wtorek, 29 listopada 2011

Jaume Sanllorente "Uśmiechy Bombaju"


"Uśmiechy Bombaju" to książką pod każdym względem wyjątkowa, obok której nie można przejść obojętnie, bez refleksji nad własnym życiem. Po przeczytaniu, odłożyłam ją na bok i nie mogłam przestać myśleć o Jaume, o slumsach i biedzie tam panującej. Wytrzymałam chwilkę i zaczęłam czytać jeszcze raz... Nie potrafię się od tej pozycji teraz uwolnić.

To, że mam czytelniczego bzika na punkcie Indii, nie jest żadną tajemnicą. Staram się od czasu do czasu przeczytać jakąś pozycję o regionie, gdzie oprócz piękna i barw dominuje przede wszystkim bród, ubóstwo i niesprawiedliwość. Najlepszym tego przykładem jest właśnie Bombaj, gdzie piękne budowle kontrastują ze slumsami, które zamieszkują rzesze ludzi bez szansy na jakąkolwiek lepszą przyszłość.

Jaume Sanllorente do Indii trafił zupełnie przypadkiem. Tak naprawdę wakacje chciał spędzić w Afryce, która bardziej go interesowała i o której dużo czytał i pisał. Indie były mu zupełnie nieznane... Pierwsze wrażenie autora? Nigdy więcej! Tuż po wyjściu z samolotu uderza w niego wszechobecny smród, a każdy kontakt z indyjskimi miastami, to kolejne obrazy nędzy i rozpaczy. Ale mimo to, po powrocie z wakacji, u Jaume pojawia się swoista tęsknota za Indiami, która powoduje, że już po niecałym roku wraca... tym razem do Bombaju. Podczas drugiej wizyty trafia do sierocińca Karuna, gdzie poznaje wstrząsające historie dzieci, które mimo całego okrucieństwa, jakie je w życiu spotkało, uśmiechają się! Podejrzewam, że niewielu ludzi jest w stanie wyobrazić sobie ogrom nieszczęść i niesprawiedliwości jaka spotkała te dzieciaki. Jaume Sanllorente postanowił po powrocie do Hiszpanii, że nie może tego tak zostawić, że musi coś zrobić. Zakłada więc organizację pozarządową, której nadaje nazwę "Uśmiechy Bombaju", sprzedaje wszystko co posiada, pieniądze przeznacza na ratowanie sierocińca, a sam przenosi się do miejsca, gdzie jest potrzebny i może pomóc. Młody, przystojny mężczyzna rezygnuje z dotychczasowego życia i w pełni poświęca się dzieciom z najniższej indyjskiej kasty społecznej - niedotykalnych.
"Od tamtej pory nie myślę za dużo o swoim życiu, skupiłem się na innych, a konkretnie na moich małych wielkich przyjaciołach z bombajskiego sierocińca. Odkryłem sekret szczęścia. Prawdziwe szczęście jest możliwe tylko wtedy, gdy z powodzeniem zabiegamy o nie u bliźnich. Trudno znaleźć słowa zdolne wyrazić uczucie radości, której się dostępuje , widząc radość innych."

Jaume Sanllorente przywraca wiarę w to, że istnieje jeszcze bezinteresowna, niepodszyta jakąkolwiek chęcią zysku, ludzka dobroć. Bo to jak autor pisze, opowiada o tym co widział naładowane jest tyloma emocjami, że nie można nie uwierzyć w jego szczere intencje. W te intencje uwierzyły również dzieci, którym Jaume pomagał, a największą nagrodą był napis na tablicy, jaki pewnego razu odczytał:
"Jaume znaczy Bóg Ci wynagrodzi. Nam już wynagrodził obecnością Jaumego"

"Uśmiechy Bombaju" to świetny obraz wielkiej metropolii, wstrząsający niemal na każdym kroku, za sprawą pojedynczych historii, jakie miał okazje poznać młody Hiszpan. A to zaledwie ułamek tego, co Bombaj ukrywa w zakamarkach uliczek, czy w naprędce skleconych barakach slumsów. Miliony ludzi, miliony historii, miliony nieszczęść. Jaume poznał ich mikroskopijną część i postanowił zmienić świat. Niewielu jest ludzi takich jak on. Łatwo jest mówić o dobroci, trudniej wziąć sprawy w swoje ręce i działać. I jeżeli jeszcze raz usłyszę, że jeden człowiek nie może nic zmienić i zbawić świata, z czystym sumieniem będę mogła podać przykład Jaume Sanllorente.

Ta lektura, to nie tylko gratka dla miłośników Indii, ale pozycja obowiązkowa dla każdego, ponieważ uczy człowieczeństwa, zaangażowania i empatii. Pokazuje, że do szczęścia wcale nie jest nam potrzebny wielki stan posiadania, a wielkie i otwarte na innych serce.
"Uśmiechy Bombaju" to lektura, która w tym roku zrobiła na mnie największe wrażenie i do której z pewnością jeszcze nie raz wrócę, polecam Wam więc z czystym sumieniem. Po prostu trzeba to przeczytać!

Ps. W Weltbildzie można zakupić "Uśmiechy Bombaju" za 11,9 :) (KLIK)

Wydawnictwo: Świat Książki Stron: 189

poniedziałek, 28 listopada 2011

Tomáš Zmeškal "List miłosny pismem klinowym"


Tomáš Zmeškal zaskoczył Czechów swoim debiutem, ponieważ stworzył historię niebanalną i wyjątkową, pozbawioną pierwiastka zwyczajności, który często wdziera się w opowieści miłosne. Wykazał się dojrzałością i wyczuciem, które powodują, że "List miłosny pismem klinowym" to literatura na naprawdę wysokim poziomie.

Kwieta i Josef Czerny poznają się tuż przed wojną. Wspólnie uczestniczą w wykładach profesora Hroznego, zajmującego się odszyfrowywaniem starych i nieznanych tekstów. Duże znaczenie dla ich związku będzie miał fakt, że Josef urodził się w roku w którym odczytano zapisane pismem klinowym zabytkowe teksty. Mężczyzna pragnie zaimponować ówczesnej narzeczonej i również w przyszłości odczytać nieznane dotąd pismo. Życie jednak weryfikuje wszystkie plany Josefa. Po ślubie i narodzinach córeczki Alicji trafia na długie dziesięć lat do więzienia. Kwieta w tym czasie wpada w zniewalające sidła Hynka, człowieka odpowiedzialnego za uwięzienie Czernego.
Autor, aby dodatkowo urozmaić śledzenie losów pary bohaterów wplata w ich historię wiele wątków i bohaterów pobocznych, którzy wprowadzają do opowieści lekki zamęt, powodując jednocześnie, że historia miłosna Kwiety i Josefa pozbawiona jest banalności i nadmiernej tkliwości, która zamęcza czytelnika.
Poznajemy portrety Alicji - córki bohaterów, ich wnuka Krzysztofa, przyjaciela Antoniego, czy też cukiernika Svobody. Obserwujemy więc nie tylko skomplikowaną historię Kwiety i Josefa, ale również mniej, lub bardziej udane opowieści życiowe pozostałych postaci.

W całość Zmeškal zręcznie wplótł przypowieści i wierzenia, dodając powieści odrobiny magii i nierealności, jednocześnie zgrabnie okraszając całość wieloma uniwersalnymi prawdami dotyczącymi życia i codziennej egzystencji w świecie zdominowanym przez totalitaryzm.
Opowieści poszczególnych bohaterów, to przede wszystkim tło dla trudnej i jakże podobnej do polskiej, historii Czech i przemian zachodzących na przestrzeni całego wieku. "List miłosny pismem klinowym" to również świetny obraz Pragi, wraz ze wszystkim co miasto posiada do zaoferowania.

"List miłosny pismem klinowym" to powieść chwilami nierealna i uciekająca od rzeczywistości, pokazująca jednocześnie prawdziwe i trudne życie na tle skomplikowanej historii kraju dotkniętego reżimem komunistycznym, gdzie często uczucia przegrywały ze złym losem i wielką niesprawiedliwością.

Książka Tomáša Zmeškala oczarowała mnie i urzekła, dlatego mam wielką nadzieję ujrzeć wkrótce kolejne powieści autora, równie oryginalne jak ta.
Polecam gorąco!

Wydawnictwo: W.A.B. Stron: 397

sobota, 26 listopada 2011

Haruki Murakami "1Q84. Tom 3"


Trzeci tom to zgrabna kontynuacja losów Aomame i Tengo, w którą autor umiejętnie wplata kolejny wątek. Śledzimy więc dodatkowo poczynania bohatera, który pojawiał się już we wcześniejszych tomach, prywatnego detektywa - Ushikawy. Główne postacie ciągle żyją w świecie dwóch księżyców, little people i powietrznej poczwarki, a ich spotkanie wydaje się być wręcz nieuniknione.

Aomame poszukiwana jest przez członków sekty, którzy do odnalezienia jej wynajmują, niezwykłego pod względem zarówno umysłu jak i wyglądu, człowieka. Mężczyzna również wkracza do świata "1Q84" i wykazuje się dużą inteligencją i przebiegłością, szybko zbliżając się do poszukiwanej kobiety. Wprowadzenie przez Murakamiego trzeciego wątku wniosło do powieści powiew świeżości, dzięki któremu ta wiele zyskała. Rozdziały dotyczące Tengo i Aomame miejscami stawały się nużące i miałam wrażenie, jakby niektóre sceny były wałkowane któryś raz z kolei, dlatego Ushikawa pozwolił na chwilę wytchnienia od bohaterów, którzy mimo całej sympatii, troszkę się już opatrzyli.
Tymczasem, kiedy Aomame ucieka przed sektą, Tengo czuwa przy łóżku umierającego ojca w mieście kotów, licząc na to, że ponownie ujrzy powietrzną poczwarkę z dziewczynką w środku.

Czy Ushikawa odnajdzie naszą bohaterkę? Czy ta w końcu spotka się z Tengo i czy oboje będą mogli żyć w świecie dwóch księżyców? Odpowiedzi na te pytania przyniesie lektura ostatniego już tomu "1Q84".

Murakami to mistrz tworzenia świata w taki sposób, aby nam się wydawało, że nie jest on kreacją, ale rzeczywistością niezależnie od jego fantastycznych elementów i nietypowych sytuacji jakie przytrafiają się bohaterom. Po lekturze zaczynamy się zastanawiać i podejrzliwie spoglądać w niebo...
Dwa pierwsze tomy, to była tylko rozgrzewka przed tym, co wydarza się w ostatniej części. Murakami po raz kolejny tworzy całkiem odmienną rzeczywistość, która wciąga czytelnika, nie pozwala się oderwać, czaruje i hipnotyzuje. Autor produkuje zupełnie nieprawdopodobne wątki, które w wykreowanym przez niego świecie stają się wręcz oczywistością.

"1Q84" to wszystko, co najlepsze w literaturze. Murakami czerpie z różnych gatunków, tworząc wybuchową mieszankę, która zachwyca pomysłowością oraz przeraża i fascynuje za sprawą świetnie wykreowanych postaci. Po raz kolejny otrzymujemy zgrabne połączenie thrillera, kryminału, romansu i fantastyki.

Zakończenie historii Aomame i Tengo jest, ale jakby go nie było i to chyba moje największe rozczarowanie. Nie tego oczekiwałam na sam koniec. Ale co do otwartości finału "1Q84" - jest to przede wszystkim kwestia gustu... Jednym spodoba się takie rozwiązanie, inni podobnie jak ja, poczują niedosyt.

Polecam gorąco wszystkie trzy tomy "1Q84". Naprawdę warto przenieść się do świata stworzonego przez japońskiego mistrza!

Wydawnictwo: Muza Stron: 509

Wyszukiwarka prezentów :-)


Ponieważ bardzo spodobał mi się pomysł Wydawnictwa Znak z wyszukiwarką prezentów, postanowiłam podzielić się nim z Wami. :-) Sprawdziłam... daje jak najbardziej trafne wyniki! :)

Święta już za miesiąc! Nie wiesz, co kupić mamie, przyjaciółce czy koledze? Nie masz pomysłu na prezent dla dziadka, brata albo kuzynki? Od teraz wybór prezentu może być dużo prostszy! Wydawnictwo Znak stworzyło WYSZUKIWARKĘ PREZENTÓW, która ułatwi wybór odpowiedniej książki. Wystarczy wejść na www.prezent.znak.com.pl i określić wiek, osobowość i zainteresowania - aplikacja podpowie Ci, które książki będą najlepszym prezentem dla Twoich najbliższych. Dodatkowo można je kupić ze zniżkami nawet do 30%! Pospiesz się, żeby zdążyć przed świąteczną gorączką!

Wejdź na www.prezent.znak.com.pl!

czwartek, 24 listopada 2011

taki tam stosik...


1. Irena Kika Szaszkiewiczowa "Podwójne życie Szaszkiewiczowej" - od Wydawnictwa Literackiego
2. Stefan Czerniecki "Dalej od Buenos" - Zakup na Targach Książki w Krakowie :)
3. Katarzyna Michalak "Powrót do Poziomki" - jak wyżej.
4. "Miłość we Wrocławiu" - od wydawnictwa EMG
5. "Marylin Monroe i Arthur Miller" - od Wydawnictwa Literackiego
6. Hołownia i Prokop "Bóg, kasa i Rock'n'roll" - od Znaku

Ostatnio powróciłam do czytania po dłuższej przerwie... Tylko nie mogę się zmobilizować do pisania z kolei :) Mam nadzieję, że prędzej czy później kryzys minie :)

piątek, 18 listopada 2011

Mieczysław Bieniek "Z Hajerem na kraj Indii"


Mietek Bieniek, ma w sobie coś takiego, że czytając jego książki nie zwraca się uwagi na język i styl, a jedynie na niesamowity entuzjazm, jakim wręcz zaraża czytelnika. "Z Hajerem na kraj Indii" to już druga książka emerytowanego górnika z Katowic, który w pewnym momencie życia, postanowił po prostu spełniać marzenia. Już w swojej pierwszej "Hajer jedzie do Dalajlamy" udowodnił, że marzenia są po to, aby je spełniać. Udało mu się spotkać z Dalajlamą, co wyczynem jest przecież wielkim.

Druga książka, to kontynuacja indyjskiej przygody. Tym razem Mietek zapuszcza się w rejony mniej znane turystycznie, co nie znaczy wcale, że pozbawione atrakcji i nieciekawe. Wraz z autorem zwiedzamy plantacje herbaty, odwiedzamy niezwykle klimatyczny klasztor Than, gdzie Hajer prawie zostaje świętym mężem, czy też gościmy w sąsiadujących z Indiami mniejszych państewkach takich jak Bhutan, Bangladesz czy Sri Lanka. Przy tym wszystkim, poznajemy przede wszystkim ludzi, barwnych i kolorowych, którzy dzielą się z Mietkiem swoimi życiowymi historiami. I w tym miejscu po raz kolejny przywołam Klasztor Than, którego funkcjonowanie mnie zaintrygowało. Otóż... ludzie zakopywani są tam żywcem. Święty mąż znajduje swojego następcę i wykopuje dołek aby się w nim zagłębić, a człowiek który obejmuje po nim niejako schedę, zasypuje go żywcem. Mnisi wierzą że po ok 100-200 latach wstaną z grobu i przeniosą się na pobliską górę, z której już tylko krok do nieba. Ta opowieść, to tylko jedna z licznych ciekawostek, jakie pojawiają się na kartach książki...

Mietek podróżuje w sposób oszczędny, nie szasta pieniędzmi i często przez spryt i malutkie nieszkodliwe oszustwa, udaje mu się wślizgnąć przez dziurę w płocie, czy też dzięki "generalskiemu nazwisku" załatwić wjazd do kraju. Niemniej było kilka momentów kiedy zachowanie Hajera mnie po prostu denerwowało i wydawało mi się lekko nieetyczne. Jednak oddając od razu honor byłemu górnikowi, często byłam dumna z tego, że posiadam krajana, który dostrzega to co bogatym turystom często umyka i potrafi pomóc i okazać współczucie.

Styl, jakim napisana jest ta pozycja, jest bardzo specyficzny. Swoista mieszanka języka potocznego i gwary, bynajmniej nic jej nie ujmuje, a dodaje jedynie charakteru. Pasuje ten sposób pisania Mietkowi i wydaje mi się, że zachowano odpowiednią proporcję, która nie zmęczy czytelnika - nie Ślązaka - gwarą charakterystyczną dla mojego regionu. Do tego otrzymujemy ponad 300 stron zdjęć, ponieważ niemal na każdej kartce znajdziemy fotografie dokumentujące przygody podróżnika.

Hajer, jak już wspomniałam we wstępie, zaraża optymizmem i wiarą w to, że wszystko jest możliwe, wystarczy bardzo chcieć. Życzę więc Mietkowi dalszych podróży, dzięki którym będzie mógł realizować swoje fantazje, a czytelnikom polecam "Z Hajerem na kraj Indii"!

Wydawnictwo: Annapurna Stron: 320




środa, 16 listopada 2011

Tahir Shah "Dom Kalifa. Rok w Casablance"


Maroko to przepiękna, barwna kraina, która przyciąga niczym najpiękniejszy kwiat. Kiedy jednak przyjrzymy się jej bliżej i zostaniemy wciągnięci w wir codziennego życia w tym afrykańskim kraju, odkryjemy jak bardzo kultura i zwyczaje różnią się od europejskich, mimo że stary kontynent jest o przysłowiowy rzut kamieniem.

O tym, jak trudna jest codzienność przekonuje się Tahir, który pragnąc podążać za marzeniami kupuje dom w Casablance. Droga do znalezienia tego właściwego miejsca, gdzie mógłby się przenieść wraz z rodziną, jest długa i usłana wieloma chwilami zwątpienia. Po kilku miesiącach trafia w końcu na "Dom Kalifa", który w szybkim czasie staje się jego własnością. Przeprowadzka z pochmurnej Anglii, do słonecznej Casablanki z wielkiej życiowej przygody szybko przeradza się w koszmar. Już pierwszego dnia w nowym miejscu, dozorcy informują właściciela, że w willi mieszkają... dżinny. Aby się ich pozbyć, Tahir powinien zabić niemal stado owiec, po jednej do każdego pokoju.

Początki dla Tahira są niezwykle trudne. Musi znaleźć ludzi do pracy, ekipę remontową, zmagać się z dozorcami, którzy nijak nie chcą współpracować i wszystko robią po swojemu, a to wszystko jest dopiero początkiem... Oczywiście najęty architekt i ekipa remontowa doprowadzają dom do ruiny i nie spieszą się z przywróceniem go do świetności... Niemal każdego dnia, na bohatera spada nawałnica problemów, które wydają się nierozwiązywalne. Na szczęście z czasem Tahir poznaje coraz lepiej kulturę i zwyczaje, dostosowuje się do otoczenia, zaczyna czuć specyfikę Maroka.

"Dom Kalifa" to historia całkowicie autentyczna, powstała z doświadczeń autora. Tahir Shah, oprócz szczegółów architektonicznych i spraw związanych z remontem domu, serwuje nam mnóstwo szczegółów dotyczących codziennego życia w Maroku, zwyczajów i wierzeń. Duża część książki poświęcona jest wypędzaniu z domu Dzinnów, w które wierzy niemal każdy mieszkaniec afrykańskiego kraju, i w które w szybkim czasie zaczyna wierzyć także właściciel domu. A pozbycie się ich, to prawdziwa parada atrakcji i problemów.

"Dom Kalifa" to magiczna, ciepła i często zabawna historia. Tahir dojrzewa do życia w innym kraju, dostosowuje się wraz z żoną do otoczenia. Opowieść ta uczy, że na wszystko trzeba czasu i wytrwałości i często trzeba zajrzeć w głąb samego siebie, żeby odnaleźć rozwiązania dla mniejszych, bądź większych problemów.

Polecam gorąco, "Dom Kalifa" z pewnością nie zawiedzie...

Wydawnictwo Literackie Stron: 461

wtorek, 15 listopada 2011

Mirosław Cielemęcki "Człowiek z gazu"


"Człowiek z gazu" Mirosława Cielemęckiego, zmarłego niedawno wieloletniego szefa działu biznesowego gazety "Wprost", to wciągająca i interesująca pozycja, przedstawiająca biografię jednego z najbogatszych Polaków przełomu wieków. Do lektury książki podchodziłam z dużą rezerwą, ponieważ moje zainteresowania raczej nie kręcą się wokół przemysłu gazowego i biznesu na wielką skalę, ale niemal od pierwszej strony dałam się wciągnąć w historię Gudzowatego - "króla gazu".

Aleksander Gudzowaty urodził się tuż przed wojną jako syn Eliasza i Aleksandry Gudzowatych. Rodzina nie była zamożna, często ledwo wiązała koniec z końcem. "Człowiek z gazu" to pozycja, która pokazuje drogę, jaką przeszedł mały Aleksander - poprzez dzieciństwo, gdzie musiał obserwować rodziców ciężko pracujących, a zarabiających niewiele, do pozycji numer jeden w rankingu "100 najbogatszych Polaków".
Z książki dowiemy się jakimi zasadami kierował się w życiu i biznesie milioner, zbierzemy też kilka nieocenionych rad prezesa Bartimpeksu. Pozycja ta, to również zbiór wielu cennych myśli wielkich postaci światowego biznesu takich jak Konosuke Matsushita czy Richard Branson. Na kolejnych stronach poznajemy współczesną historię gospodarczą Polski, szczegóły dotyczące transakcji związanych z przesyłem gazu i budową gazociągów, m.in. jamalskiego, czy też proponowanego przez Gudzowatego odcinka Bernau-Szczecin. Pomysł, jak sugeruje jego autor, wielokrotnie torpedowany był, za sprawą działalności "loży minus pięć". Czym jest loża pojawiająca się na wielu stronach książki? Zdradzać nie będę, zachęcę za to do lektury.
W ostatnim rozdziale znajdziemy zbiór haseł - alfabet Aleksandra Gudzowatego, przez pryzmat których wyłania się nam pełny obraz krezusa, jego poglądów i stosunku do ludzi i świata.

"Człowiek z gazu" to mieszanka spostrzeżeń autora, dialogów z Aleksandrem Gudzowatym, tekstów ważnych i ważniejszych ludzi biznesu, polityki i mediów. Z tego wszystkiego wyłania się obraz Gudzowatego - milionera z zasadami, których przestrzegał w całym swoim życiu. Biografia nietypowa i frapująca, z pewnością warta poznania, nie tylko przez ludzi interesujących się biznesem, czy też przemysłem gazowym w Polsce. Jest to w końcu, przede wszystkim, historia człowieka, który od niczego doszedł do wielkich pieniędzy. Może nie ma w niej gotowej recepty na sukces, ale z pewnością każdy odnajdzie pewne cenne wskazówki i rady, które przełożyć można nie tylko na biznes ale i życie codzienne.

Po lekturze czuję lekki niedosyt, a bierze się on stąd, że mam wrażenie, iż to co zawarte w książce, to nie jest cały Gudzowaty, a jedynie ta część, którą on sam chce ludziom pokazać. Ale to tylko moje małe spostrzeżenie, być może niesłuszne, a spowodowane dużym głodem informacji na temat Pana Aleksandra.

Naprawdę warto sięgnąć po historię jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Polecam!

Wydawnictwo: Regan Press Stron: 215

niedziela, 13 listopada 2011

Suketu Mehta "Maximum City. Bombaj"

Bombaj to miasto zamieszkane przez prawie 17 milionów ludzi, a w którym ciągle przybywa mieszkańców, głównie z wiosek, którzy liczą na to, że powiedzie im się w wielkim mieście. Przewiduje się, że do 2015 roku liczba wzrośnie do 23 milionów! Miasto wyrzutków, brudu i biedy, gdzie dla kontrastu obok slumsów pojawiają się nowoczesne budynki, a po drogach, których tak naprawdę nie ma, jeżdżą drogie samochody. Suketu Mehta spędził dzieciństwo w Bombaju, skąd później wyjechał na prawie dwadzieścia lat do Nowego Jorku. W jego sercu pozostała jednak tęsknota za krainą dzieciństwa i stąd wzięła się decyzja o powrocie i wychowaniu dzieci w indyjskiej kulturze. Jednak już pierwsza konfrontacja z nowym Mumbajem odsuwa w niepamięć obrazy z młodości. Schizofreniczne miasto, gdzie na każdym kroku napotyka się problemy takie jak brak bieżącej wody, brak elektryczności, niemożność załatwienia czegokolwiek bez ogromnych pokładów cierpliwości, szybko zniechęca i zaczyna drażnić nawet najbardziej wytrwałych.

Mehta stworzył doskonały reportaż, w którym przez pryzmat własnych doświadczeń, ale też poprzez głosy i opowieści ludzi znajdujących się na skrajnych końcach drabiny społecznej, stara się pokazać zawiłości i reguły rządzące wielomilionową metropolią w której się wychował.
Pisarz oddaje więc głos tancerkom z nocnych klubów - Monalisie i Honey, rozmawia z płatnymi zabójcami pracującymi często na zlecenia mafii, pokazuje kulisy powstawania filmów Bollywood, jakże ważnych dla współczesnych mieszkańców Indii. Dzięki autorowi zaglądamy do slumsów, czujemy bród i smród, widzimy nędzę i przeludnienie. Mehta daje nam możliwość "zobaczenia" i przede wszystkim odczucia wielu ludzkich emocji oraz wysłuchania niezliczonej ilości historii, co daje nam pełny obraz miasta, które jest tworzone właśnie przez takie opowieści.

To co charakterystyczne dla "Maximum City. Bombaj" to niezwykły naturalizm. Czytając czujemy autentyczny strach, obrzydzenie, nienawiść, bezsilność czy też sympatię i współczucie dla spotykanych ludzi. Autor nie oszczędza miasta swojego dzieciństwa. Dużą część poświęca kulisom życia politycznego, wszechobecnej korupcji, zakłamaniu, niewłaściwej polityce mieszkaniowej i wielu, wielu innym problemom, które po głębszym zastanowieniu mogą przypominać problemy naszej demokracji. Pisarz nie koloryzuje i nie usprawiedliwia, z uporem i konsekwencją wskazuje problemy pożerające metropolię, w której dane mu było dorastać, a która toczy się ku upadkowi za sprawą złego rządzenia oraz braku kompetencji ludzi na najwyższych szczeblach władzy.

Pozycja Suketu Mehty, to książka obowiązkowa dla każdego, kogo fascynują współczesne Indie, niekoniecznie te tętniące feerią barw i przyciągające egzotyką. Bombaj zarzuca nas kontrastującymi ze sobą obrazami, które autor, wnikliwy obserwator i uczestnik, podaje nam w formie najwyższej jakości książki - reportażu, wobec której nie można przejść obojętnie.
"Bombaj składa się zarówno z pięknych jak i ohydnych części, które walczą na śmierć i życie o każdy metr ziemi." (str. 159)

"Maximum City. Bombaj" to jedna z tych pozycji, do których z pewnością powrócę i po które warto sięgać wielokrotnie, ponieważ prawdopodobnie za każdym razem odkryjemy coś nowego, co mogło nam umknąć przy wcześniejszej lekturze. Polecam gorąco!

Wydawnictwo: Namas Stron: 637



środa, 9 listopada 2011

Trochę o Targach Książki w Krakowie ;)

I był Kraków...

Tegoroczne, XV Targi Książki w Krakowie, miałam przyjemność odwiedzać wraz z moją drogą Kingą. Tuż przed 11 (albo po?) spotkałyśmy się przed wejściem i zaczęłyśmy zwiedzanie, razem z tysiącami innych amatorów książek. Duchota, ścisk, poszturchiwania to tylko niektóre z niedogodności z jakimi było nam dane się zmierzyć. Ale nie narzekajmy... bo warto było, jak co roku zresztą (a z roku na rok jest chyba coraz gorzej...).

Krążyłyśmy więc z Kingą wśród zatłoczonych stoisk, wraz z magiczną kartką, gdzie miałam wypisanych autorów z którymi chcę się spotkać. Plan sobotni zrealizowałam prawie w 100%. W pierwszej kolejności Pani Roma Ligocka i Jakub Porada. A potem to już poleciało... Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Katarzyna Michalak, Tomek Michniewicz... itd ;)

Dokonałyśmy również spontanicznego zakupu, pod wpływem wielkiego uroku osobistego autora... "Dalej od Buenos" Stefana Czernieckiego... Pozdrawiamy Stefana!

Jednak to nie same targi sprawiły nam największą przyjemność, a wszystkie znajomości około targowe jakie zawarłyśmy. Już przy wejściu wpadłyśmy na przeurocze blogerki, a im dalej w głąb hali tym więcej sympatycznych osób. A na koniec dnia targowego... spotkanie blogerów! Dziewczyny zjawiły się licznie, razem z jednym rodzynkiem - Robertem. Tak... to zdecydowanie najmilsza część dnia...

Niedziela targowa zaczęła się dla mnie i Kingi od... zmęczenia ;) W końcu intensywnie zwiedzałyśmy w nocy Kraków, szczególnie Kazimierz i poznawałyśmy uroki nocnego życia w wielkim mieście. Na halę targową dotarłyśmy ok 13tej i leniwie przemieszczałyśmy się między stoiskami z myślą, aby jak najszybciej uciec od tłumu ludzi. Jeden plus tego dnia... spotkanie z podróżniczką Basią Meder, która w Polsce po raz kolejny będzie prawdopodobnie dopiero za kilka lat.

Podsumowując... Dwa niezwykle intensywne, ale i bardzo udane dni, które wspominać będę z uśmiechem na twarzy. Cieszę się ogromnie, że mogłam poznać tyle sympatycznych i przemiłych osób i liczę na kolejne spotkanie już za rok (a może szybciej?)...

Z Kasią Michalak (tak tak... dzięki tej Pani się poznałyśmy!)


A tu już większą grupą z Małgorzatą Gutowską-Adamczyk ;) (Soulmate, Enga, Kinga, ja, Pani Małgosia, Duśka i na dole Lena :))
Stefan Czerniecki

Tomek Michniewicz

Katarzyna Michalak

Roma Ligocka

Janusz Majewski (za zdjęcie dziękuję Edith)

Basia Meder

A tu zdjęcie zapożyczone od Claudette ze spotkania blogerów :) Brakuje tylko Anek7

poniedziałek, 7 listopada 2011

Wyniki konkursu

Tym razem szybko i bez zdjęć, bo i tak opóźniłam sporo losowanie. A czasu jak nie było tak nie ma :)

Siostra wybrała numer, pod którym kryła się... jasmina

Proszę o kontakt na maila: iza.bela19@wp.pl

Dziękuję wszystkim, za tak liczny odzew i zapraszam przy następnej okazji ;)

Baner