby" Jednak to właśnie w Dachau zapadło mnóstwo wyroków skazujących, a kara spotkała ludzi, którzy wykazali się wyjątkowym okrucieństwem na niewyobrażalną wręcz skalę. "Sprawiedliwość w Dachau" robi wrażenie dobrze napisanego thrillera prawniczego, ponieważ forma jaką zachował Green właśnie do tego nawiązuje. Jednak nawet najlepszy pisarz nie wymyśliłby tego, co miało miejsce w obozach. A najbardziej irytujące i porażające w tym wszystkim jest to, że oskarżeni ani przez moment nie wyrazili skruchy, bezczelnie zaprzeczając wszelkim oskarżeniom, powołując się na własne nieskazitelne sumienie, rozkazy, czy naukę.

"Nikt nie oczekiwał, że nazistowscy funkcjonariusze wyznają swoje grzechy i będą błagać o przebaczenie, ale bezczelność, z jaką wszystkiemu zaprzeczali, była porażająca"

Chyba najgłośniejszą sprawą, było oskarżenie Ilse Koch, tzw. "wiedźmy z Buchenwaldu", głośne również za sprawą jej późniejszego ułaskawienia i skrócenia kary dożywotniego więzienia do zaledwie czterech lat. Takie polityczne ingerowanie w sprawiedliwość wywołało głosy sprzeciwu na całym świecie, również w Niemczech. Ilse była żoną komendanta obozu, kobietą słynącą ze swojego okrucieństwa. Lubowała się w przedmiotach wykonanych z ludzkich, wytatuowanych skór. Wielu więźniów za jej sprawą straciło życie i chyba nie było w obozie osoby, która nie miałaby do powiedzenia czegoś złego o wiedźmie.
"Siedząc z zadowoloną miną na krześle, wypierając się wszystkiego, Ilse Koch uosabiała w oczach Densona arogancję Trzeciej Rzeszy. W jego przekonaniu była "rzeczywiście wiedźmą", która odgrywała obozową kommendeuse, a teraz znowu stała się po prostu wiedźmą, tylko że ciężarną"
 Denson uzyskał wyroki dla wszystkich oskarżonych. Większość skazana została na śmierć przez powieszenie. Politycy amerykańscy, pragnąc jednak ocieplić stosunki z Niemcami, aby stworzyć wspólny front przeciw rosnącej w siłę komunistycznej Rosji, wiele z wyroków złagodzili, zamieniając kary śmierci na długoletnie więzienia, lub jak w przypadku Ilse drastycznie skracając czas odsiadki. Smutne to, szczególnie w kontekście cierpień, jakie spotkały setki tysięcy, jak nie miliony ludzi. 

"Sprawiedliwość w Dachau" to pozycja obowiązkowa!

środa, 17 października 2012

"Szopka" wędruje do...

...AGNESTO :)

Proszę o przesłanie na maila- iza.bela19@wp.pl adresu, który będę mogła przekazać wydawnictwu :)

Dziękuję wszystkim za udział w konkursie i zapraszam na kolejne już niebawem...

Pozdrawiam!


wtorek, 16 października 2012

Marika Cobbold "Utonięcie Rose"


Marika Cobbold zauroczyła mnie swoją powieścią. Nie potrafię wytłumaczyć dokładnie dlaczego, ale spokojny, niespieszny rytm książki porwał mnie i nie pozwolił oderwać nawet na chwilę.

Eliza Cummings pewnego dnia odbiera telefon od wuja Iana, swojego ojca chrzestnego. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie to, że wuj nie odzywał się do niej przez dwadzieścia pięć lat, ponieważ obwiniał ją o śmierć swojej ukochanej córki Rose, przyjaciółki Elizy. Dziewczęta uczęszczały razem do elitarnej szkoły z internatem i były nierozłączne. Traktowały się jak ukochane siostry. Podczas jednej z zabaw oraganizowanej przez szkołę zdarzył się jednak straszny wypadek, w którym Rose straciła życie, topiąc się w jeziorze, a Eliza wewnętrzny spokój. Zyskała za to destrukcyjne poczucie winy, które wpłynęło na całe jej życie i bliskich jej osób.

Dziwnym wydaje się jej więc być telefon wuja, niemniej postanawia sprawdzić co też chce od niej staruszek i wyrusza w odwiedziny do Szwecji. Okazuje się, że Ian po prostu jej wybaczył i pragnie udzielić pomocy kupując dom. Eliza nie potrafi zrozumieć intencji wuja, zwłaszcza, że sama nie potrafi wybaczyć sobie śmierci Rose i tego, że jej przy niej nie było aby pomóc.

Jednocześnie śledzimy historię Sandry/Cassandry szkolnej koleżanki Elizy i Rose, która jak się okazuje, wiele wspólnego ma z tym jak potoczyły się ich losy.

Marika Cobbold stworzyła powieść bez niespodziewanych zwrotów akcji, które mogłyby zaskoczyć czytelnika. Niemal od pierwszych stron znamy tajemnicę śmierci Rose, jednak w niczym nie ujmuje to lekturze, która swoim niespiesznym rytmem wciąga niczym pajęcza sieć. Autorka pokazuje jak poczucie winy, które raz zakiełkuje w duszy człowieka może wpłynąć i zniszczyć życie zarówno samego zainteresowanego jak i otoczenia. Zachowawcze życie Elizy jest dowodem na to, że nie da się tak po prostu zapomnieć, że raz zasiane ziarno zła kiełkuje, a poczucie winy wpływa destrukcyjnie na wszystkie sfery życia. 
Jest coś wyjątkowego w tej książce. Eliza to świetnie wykreowana postać, do tego stopnia, że mamy ochotę nią potrząsnąć, zmusić do zmiany myślenia. Budzi w nas irytację i złość, porusza jakieś wewnętrzne struny.

Warto sięgnąć po "Utonięcie Rose". Klimatyczna powieść psychologiczna być może nie każdemu przypadnie do gustu, jednak z pewnością zasługuje na uwagę, ze względu na swój ciekawy przekaz.

poniedziałek, 15 października 2012

Eshkol Nevo "Do następnych mistrzostw"


Okładka książki przedstawia czterech przystojnych mężczyzn zamkniętych w słoiku symbolizującym ich mały świat, z kolei wokoło słoika porozrzucane są rzeczy, które charakteryzują bohaterów (chociaż arbuz do tej pory mnie zastanawia...). Z pozoru historia męskiej przyjaźni z piłką nożną w tle, może wydawać się błaha, jednak nic bardziej mylnego! Eshkol Nevo stworzył opowieść o życiu w trudnej izraelskiej rzeczywistości, o przemianach i szukaniu własnej drogi, o egzystencji w cieniu innych, czy też o niemożności wzięcia spraw w swoje ręce.

Churchil, Amichaj, Ofir i narrator Juwal w dniu finału Mistrzostw Świata1998 roku postanawiają spisać po trzy cele na najbliższe lata i odczytać je przy okazji kolejnych mistrzostw w 2002 roku, aby sprawdzić czy udało się je osiągnąć. Zdradzają sobie po jednym z nich. Churchil, który z zawodu jest prokuratorem, chce poprowadzić ważną sprawę, która będzie miała wpływ na przemiany społeczne. Amichaj chce mieć własny gabinet medycyny alternatywnej, Ofir chce wydać zbiór opowiadań, a Juwal po prostu być dalej ze swoją dziewczyną Ja'arą. Nawet sobie nie wyobrażają, jak przez te cztery lata zmieni się ich życie i jak spisane przez nich życzenia rzeczywistość przewrotnie zweryfikuje.

Za sprawą narratora poznajemy przeszłość, która pozwala nam poznać podstawy przyjaźni mężczyzn i zrozumieć skąd wzięła się między nimi tak silna więź. Uczestniczymy też w ich życiu przez kolejne cztery lata, obserwując jak kształtują swoją codzienność i w zasadzie oddalają się od tego co sobie zamierzyli podczas finału. Juwal żyje w cieniu swoich kumpli i jednocześnie stanowi dla nich opokę i spoiwo łączące. Bez niego znajomość czterech panów wydaje się nie mieć większego sensu, jednak sama przyjaźń działa na mężczyznę destrukcyjnie, tak samo zresztą jak uczucie do Ja'ary. Juwal Frid z każdym kolejnym dniem traci kontakt z życiem, które mu po prostu obojętnieje. Jak zakończy się historia Juwala, Churchila, Ofira i Amichaja? Biorąc pod uwagę punkt wyjścia, finał dla każdego będzie wielkim zaskoczeniem.

Trochę dziwne wydaje mi się to, że na życie przyjaciół zupełnie nie ma wpływu sytuacja Izraela. Owszem, przeszłość bohaterów przedstawiana jest na tle wydarzeń, które pozostawiają jakiś ślad w psychice. Służba wojskowa, czy niepotrzebne okrucieństwo to codzienność z jaką musi zmierzyć się każdy. Jednak cztery lata opisane po 1998 roku jakoś pozbawione zostały izraelskiej codzienności, jakby bohaterowie żyli w swoim własnym, zamkniętym kokonie pozbawionym świata zewnętrznego. Ten zabieg pokazał jednak, jak ważne jest to, aby posiadać osoby, na których można polegać i dzięki którym da się przetrwać najgorsze wydarzenia jakie spotykają nas w życiu.

Eshkol Vevo w sposób przemyślany, i dość lekki przedstawił niebanalną historię, a "Do następnych mistrzostw" z pewnością można uznać za wartościową i godną uwagi pozycję.
Polecam!

sobota, 13 października 2012

Jesienne must have - część II

Znalazłam kilka kolejnych książek, któe z pewnością prędzej czy później zagoszczą na mych półach :)




Intymne wyznanie nastoletniej „dziewczynki w czerwonym płaszczyku”. Autorka odkrywa w niej nowy, do tej pory skrywany, fragment historii swojego życia. To opowieść o niezwykle emocjonalnej więzi córki z matką, o dojrzewaniu nastolatki, miłości, samotności i cierpieniu.
 Punktem wyjścia jest odkrycie przez córkę romansu matki z żonatym mężczyzną. Roma, dojrzewająca nastolatka, czuje się przez matkę zdradzona. Przeraża ją cielesność i zmysłowość miłości, szpieguje więc matkę, aby uniemożliwić ten związek, ale też by poznać nieznane oblicze najbliższej jej osoby. Niezgoda na rzeczywistość jest w Romie tak wielka, że prowadzi ją do anoreksji. Autorka śmiało i szczerze po raz pierwszy opowiada o tym doświadczeniu i walce z pragnieniem śmierci.
Dziewczyna musi także stanąć do walki o życie swojej matki, która nie wytrzymując presji otoczenia i dramatyzmu sytuacji, podejmuje próby samobójcze. Jest to dla wrażliwej nastolatki przyspieszona lekcja dorosłego życia.
  W powieść wkomponowane są fragmenty Pamiętnika Anny Abrahamerowej – babci Romy. Jest to piękny opis przedwojennego żydowskiego świata Krakowa: bale, stroje, luksus… Lektura pamiętnika jest dla Romy ucieczką od rzeczywistości, przeniesieniem się do ulubionego świata wyobraźni, ale też do historii własnej rodziny.

Premiera: 28.11.2012

 

Zakopane Odkopane to pierwsza tak lekko i dowcipnie napisana książka o Zakopanem. O mieście, gdzie turystyka zabija oryginalność, bogaci stawiają wielkie gargamele, a kłótnie górali kończą się zamknięciem stoku na Gubałówce. Autorki „odkopują” cudowne miejsca, w których bywał Witkacy, a doktor Chałubiński leczył wielkomiejskich pacjentów. Tytuł książki wymyślił sam Wojciech Młynarski, który w Zakopanem napisał niejedną piosenkę.

Czego nie kupować pod Gubałówką? Kim jest Pan Rysio z kawiarni Europejska? Dlaczego w obecności górali lepiej nie śpiewać „Góralu, czy ci nie żal”? Jak bawił się półświatek pod Tatrami? Dlaczego miś na Krupówkach ma białe futro? Czy przez halny górale popełniają samobójstwa?... Odpowiedzi na te pytania i dużo, dużo więcej znajdziesz w tej książce.
Maria wywołała skandal bez precedensu. Prezydent Polski poślubił młodszą o 28 lat kobietę. I to kogo! Żonę własnego adiutanta i sekretarkę swojej pierwszej małżonki, która zmarła zaledwie kilka miesięcy wcześniej!
Michalina w młodości własnoręcznie konstruowała bomby i dobrze wiedziała, czego oczekuje od życia. Gdy jej mąż odrzucił propozycję objęcia urzędu prezydenta, wystarczył jej jeden telefon. Natychmiast zmienił zdanie i potulnie zgodził się na wszystko.
Mąż rewolucjonista porzucał Marię na długie miesiące. Ona nie zamierzała przejmować się rolą pierwszej damy. Zawsze i każdemu mówiła prawdę prosto w oczy. Czy to jej scysja z adiutantem marszałka Piłsudskiego doprowadziła do zamachu stanu i rozlewu krwi?
Pierwsze damy II Rzeczpospolitej. To one uosabiały magię, czar i elegancję dwudziestolecia międzywojennego – Polski utraconej dla nas na zawsze.

Premiera: 07.11.2012

 Chciał być kierowcą autobusu, piłkarzem i perkusistą, ale zły los uczynił go najśmieszniejszym człowiekiem w Polsce. Robert Górski - lider Kabaretu Moralnego Niepokoju i twórca większości jego skeczy - debiutuje jako autor książki, w której pierwszy raz opowiada o tym, dlaczego nie został poetą i jak to się stało, że został premierem. Tylko z tej książki dowiecie się kim naprawdę jest Badyl i z czego śmieją się Polacy.
Będzie Pan zadowolony. I Pani też!









Premiera: 07.11.2012

 Zanim stała się słynną marką kosmetyczną, Helena Rubinstein wiodła inne życie. I to jakie, co za nieprawdopodobna przygoda!

Znaliśmy miliarderkę obwieszoną klejnotami, z portretów Dali’ego czy Picassa. Ta „cesarzowa piękna” zmieniła wizerunek kobiety podając jej lustro wiecznej młodości; była niesłychanie pracowita, z ogromną szybkością przemierzała naszą planetę, zatrzymując się zaledwie na chwilę w którymś ze swych wspaniałych domów – ale czy wiadomo, że ta „Hearst w spódnicy” była kiedyś skromną Polką?
Przyszła na świat w roku 1872 w żydowskiej dzielnicy Krakowa, była najstarszą z siedmiu sióstr, na tyle silną, że umiała przeciwstawić się konwenansom. Zawsze była wolna, potrafiła też narzucać swoją wizję. Od Australii, do której wyemigrowała w wieku 24 lat i w której była pionierką w dziedzinie pielęgnacji kosmetycznej, po Nowy Jork gdzie zmarła jako kosmopolityczna księżna w wieku 93 lat, życie Heleny Rubinstein toczyło się jak powieść-rzeka.
Powieść, w której pojawiają się wszystkie talenty tamtych czasów, od Poireta do Chanel, poprzez Louise de Vilmorin; to wspaniała saga, pełna giełdowych krachów, milosnych tragedii, dramatów małżeńskich i utraconych klejnotów.

Premiera: 24.10.2012

Pociąg osobowy do Czyty jedzie pięć dni. Do stacji końcowej, Władywostoku, okrągły tydzień…
Tak zaczyna się podróż, która może pomóc zrozumieć rosyjski fenomen.
Jak pojąć ten wielki kraj rozpięty na dwóch kontynentach, w którym nic nie jest tym, czym powinno? W jaki sposób spojrzeć na to egzotyczne miejsce, gdzie dobrą wiadomością jest to, że w Murmańsku ociepli się do minus 30 stopni Celsjusza, a dzień będzie trwać godzinę i siedem minut?
To tutaj polski ksiądz, były jeniec cudem ocalony z Katynia, w podziemiach dawnej siedziby twerskiego NKWD – gdzie rozstrzeliwano jeńców Ostaszkowa – dokonuje kolejnego cudu, nawracając pułkownika Armii Czerwonej. To tutaj młodzież uczy się w szkole, że prawa człowieka i wolność jednostki są wartością najwyższą, a jednocześnie, że narody nie mają prawa do samostanowienia. To tutaj przechodzenie od komunizmu do demokracji polega na tym, że wczorajszy komunista nazywa siebie dziś demokratą.
14:57 do Czytyto zbiór pasjonujących reportaży o kraju, który fascynuje, zaskakuje i nieustająco zdumiewa.

Premiera: 05.11.2012

W tym zbiorze opowiadań, podobnie jak w Przygodzie z owcą i w Końcu Świata, Haruki Murakami powodowany geniuszem i odrobiną szaleństwa przypuszcza frontalny atak na normalność, zmieniając i całkowicie dowolnie kształtując rzeczywistość. Ptak nakręcacz każdego dnia nakręca sprężynę świata. Pracownik działu kontroli jakości doznaje olśnienia, patrząc na kangury, i dowiaduje się, czym jest wielka niekompletność. W ciało robotnika z fabryki słoni wnika od dawna poszukiwany przez policję tańczący karzeł. Atak irracjonalnego głodu powoduje, że młode małżeństwo dokonuje nocnego napadu na bar McDonalda. Dziewczyna odkrywa, że budzący grozę zielony zwierz, który rozkopuje ogródek, jest w niej zakochany, a ona nie potrafi mu się oprzeć.
Śmieszne, niezwykłe, wyjątkowe – wszystkie opowiadania zebrane w antologii Zniknięcie słonia są dowodem, że Haruki Murakami, mistrz formy, umie z całkowitą swobodą przekroczyć wszelkie granice między światem powieściowym i realnym.

Premiera: 07.11.2012

Pierwsza część mojego zestawienia ->  KLIK

czwartek, 11 października 2012

Konkurs! "Szopka" Zośki Papużanki do zgarnięcia!


Dzięki uprzejmości Świata Książki, mogę się z wami podzielić egzemplarzem książki "Szopka" Zośki Papużanki. Debiut krakowskiej autorki zbiera na razie same pozytywne recenzje, więc chyba warto zapoznać się z tym tekstem!

"Debiut autorki obdarzonej doskonałym słuchem językowym, wyrazistym stylem i znakomitym warsztatem pisarskim. Kolejny – po sztuce Zapolskiej i powieści Kuczoka – sugestywny portret polskiej rodziny: nie patologicznej, nie kołtuńskiej, ale nadal strasznej, zakłamanej i zimnej, w której małżeństwo to więzienie o zaostrzonym rygorze, a dom rodzinny to codzienny teatr absurdu, modłów, wrzasków i kotletów schabowych. Mocna proza – jak uderzenie pięścią."

Zasady:
1. Jeżeli chcesz przygarnąć książkę, zostaw informację w komentarzu i w kilku słowach uzasadnij dlaczego Ty powinieneś/aś otrzymać "Szopkę".
2. Jeżeli jesteś osobą anonimową, zostaw swój adres e-mail i podpisz się imieniem.
3. Zgłaszać się można w terminie od 11.10 (czwartek) do 15.10 (poniedziałek)
4. Losowanie będzie zorganizowane po 15.10.

środa, 10 października 2012

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Przebudzenie"


"Przebudzenie" to kolejna pozycja Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak, jaką miałam okazję czytać w ostatnim czasie. Odczuwam zapotrzebowanie na literaturę lekką, łatwą i przyjemną, a Pani Katarzyna świetnie swoimi powieściami moje potrzeby zaspakaja. Chociaż tym razem, nie było już tak kolorowa, jak przy poprzednich spotkaniach... Dalej mi się podoba, ale już bez takich zachwytów jak wcześniej.

Zuzanna to młoda dziennikarka, opisująca błahe sprawy w dobrze opłacanym dzienniku. Tkwi w związku bez przyszłości, a wszystkie niepowodzenia i brak zaangażowania w uczuciach tłumaczy nieszczęśliwą miłością w czasach licealnych i śmiercią babci. Jednak jak to w życiu bywa, zdarza się że jedno wydarzenia powoduje, że raz obrany przez nas tor trzeba zmienić. W przypadku Zuzanny, takim sygnałem do zmiany jest list z kancelarii adwokackiej. Okazuje się, że dziewczyna otrzymuje, od uznanego za zmarłego, ale jednak ocalałego w czasie wojny brata babci, dość pokaźnych rozmiarów teren na Mazurach (Tutaj uwaga do osób, które tworzyły opis książki na okładce. Słowo posiadłość, jest nieadekwatne do tego, co rzeczywiście otrzymuje bohaterka i może czytelnika wprowadzić w błąd. W końcu jest to tylko ziemia, bez zabudowań). Jednak spadek wcale nie przynosi korzyści, ale powoduje, że w życiu kobiety zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Ktoś włamuje się do jej mieszkania, śledzi jej poczynania, podrzuca karteczki z dziwnym symbolem węża... 
Zuzanna oczywiście wyjeżdża na Mazury, aby przeprowadzić rekonesans. Odkrywa tam fascynującą historię swojej rodziny, która od lat jest znienawidzona przez plemię Galindów. Jaki wpływ ma historia na teraźniejszość i jak potoczą się losy kobiety? Warto sprawdzić...

Tym razem autorka zaserwowała nam powieść z lekkim dreszczykiem. Dość dobrze skonstruowany wątek kryminalny, w który pisarka wplotła trochę magii i starych wierzeń plemion nadbałtyckich, powoduje że z ciekawością czytamy powieść do ostatniej strony. Nie łatwo jest się też domyślić finału, który jednak jest jak na mój gust, trochę za bardzo nieprawdopodobny. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak skorzystała też w przypadku "Przebudzenia" z utartych już schematów spotykanych w innych powieściach, czyli niespodziewany spadek, niespodziewany przyjaciel itd, jednak po raz kolejny udało jej się ująć całość w nietypowy sposób i stworzyć coś, co mimo wszystko odbiega od tego, co serwowane jest nam już w nadmiarze...
Myślę, że zarówno po "Przebudzenie", jak i pozostałe książki autorki "Ucieczka znad rozlewiska" i "Niebieskie migdały" warto sięgnąć, jeżeli poszukuje się miłej i odprężającej lektury.
Polecam!

niedziela, 7 października 2012

(4) Niedziela... kulinarna :)

Uwielbiam książki kulinarne! Jeszcze niedawno każdą wolną chwilę spędzałam na gotowaniu. Stanie przy "garach" odprężało mnie i działało uspokajająco. Założyłam nawet bloga kulinarnego (klik), żeby usystematyzować sobie swoje przepisy, co okazało się świetnym pomysłem, bo niektóre sprawdzone już receptury, które często wypadały mi z głowy, teraz mam umieszczone w sieci i wystarczy że sobie zerknę w historię :) Niestety zawirowania w życiu osobistym spowodowały, że coś co kiedyś sprawiało mi wielką przyjemność, teraz po prostu źle mi się kojarzy. Gotuję więc mniej, a książki trochę się kurzą :) Mimo to, łapię się na tym, że jak widzę książkę kucharską mam ochotę kupić, przygarnąć i postawić na półce, mimo iż na pewno w najbliższym czasie nie będę jej używać.

Z pozycjami, które już posiadam bywało tak, że wykorzystywałam jeden czy dwa przepisy i książka stawała na półce. Najczęściej używane przeze mnie to chyba "Mała szkoła gotowania" "Nigella ekspresowo" i "Najlepsze przepisy polskich blogerów".

A jaki wy macie stosunek do takich książek? Kupujecie, używacie, lubicie? :) Może pochwalicie się swoimi kulinarnymi zbiorami? :)


Udanej niedzieli z pogodą lepszą niż jest u mnie ;)

piątek, 5 października 2012

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Niebieskie migdały"


Bardzo przypadło mi do gustu pisarstwo Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak, która tworząc lekką w odbiorze literaturę kobiecą, przemyca wiele problemów jakie mogą spotkać każdą z nas i dawkuje odpowiednio poziom miłosnego lukru. Nie inaczej jest w powieści "Niebieskie migdały", gdzie po raz kolejny autorka zaserwowała nam mądrą i wyważoną opowieść...

Tym razem poznajemy Inę, a właściwie Balbinę. Córkę ekscentrycznej malarki i mamę małego Kajtusia. Historia Iny zaczyna się w momencie kiedy odchodzą jej wody, zaczyna się poród i na świat przychodzi nieślubny synek. Dziewczyna kilka miesięcy wcześniej została porzucona przez przystojnego prezentera telewizyjnego Maksa "Przemysława" Wszawskiego i z rodzicielstwem od samego początku musi radzić sobie sama, z lekką tylko pomocą rodziców i szalonej przyjaciółki Karoliny. Jak się okazuje, dziecko to nie tylko szczęście, ale przede wszystkim płacz, pieluchy, kłopoty z wyjściem z domu i wiele innych problemów. Samotna matka ma też niewielkie szanse na nową miłość, bo w końcu który mężczyzna z miejsca bierze kobietę z całym dobrodziejstwem inwentarza?

Katarzyna Zyskowska Ignaciak po raz kolejny zauroczyła mnie stworzoną przez siebie historią. Trochę irytowało mnie to, że bohaterką uczyniła dziewczynę z raczej bogatego domu, która nie musiała się martwić o wydatki i życie codzienne, co raczej mało wspólnego ma z realnym funkcjonowaniem na ziemskim padole. Jednak nawet ten zgrzyt, nie był w stanie zepsuć mi lektury. Ba... zaczęłam wierzyć, że nawet jeżeli życie nie układa się po naszej myśli, to nie należy przestawać myśleć o niebieskich migdałach! Autorka pokazała, że bycie mamą, nawet samotną, nie oznacza, że kobieta musi rezygnować z siebie. A jeszcze pokazuje to w zupełnie inny sposób niż serwują to telewizje śniadaniowe i różnorodne poradniki. Po prostu jest bardziej realnie, bez koloryzowania z lepszymi i gorszymi chwilami. 

Pani Katarzyna trafiła już do grona moich ulubionych polskich pisarek, tworzących literaturę tzw. "kobiecą" i bardzo się cieszę na myśl o spotkaniu z kolejnymi postaciami przez nią wykreowanymi. Poza tym, uwielbiam kiedy ktoś tak ładnie nazywa swoich bohaterów! Zachęcam do lektury!

Książkę można nabyć w księgarni Matras -> Niebieskie migdały

środa, 3 października 2012

Tomasz Jachimek "Handlarze czasem"


Od godziny siedzę nad pustą "kartką" i zastanawiam się jak zacząć, "żeby było normalnie, a w dodatku jeszcze sympatycznie"...

Wuj Franciszek to szalony wynalazca, a przede wszystkim miłośnik quizów rodzinnych, które co niedzielę odbywały się w rodzinnym gronie. Brali w nich udział: nestorka rodu babcia Wiktoria, siostra Grażyna z mężem Piotrem i ich dzieci Michaś i Hania. Oczywiście nikt nie miał szans pokonać wuja, który był "jedynym autorem wszystkich pytań, tym samym jedynym jurorem autorytatywnie rozstrzygającym wszelkie wątpliwości". Wuj oczywiście na każdym kroku wykorzystywał fakt, że jest najmądrzejszy, a głównym jego argumentem w każdej dyskusji było stwierdzenie "Jakbyś był taki mądry, tobyś przynajmniej raz ze mną w quizie rodzinnym wygrał". 
Franciszek, oprócz pytań, wymyślał też różne dziwne rzeczy użytkowe, których działanie często pozostawiało wiele do życzenia. Rodzina śmiała się z jego wynalazków, aż w końcu mężczyzna zamknął się w warsztacie i nikogo do niego nie dopuszczał. 
Życie rodzinne zmieniło się w dniu, w którym w końcu jakiś wynalazek się wujowi udał... Franciszek wymyślił maszynę do handlowania czasem! Jedni mogli sobie dokupić godziny, inni, którym czasu było za dużo mogli odsprzedać i jeszcze zarobić w myśl powiedzenia "czas to pieniądz!" 
Jak nietrudno się domyślić, maszyna wuja stała się sensacją, z której korzystało coraz więcej ludzi, a chaos jaki się stworzył za jej sprawą trudno jest wręcz opisać.

Tomasz Jachimek, znany satyryk stworzył powieść, w której obnaża wszystkie nasze przywary. Pokazuje za pomącą ciętego i błyskotliwego języka nasze cechy złe, które wychodzą z nas z reguły wtedy, kiedy komuś innemu się udaje. Obrywa się anonimowym komentującym na forach, dziennikarzom, urzędnikom i wielu wielu innym. A sposób w jaki Jachimek atakuje ludzkie słabostki, to po prostu majstersztyk.

Książce pewnie można wiele zarzucić. Maszyna do handlu czasem działała, ale jak? Tego nie wie nikt... Chyba nawet sam autor. Jest wiele nieścisłości w jej funkcjonowaniu (np. odejmowanie 15 lat?), jednak nie o to tak naprawdę w "Handlarzach czasem" chyba chodzi. Maszyna to tylko pretekst do stworzenia karykaturalnego i mocno przerysowanego obrazu społeczeństwa XXI wieku.

Książkę czytałam i jednocześnie słuchałam audiobooka w interpretacji samego autora. I z całego serca polecam właśnie audiobook czytany przez Tomasza Jachimka. Jest po prostu genialny! Sama książka jest dobra, a przeczytana przez autora to niekończący się atak śmiechu.
Polecam!

wtorek, 2 października 2012

Nicole Mones "Ostatni kucharz chiński"

Ależ mi się trafiła smakowita lektura! Opis zupełnie tego nie zapowiadał, a w środku takie zaskoczenie...
Nicole Mones jest znawczynią kultury chińskiej, tworzy też książki przedstawiające cywilizację Państwa Środka w różnych aspektach. A że wie o czym pisze, czuć niemal na każdej stronie powieści "Ostatni kucharz chiński".

Maggie McElroy ma czterdzieści lat i od roku jest wdową. Jej mąż Matt zginął w tragicznym wypadku, z czym kobieta niekoniecznie sobie radzi. Sprzedaje dom, zmienia mieszkania na coraz mniejsze, aż w końcu zamieszkuje na łodzi. Kiedy już jakoś zaczyna sobie układać życie bez ukochanego, otrzymuje telefon z Chin, od współpracownika i przyjaciela swego męża. Okazuje się, że jakaś kobieta złożyła sądowe roszczenie, twierdząc że mąż bohaterki jest ojcem jej córeczki. Burzy to misternie budowany spokój  Maggie. Długo się nie zastanawiając, postanawia polecieć do Chin i wyjaśnić sprawę, a że jest dziennikarką kulinarną, przy okazji ma przeprowadzić wywiad z Samem Liangiem, wnukiem autora książki "Ostatni kucharz chiński" i wschodzącą gwiazdą tejże orientalnej kuchni.
Na miejscu kobieta dzięki Samowi odkrywa niezwykłe smaki chińskiej kuchni i poznaje przy okazji kulturę kraju, który z dnia na dzień staje jej się coraz bliższy...

Spodziewała się jakiegoś egzotycznego romansu z Pekinem w tle, a tu proszę... Otrzymałam dojrzałą, nieprzesłodzoną powieść, z bohaterką zmagającą się z żałobą po mężu budującą swoją nową codzienność. Jednocześnie zostałam uraczona całą paletą smaków, które dosłownie czułam, czytając kolejne strony "Ostatniego kucharza chińskiego". Nadziewana, chrupiąca skóra z kurczaka, żeberka wieprzowe w liściach lotosu przyrządzane na parze, chrupiące krewetki, niesamowicie delikatne i miękkie w środku... czujecie już głód?
Autorka raczy nas nie tylko cudownymi smakami, ale historią chińskiej kuchni, wraz z jej smutnym okresem, kiedy komuniści zabronili jeść i gotować smakowicie. Oprócz tego poznajemy też zwyczaje panujące przy stole i w rodzinie. Bo jedzenie w Chinach zawsze odbywa się w towarzystwie innych.
Podsumowując...Mamy historię powoli rodzącego się uczucia między dwojgiem dojrzałych już ludzi, smaki i zapachy niemal na każdej stronie, bogatą historię i szeroki obraz kultury jedzenia w Państwie Środka. Czy można chcieć więcej?

Gorąco polecam!

poniedziałek, 1 października 2012

Alfonso Signorini "Zbyt dumna, zbyt krucha"


Maria Callas, śpiewaczka operowa, której nazwisko znają niemal wszyscy, a o której rzadko kto jest w stanie powiedzieć więcej. Piękna kobieta, zawsze elegancka, sprawiała wrażenie dumnej i wyniosłej. Jednak jak odkrywamy w beletryzowanej biografii Alfonso Signorini, wewnątrz była smutną i kruchą artystką.

Dzieciństwo Marii miało wpływ na całe jej późniejsze życie. Od najwcześniejszych lat żyła w cieniu starszej siostry Jackie. Matka faworyzowała córkę, jednocześnie traktując młodszą pociechę z najwyższą pogardą. Dziewczynka wysłuchiwała że jest brzydka, gruba, bezwartościowa, jedynie ojciec okazywał jej uczucie. Wszystko zmieniło się kiedy rządna pieniądza matka wyczuła niesamowity talent Marii. Zmuszała ją do występów i zarabiania, a wszystkie jej działania miały na celu osiągnięcie przychodów z talentu córki.
Kolejnym traumatycznym przeżyciem stał się wyjazd ze Stanów do Grecji i rozłąka z ojcem, jedyną osobą, która Marię kochała. Przez kolejne lata dziewczyna dojrzewała i szlifowała swój talent, aby w końcu zadebiutować na deskach opery. Właśnie w momencie wschodzenia swojej gwiazdy poznała Giovaniego Batistę Meneghini, dużo starszego mężczyznę, którego poślubiła, zyskując w ten sposób wygodne życie pozbawione większych uniesień i przede wszystkim miłości.
Sława Marii w kolejnych latach stawała się coraz większa. Kobieta otaczała się luksusem, nosiła bogate stroje, miała grono wielbicielami, jednak w głębi ducha doskwierała jej samotność. Poświęciła się muzyce, rezygnując z uczuć. Jednak wszystko zmieniło się w momencie, kiedy na jej drodze stanął Aristoteles Onasis. Ich gorący romans nadał sens życiu Marii. W końcu odnalazła w sobie kobietę, gotową do macierzyństwa i szczęścia. Jednak i tutaj czekało ją sporo rozczarowań...

Alfonso Signorini stworzył świetną i porywającą biografię, w której przedstawia nam Callas nie tylko jako divę operową, ale przede wszystkim kobietę... dumną i jednocześnie bardzo kruchą. Autor nie skupia się za bardzo na karierze Marii, ale na jej życiu prywatnym, niezwykle burzliwym od momentu poznania Aristotelesa. Brakowało mi czasami większej ilości informacji, związanych z karierą śpiewaczki. Wydaje mi się, że włoski pisarz mógł jeszcze bardziej rozbudować biografię divy operowej. Po lekturze "Zbyt dumnej, zbyt kruchej"  mam wielką ochotę sięgnąć po inne pozycje opisujące życie tej wielkiej gwiazdy.
Książka Alfonso Signiorini, to niezwykle wciągający opis życia, toksycznej miłości i rozpaczy po stracie dziecka. Nie sposób się od niej oderwać...

Polecam!


Baner