sobota, 30 kwietnia 2011

Richard Paul Evans "Szukając Noel"

Do Evansa mam słabość odkąd trafiłam na jego "Słonecznik". Od tamtej pory, staram się co jakiś czas przeczytać jakąś książkę tego autora. Tym razem padło na "Szukając Noel"

Evans pisze w taki sposób, że jakiejkolwiek historii by nie opisał, na pewno byłaby wzruszająca i można by przy niej kilka łez uronić.

Tym razem spotykamy Marka, któremu życie nie układa się w ogóle. Stracił stypendium na uczelni, umarła mu matka, ma marna pracę jako woźny w szkole, jest w głębokim konflikcie z ojcem, te wszystkie czynniki powodują, że ma ochotę ze sobą skończyć. Kiedy jest już na totalnym dnie i podejmuje decyzje o samobójstwie, spotyka swojego "anioła".

"Mama opowiadała mi, że anioły czasem przebierają się za ludzi i schodzą na ziemię..."
Macy to dziewczyna z bardzo smutną przeszłością... w dzieciństwie oddana do adopcji i rozdzielona z siostrą Noel głęboko cierpi przez całe życie. Potrafi jednak wyciągnąć pomocną dłoń do potrzebującego człowieka. Kiedy więc na jej drodze staje potrzebujący Mark, bez wahania spieszy mu z pomocą.

"Zastanawiam się często, jak to się dzieje, że podczas gdy ciężkie doświadczenia jednych ludzi hartują, innych pozostawiają złamanych i zgorzkniałych. Znalazłem kiedyś w jakiejś książce celne porównanie: ten sam podmuch jeden płomień gasi, a drugi wzmacnia. Nadal nie wiem jakim ja jestem płomieniem"
To spotkanie zmienia życie obojga, a Macy postanawia, że nadszedł czas, aby odnaleźć siostrę.

Mam wrażenie, że czegokolwiek nie napisałby Richard Paul Evans, zawsze będzie to na mnie oddziaływać tak samo. Dlatego lekturę zaczynam z paczką chusteczek, bo wiem, że bez nich się nie obejdzie.
To już moja trzecia książka i trzecia, której akcja dzieje się w czasie świąt. Autor upodobał sobie pisanie o nich i robi to niezwykle klimatycznie. Jego święta są zawsze pełne miłości i ciepła i aż zazdroszczę bohaterom.

Mimo iż historia jest dość naiwna, nie jest przelukrowana. Nie brakuje w niej momentów smutnych... nie jest tak, że wszystkie wątki kończą się dobrze i mamy wrażenie że bohaterowie mają życie usłane różami. Popełniają błędy i wyciągają z nich wnioski. Nie zmieni to jednak faktu, że jest to po prostu taka dobra bajka dla dorosłych. Dlatego jeżeli macie ochotę się odprężyć, zróbcie sobie kubek gorącej herbatki, albo kawy i sięgnijcie po "Szukając Noel"

"Ale jak to mówią: miłość jest ślepa, a czasem bywa na dodatek niemądra"

piątek, 29 kwietnia 2011

Marina Mayoral "Kto zabił Inmaculadę de Silva?"


Jeden rzut oka na okładkę, kolejny na tytuł i już wiedziałam że książkę chcę przeczytać. Po prostu mnie zahipnotyzowała...

"Inmaculada de Silva zabiła Antona del Canote"

Szesnastoletnia Etel postanawia, że zostanie pisarką, potrzebuje jednak historii którą mogłaby opisać. Za sprawą zdania, które wypowiada jej przyjaciel Juancho, o cioci Anmaculadzie, na warsztat postanawia wziąć właśnie tajemniczą sprawę śmierci Ady i Antona. W miarę postępowania śledztwa, kiedy odbywają rozmowy z kolejnymi osobami, które pamiętają starą historię, pojawia się kilka wariantów rozwiązania śmierci. Jednak ostatecznie to czytelnik decyduje, która wersja mu odpowiada...

Marina Mayoral to pseudonim artystyczny Etelviny de Silva, czyli narratorki tego opowiadania. To właśnie jej pamiętnik spisany w czasach młodości stanowi kanwę historii cioci Ady.
Duże znaczenie dla losów bohaterów miała sytuacja polityczna ówczesnej Hiszpanii, którą wyniszczała wojna domowa i dyktatura generała Francisco Fraco. Anton del Canote długo się ukrywał, mszcząc jednocześnie na zabójcach ojca, przez co jego postać została okryta legendą, a przez Etel była porównywana do Zorro, albo Che Gevuary. Conte, Inmaculada i Kapitan, który ściga tego pierwszego, to klasyczny trójkąt pełen wszelkich emocji, jakie mogą towarzyszyć wzniosłym uczuciom.
W to wszystko wplątana jest współczesność, czyli rozterki i codzienne życie Etel, która właśnie za sprawą opisywanej w pamiętniku historii, na początku przyjaźni, potem miłości dwójki tragicznych bohaterów, definiuje swoje uczucia względem młodego przyjaciela Juancho.

Marina Mayoral chyba mnie zaczarowała, bo jej książkę połknęłam na raz. Ciekawa wciągająca narracja, lekki styl i charakterystyczni bohaterowie, to tylko kilka z plusów tej pozycji. W pozornie lekką i banalną historię, wplecione zostały wątki o głębszej treści, takie jak trudna historia Hiszpanii czy problemy z tolerancją.
Z pewnością sięgnę po inne książki tej autorki, a są dostępne w promocyjnej cenie w Matrasie! I jak tu się nie skusić?

Polecam!

czwartek, 28 kwietnia 2011

Jesus Sanchez Adalid "Więzień"

"Więzień" to taki mój mały eksperyment z powieścią historyczną. Nigdy wcześniej nie próbowałam tego typu literatury i byłam bardzo ciekawa jak mi się spodoba.

Luis Maria Monroy de Villalobos jest narratorem opowieści i zarazem jej głównym bohaterem. Historia zaczyna się w momencie, kiedy Luis jest małym dzieckiem i prowadzi beztroskie życie, wyczekując powrotu z niewoli dziadka i z wojny ojca. Powrót w końcu następuje i mały Luis spędza najmłodsze lata i czas dojrzewania ucząc się od ojca wszystkich rycerskich powinności i zdobywa kolejne umiejętności. Ojciec w końcu wyjeżdża ponownie aby walczyć i niestety traci życie. Jego ostatnią wolą jest, aby syn udał się służyć jako paź do zamku Belvis do Don Francisca de Monroy. Ten niestety zszedł wcześniej z tego świata, a jego córka postanawia zabrać Luisa Marię na służbę do domu swego męża hrabiego de Oropesa. Dalsze losy chłopaka toczą się ospale, czas spędza głównie na śpiewaniu i graniu z Ines, w której się podkochuje. Wszystko zmienia się, kiedy wyrusza wraz z listem polecającym od cesarza, wstępuje do wojska i wyrusza na bój z Turkami. Poznaje dokładnie co znaczy okrucieństwo i groza wojny.

To jedna z książek, które mimo sporej ilości stron czyta się szybko i z wielką przyjemnością. Chociaż jak dla mnie, ta historia to taka swoista sinusoida. Początek bardzo udany, zachęca czytelnika do przewracania kolejnych stron. Gdzieś w połowie zaczyna panować zastój i pojawia się myśl, żeby książkę odłożyć... na szczęście ostatnie 150 stron rekompensuje chwilowy brak akcji i mamy ochotę na kolejną część.

Bardzo ciekawe jest tło historyczne opowieści, szczególnie historia oblężenia zamku w Dżerzie. Mimo iż postać Luisa Marii Monroya jest wymyślona, to została osadzona w prawdziwych miejscach i wśród autentycznych ludzi, co dodało jej realności. Nie jestem w stanie nawet w skrócie opisać wydarzeń jakie zostały zawarte w książce, okrucieństw zarówno chrześcijan jak i Turków czy Maurów, dlatego polecam tę pozycję, szczególnie miłośnikom historii, trochę innej niż ta serwowana w szkole.

Nie do końca są to moje klimaty i pewnie nie za szybko sięgnę po kolejną część, muszę jednak przyznać, że eksperyment uznaję za udany, a z Luisem Marią Monroy de Villalobos jeszcze w przyszłości się spotkam.

środa, 27 kwietnia 2011

Sean Hepburn Ferrer "Audrey Hepburn"

Audrey kojarzą prawie wszyscy, za sprawą wszechobecnego wizerunku gwiazdy, jednak większość tak naprawdę zna ją jako np. twarz na koszulce, a mało kto wie jak wiele w swoim życiu przeszła i jakim człowiekiem naprawdę była.
Od dawna irytują mnie nastolatki bezmyślnie korzystające z wizerunku Audrey za sprawą różnych gadżetów, a nie wiedzące o niej praktycznie nic, oprócz tego że była ładna.
Książka o której dziś piszę, stworzona została przez syna Seana, który zawarł w niej mnóstwo fotografii z rodzinnych albumów i duży pokład miłości między synem a matką.

W tej publikacji nie ma za dużo historii życia Audrey, od tego aby przedstawiać jej biografię są inne publikacje. Jest za to dużo dobroci i miłości, jaką Audrey obdarzała ludzi. Sean najwięcej uwagi poświęcił jej działalności jako Ambasadorki UNICEF-u. Audrey bardzo cierpiała widząc ogromną krzywdę, jaka dzieje się niewinnym dzieciom. Sama jak wiadomo w czasie II wojny światowej głodowała i zaznała biedy, stąd też jej wielka wrażliwość na ludzkie cierpienie.

Ta publikacja, to jednak przede wszystkim zdjęcia, zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia. Od początkowych lat życia Audrey, do czasów wyjazdu na misję UNICEF-u

Najbardziej wzruszające są jednak wspomnienia Sean z ostatnich miesięcy życia Audrey, kiedy zmagała się z rakiem, który wyniszczał jej organizm.

Książka przybliża nam postać tej cudownej kobiety, w całości oddanej innym. Nie jest to biografia, a raczej zapis emocji, więc jeżeli chcemy lepiej poznać jej osobę, to warto się z tą pozycją zapoznać.



Jeszcze na koniec moja ulubiona scena z filmu Funny Face, genialna! Audrey to wdzięk, klasa, czar, kocie ruchy, nie mogę oderwać wzroku. Jest to też ulubiona scena Seana :)

wtorek, 26 kwietnia 2011

Olga Morawska "Góry na opak, czyli rozmowy o czekaniu"

Strasznie ciężko zacząć mi pisać o tej książce, bo rozmowy w niej zamieszczone, zawierały duży ładunek emocjonalny i zrobiły na mnie wielkie wrażenia. Były momenty, kiedy ze wzruszenia łezka zakręciła mi się w oku.
Od zawsze podziwiam ludzi z pasją, a dla wszystkich bohaterów "drugoplanowych" tej książki pasją były góry. Zaczynając od tych najniższych, kończąc na ośmiotysięcznikach.

Olga Morawska przeprowadziła rozmowy z kilkunastoma osobami, których bliscy ponad wszystko pokochali góry i wspinanie. Sama autorka, to żona zmarłego tragicznie w 2009 roku Piotra Morawskiego, który podczas zdobywania Manaslu wpadł w głęboką szczelinę, na wysokości 5500 m.n.p.m.

Bohaterami Pani Olgi są ludzie, którzy stanowią drugi plan dla tych, którzy większość swego czasu spędzają w górach. Tematem przewodnim rozmów miało być czekanie, jednak w wielu przypadkach rozmowy wg. mnie popłynęły własnym torem i o samym czekaniu dowiadujemy się stosunkowo niewiele. Nie znaczy to wcale, że owe rozmowy nie wyszły... wręcz przeciwnie, możemy poznać troszkę inne oblicze alpinizmu, góry widziane oczami rodziców, żon, rodzeństwa. Wiele rozmów zostało przeprowadzonych z osobami, które swoich bliskich pochowały w górach. Tak więc dowiadujemy się, co czują kiedy przychodzi wiadomość, jak radzą sobie z życiem, z codziennością. Dużo jest wspomnień z wielkich wypraw na ośmiotysięczniki, o problemach, jakie napotykało się w czasach PRL-u, mimo których, były to najlepsze czasy polskiego alpinizmu.

Wracając do czekania... Aż dziw bierze, jak bardzo różni się ono od tego ponad 20 lat temu. Teraz rodziny mają stałą łączność satelitarną. Wiedzą kiedy się ktoś potknie, kiedy poczuje się źle, wiedzą wszystko... Ponad 20 lat temu pierwsze wiadomości przychodziły po około miesiącu od wyjazdu. Dziwi mnie bardzo, że większość osób z którymi rozmawiała Pani Olga woli to czekanie kiedyś, z niewielka ilością informacji.

"Góry na opak" pochłonęłam i chciałabym więcej. Książka opatrzona jest wieloma fotografiami autorstwa Piotra Morawskiego i to właśnie dzięki tym fotografiom publikacja powstała. Pani Olga nie chciała wydawać kolejnego albumu tylko ze zdjęciami z gór, bo takich już wiele na rynku, dlatego powstał pomysł z rozmowami.
Samo wydanie jest przepiękne, opatrzone mnóstwem fotografii, na kredowym, grubym papierze i co mnie zdziwiło, cana 44,9 przy tej jakości wydaje mi się wręcz niska!

Postanowiłam na koniec wymienić bohaterów książki: Konstanty Miodowicz (brat Dobrosławy Miodowicz-Wolf), Stefan Heinrich (brat Andrzeja Heinricha), Irena Załuska (mama Darka Załuskiego), Elżbieta Pawlikowska (żona Macieja Pawlikowskiego), Paweł Pustelnik (syn Piotra Pustelnika), Wanda Czok (żona Andrzeja Czoka), Anna Milewska Zawada (żona Andrzeja Zawady), Grażyna Jaworska-Chrobak (żona Eugeniusza Chrobaka), Wojtek Kukuczka (syn Jerzego Kukuczki), Michał Błaszkiewicz (brat Wandy Rutkiewicz)
Na czerwono zaznaczyłam nazwiska osób, które straciły swoje życie w górach.


Polecam z całego serca.

"Ojciec po prostu miał niesamowite poczucie sensu tego, co robił. Faktycznie, stawiał na szali własne życie, ale moim zdaniem, lepiej żyć krócej, za to z taką pasją..." (Wojtek Kukuczka o swoim ojcu Jerzym Kukuczce)
Zapraszam na stronę Piotra Morawskiego (KLIK) i Olgi Morawskiej (KLIK)

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Harlan Coben "Na gorącym uczynku"

Harlan Coben jest niekwestionowanym mistrzem gatunku i moim ulubionym pisarzem amerykańskim. Po jego książki biegnę zawsze w dniu ich premiery i nie inaczej było tym razem. Oczywiście zaczęłam czytać niemal natychmiast po zakupie, nie zważając na inne rozpoczęte tytuły.

Wenda Tynes jest dziennikarką i prowadzi program, w którym na żywo demaskuje pedofilów. Jej kolejną "ofiarą" staje się Dan Mercer, pracownik opieki społecznej, na co dzień pracujący z dziećmi. Zaszczuty przez społeczeństwo ucieka i ukrywa się przed ludźmi, jednocześnie wynajmując bardzo dobrego adwokata, który podważa w sądzie dowody zebrane przeciwko niemu. Dan zostaje oczyszczony z zarzutów, jednak w oczach społeczeństwa wygląda to zupełnie inaczej. Mniej więcej w tym samym czasie znika siedemnastolatka Haley McWaid. Trzy miesiące poszukiwań nie przynoszą rezultatów, do czasu połączenia tych dwóch pozornie niewiążących się ze sobą spraw...

Cobena wręcz wielbię, ale potrafię być też wobec niego krytyczna, dlatego niestety muszę zauważyć lekki spadek formy, w porównaniu z książkami wydawanymi kilka lat temu. Oczywiście jest dużo, dużo lepiej, niż w "Zaginionej", która bardzo mnie rozczarowała, ale mimo to czuję jakiś zgrzyt w całości.
Nie lada gratką dla fanów Mayrona i Wina będzie to, że ten drugi pojawia się w książce, jak również kilku innych bohaterów znanych nam już wcześniej. Coben wykorzystuje kilka rozwiązań, które, mam wrażenie, pojawiały się już w innych jego pozycjach.
Zakończenie jak zwykle nieprzewidywalne i zaskakujące, aczkolwiek jednego wątku domyśliłam się trochę wcześniej. Czyta się niezwykle szybko, mnie to zajęło jedno południe i oczywiście ciężko się oderwać. Jest to solidnie napisany kryminał i thriller. Bardzo podobało mi się pokazanie wirtualnego świata i wszystkich kryjących się za nim zagrożeń. Coben pokazuje, jak łatwo ten świat nas pochłania i jak często stajemy się nieświadomie jego ofiarami. Portale społęcznościowe i blogi funkcjonują w tej powieści jako narzędzie do wyrządzania zła i myślę, że książka stanowi ciekawe ostrzeżenie przed internetem i stojącymi za nim zagrożeniami.

Mimo kilku niedociągnięć polecam, bo Coben to Coben, czyta się go wyśmienicie.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Sebastian Reńca "Ślady"


Strasznie się cieszę, że dzięki Światowemu tygodniowi książki w empiku, miałam okazję zapoznać się z twórczością Sebastiana Reńcy. Kiedy zobaczyłam listę spotkań, sprawdziłam po kolei pozycje wszystkich autorów i "Ślady" od razu mnie zainteresowały, zarówno przez piękną okładką jak i treść.

Tomasz, to młody nauczyciel, który po rozstaniu z dziewczyną przenosi się do jakiejś prowincjonalnej mieściny, aby uczyć języka polskiego. Poznaje tam Kostka, dziennikarza alkoholika, Martę, właścicielkę baru i Kubę, małego chłopca z patologicznej rodziny. Każda z tych postaci wywiera na niego ogromny wpływ, a relacje z poszczególnymi osobami zmieniają tory jego życia. Pewnego dnia, na starym żydowskim cmentarzu, w tajemniczy sposób spotyka Juliana Aszkenazyego. Postanawia odkryć jego historię, a w tym celu udaje się aż do Lwowa...

Ta książka napisana jest z punktu widzenia mężczyzny, a co za tym idzie jest bardzo... męska. Pełna jest dosadnych, czasami wręcz brutalnych przemyśleń, które niestety znajdują odzwierciedlenie w dzisiejszej rzeczywistości, z czym ciężko nam czytelnikom się pogodzić
Autor często stosuje zabieg retrospekcji. Były chwile, że sama gubiłam orientację, nie wiedziałam w którym momencie czasowym się znajdowałam. Dużo jest też odniesień do rzeczywistych wydarzeń z naszych współczesnych czasów, o których mogliśmy kiedyś posłuchać w radiu, bądź też telewizji.
Na minus niestety muszę ocenić to, że autor chyba za wiele srok chciał złapać za ogon. Mnogość wątków pozostawia lekki niedosyt. Książka niepozornej grubości, bo 191 stron, a zawiera bardzo wiele treści. Niestety, niektórym historiom brakuje rozwinięcia. Ale, jak się dowiedziałam na spotkaniu z panem Reńcą, jest możliwe, że powstanie kontynuacja "Śladów" i wtedy będę w stanie wybaczyć tę oszczędność treści.

"Ślady" zataczają koło, kończą się i zaczynają niemal tą samą sceną. Czyta się naprawdę bardzo dobrze, mimo że czasami aż razi w oczy brutalna rzeczywistość przekazana na kartach powieści.

Polecam!
...................................................................................................................

A wszystkim chciałam życzyć zdrowych i radosnych Świąt, spędzonych w rodzinnym gronie, smacznego jajka i mokrego dyngusa...! :)

sobota, 23 kwietnia 2011

Na Światowy Dzień Książki ogroooomny Stoooos :D

Ciułałam, zbierałam, sprzedawałam, kupowałam, dostawałam, sępiłam... i oto jest! Mój piękny ogromny stos, pełen nowych nabytków. Ponieważ jest ogromny, podzieliłam go na trzy części.
Najpierw zdjęcie całości:


A teraz w częściach:
1. Książki z wydawnictw
"Pod prąd" Bartoszewski, Komar (od księgarni Matras do recenzji)
"Wyrok" Zielke (od autora)
"Kto zabił Inmaculadę de Silva?" Mayoral (Muza)
"Grecki skarb" Stone (Muza)
"Natalii 5" Rudnicka (Prószyński i s-ka)
"Szukając Noel" Evans (Znak)

2. Stos prezentowo - upominkowo - wymiankowy (zajączek zaszalał?)
"Góry na opak czyli rozmowy o czekaniu" O. Morawska (pięknie wydana i cieszę się z niej ogromnie!)
"Oczarownie. Życie Audrey Hepburn" Spoto (kolejna otrzymana i długo przeze mnie pożądana :))
"Kredens pełen życia" Smith (część piąta, więc teraz brakuje mi juz tylko czwartej)
"Dziecko Estery" Sasson
"Achaja tom I" Ziemiański (spotkanie z autorem mnie zachęciło do lektury)
"Światłość Światła" Seewald (pożyczka)
"Pijani bogiem" Cegielski
"Sto lat samotności" Marquez (wygrana u Kali :))
"Audrey Hepburn" S. Hepburn Farrer (piękne wydanie i kolejna książka, z której się cieszę niezmiernie)
"Nie dla mięczaków" Szwaja (dodatek do czegoś w empiku, na dodatek niezwykle pechowo zalany Colą)
"Pustelnia parmeńska" Stendhal (wymianka z francuskiej kawiarenki)
"Niebezpieczne związki" (jak wyżej)
"Mój Madryt" Moreno (kolejna otrzymana i wykorzystana przy spotkaniu z autorem)
"Brak wiadomości od Gurba" Mendoza
"Listy do Matki" Dire (upominek od Klaudyny :))
"Spiski" Kuczok (kolejna otrzymana i wykorzystana przy spotkaniu z autorem)

3. Stos który sprawiłam sobie sama, biorąc rozwód z wampirami i sprzedając książki o nich. Nie żałuję, bo wampirki już w żaden sposób mnie nie pociągają, a za zarobione pieniążki, mogłam skorzystać z promocji w empiku (rabat 30%)

"Bracia Bielscy" Duffy (antykwariat)
"Afgańczyk" Forsyth (antykwariat)
"Heidi" Spyri (chciałam sobie zafundować powrót do dzieciństwa - antykwariat)
"Guantanamo, pięć lat z mojego życia" Kurnaz (Matras - 4,9 zł)
"Miasto morderca kobiet" Fernandez, Rampal (Matras - 4,9 zł)
"Ślady" Reńca (empik -30%)
"Marilyn, ostatnie seanse" Schneider (empik -30%)
"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Aleksijewicz (empik -30%)
"Biała gorączka" Hugo - Bader (zaplątała się nie tam gdzie trzeba, bo to jest "wygrana" u Domingueza :P)
"Relikwia" Pilis (empik -30%)
"Nie opuszczaj mnie" Ishiguro (antykwariat)


A na koniec zbiór "lamp"
Tak więc w skrócie... Mam co czytać do emerytury :D



piątek, 22 kwietnia 2011

Na zakończenie... Sebastian Reńca i Joanna Furgolińska

Dziś już dwa ostatnie spotkania. Niestety praktycznie przy pustej widowni, a szkoda bo wartościowi autorzy.

Pan Sebastian Reńca (czytam aktualnie "Ślady" i bardzo mi się książka podoba) promował swoją najnowszą książkę "Z cienia" Autor mówił o swoich książkach, o planach na przyszłość, o historii i wielu innych sprawach. Bardzo sympatyczny człowiek!



Pani Joanna Furgolińska, autorka "Ślónskiej Godki, ilustrowanego przewodnika dla Hanysów i Goroli". Pani Joanna jest grafikiem, więc sama stworzyła genialne ilustracje do tego słownika. Jak widać, na zdjęciu poniżej, po prowadzącym, Pani Joanna niejednokrotnie wywołała uśmiech na naszych twarzach.



Niestety muszę napisać, że boli mnie moje czytelnicze serce, kiedy pomyślę że na wielu spotkaniach siedziałam ja jedna jedyna i nikt poza mną. Nie potrafię tego do końca zrozumieć... aż tak kiepsko z tym naszym czytelnictwem? Nawet nie potrafię wyrazić słowami tego co czułam, kiedy po spotkaniu autor dziękował mi za to, że przynajmniej ja się pojawiłam. Smutno mi strasznie...

czwartek, 21 kwietnia 2011

Spotkanie goni kolejne spotkanie...

Na początek dwa dzisiejsze spotkania:

Danuta Noszczyńska autorka m.in. książki "Luizę pilnie sprzedam" opowiadała o tym, skąd pomysł na pisanie, jakie ma plany na przyszłość, nad czym aktualnie pracuje, o wzruszających listach od czytelników itd. Spotkanie bardzo sympatyczne, a po książeczkę może w przyszłości sięgnę.



Max Cegielski, dziennikarz i pisarz, opowiadał o książce "Oko Świata. Od Konstantynopola do Stanbułu" Dużo było o religii, slamsach, Indiach... Autor zapowiedział też nową książkę, która dotyczyć będzie... Polski.

Ubolewam bardzo, że tak niewielka publika przybyła na spotkanie z autorami... Nie wiem czym to tłumaczyć?




A teraz trochę na inne tematy.
Poznałam dziś, czym jest złośliwość rzeczy martwych i nie tylko martwych.
Nie wspominałam pewnie, że zrobiłam sobie dużą krzywdę w palec u stopy, który prawdopodobnie złamałam, bądź też mocno stłukłam. I tak sobie kuśtykam od kilku dni wszędzie (ledwo, ledwo, ale jakoś się przemieszczam). Światowy tydzień książki, więc nie mogę nic przegapić. Oczywiście kiedy mam zdrową nogę, mogę biegać i szybko się poruszać, to nie przytrafia mi się zepsuty tramwaj, bądź też tramwaj który skraca sobie trasę... a dziś jak na złość... tramwaj mnie olał i musiałam biec (to były jakieś dzikie podskoki, ale kierowca się zlitował i zaczekał) do autobusu! Z autobusu, trasa do Silesii, która standardowo zajmuje mi jakieś 5 min, zajęła ok 20 (wyścigu ślimaków bym nie wygrała...) To jest złośliwość KZK GOP.
A teraz o złośliwości aparatu. Pewnie zauważyliście, że na każdym spotkaniu staram się robić zdjęcia, którymi później moge się podzielić. Niecodziennie zdarza mi się spotkanie z autorem (a takie spotkania bardzo cenię) dlatego uwielbiam uwieczniać je na fotografiach. I oczywiście, kiedy przyszło co do czego, czyli Pan Max Cegielski się pojawił, mój aparat krzyczy "wymień baterie!". Zapasowych brak... Na szczęście, tu pojawia się pierwiastek pozytywny. Uczynny pan, prowadzący spotkanie, pożyczył mi swoje :). Oczywiście zdjęcie zrobione na użyczonych bateriach wyszło... zamazane. Ot złośliwość po prostu ;)
Niemniej dzień pozytywny mimo wszystko, za sprawą sympatycznego prezentu i miło spędzonego czasu. Jutro kolejne dwa spotkania, naładuję baterie i zdam relację.

Ps. Może ja powinnam zamieszkać w empiku? :)


Aaa!! Zapomniałabym... Swego czasu pisałam o spektaklu, który miałam przyjemność oglądać. Tytuł jego Athyda, a notatka o nim o TUTAJ. Pisałam wtedy, że moja koleżanka stworzyła książkę, na jego podstawie i ma nadzieję ją wydać. Teraz, założyła też bloga, więc zapraszam do odwiedzania jej strony. Na pewno będzie jej bardzo miło, gościć Was w swych progach. Dlatego kliknijcie o TUTAJ, i wspomóżcie dobrym słowem. Może już za niedługo będziecie trzymać książkę Bożeny w rękach? Ja mam taką nadzieję :)


środa, 20 kwietnia 2011

Wisienka na torcie... czyli spotkanie z Jackiem Hugo-Baderem

Pewnie zauważyliście, że uczestniczyłam już w niejednym spotkaniu... Prowadzę sobie także, po cichu, swój prywatny ranking, biorąc pod uwagę ich jakość. Do tej pory moim numerem jeden był Pan Jacek Dehnel... ale dziś w moim odczuciu został zdetronizowany :) Tak jest... moim nowym numerem jeden zostaje Jacek Hugo-Bader.
Zupełnie inaczej sobie wyobrażałam tego człowieka, a to co otrzymałam niezwykle pozytywnie mnie zaskoczyło. Pierwszy mega pozytyw jest taki, że Pan Jacek nie usiadł za stolikiem, ale bezpośrednio przed nami, słuchaczami.
Oczywiście tego, że jest świetnym mówcą, nie muszę mówić. Pan który prowadził spotkanie dużo pracy nie miał. Powiedziałabym nawet, że można go było uznać za element zbędny, bo Pan Jacek sam się prowadził w tej rozmowie... A opowiadać potrafi... każda historyjka, czy anegdotka wywoływała w nas słuchających jakieś emocje. Złapałam się na tym, że kilka razy miałam łzy w oczach, kiedy słyszałam z jakim uczuciem Pan Jacek opowiada o swoich bohaterach.
Jeśli mieliście okazje być, a nie byliście... żałujcie. A jeśli będziecie mieli okazje, to nie zastanawiajcie się długo i pędźcie na spotkanie.




wtorek, 19 kwietnia 2011

Conrado Moreno "Mój Madryt"

Tak jak pisałam wczoraj... zakopałam się z pieskiem pod kołderką i pojechałam... no dobrze, nie pojechałam, ale czułam się jakbym była... w Madrycie. A wszystko za sprawą Przewodnika "Mój Madryt", w którym po mieście oprowadza nas Conrado Moreno. Autor, znany wszystkim głównie z programu "Europa da się lubić".

Pierwszy rozdział książki, to właśnie spacer po tym niezwykłym mieście. Madryt to miejsce w którym jest niezliczona ilość placów, a to za sprawą brata Napoleona, Józefa, który w miejsce klasztorów, budował kolejne place. Ja w czasie tej wycieczki pogubiłam się.. (ale nie mam orientacji w terenie... nawet jadąc palcem po mapie), a pogubiłam się, właśnie przez te wszystkie place.
Najbardziej dla mnie interesującym miejscem, które wraz z Conrado odwiedziłam czytając przewodnik to tzw Dzielnica literatów (Barrio de las Letras). Urodzili się tam między innymi: Lope de Vega czy Miguel de Cervantes (autor Don Kichota). Oczywiście przechadzka okraszona jest wieloma anegdotkami i historyjkami.
Moje dwa ulubione rozdziały w tym przewodniku, to ten dotyczący Flamenco i Corridy. O ile to pierwsze uwielbiam, to drugie wzbudza we mnie bardzo negatywne odczucia, dlatego byłam ciekawa jak autor odnosi się do tej kwestii. Jak sam pisze uczucia ma mieszane... Za to zamieszczona jest rozmowa z Juanem Jose Varelą Sanchezem - torreadorem.

Oczywiście, jak to w przewodniku, możemy obejrzeć mnóstwo zdjęć (szkoda, że nie w kolorze), dowiedzieć się gdzie, co zjeść, za ile wejść do muzeum, jakie są godziny otwarcia obiektów, zapoznać się z mapkami.

Czytając "Mój Madryt" nabrałam wielkiej ochoty, żeby zobaczyć to miasto, co mi się zdarza rzadko, bo z reguły lubię jeździć jedynie... palcem po mapie... więc jeżeli przeszło mi chociaż przez myśl, by Madryt zobaczyć, to znaczy, że Conrado Moreno napisał swój przewodnik z pasją i entuzjazmem, którymi troszkę mnie zaraził. Także, jak tylko się wzbogacę (pewnie nie za szybko) obieram sobie za cel to piękne miasto.
A Wam polecam lekturę.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Wycieczka po Madrycie z Conrado Moreno...

Tygodnia z autorami ciąg dalszy...
W dniu dzisiejszym katowicki empik gościł Conrado Moreno, autora przewodnika "Mój Madryt". Przewodnik już od dawna miałam ochotę przeczytać, ale jakoś zawsze mi było do niego nie po drodze. Spotkanie zobligowało mnie do zaopatrzenia się w książkę, z którą zaraz zaszyję się pod kołderką :)
Conrado Moreno to przesympatyczny człowiek, który o swoim mieście opowiada z pasją i wielkim entuzjazmem. Tak wielkim, że aż zaraźliwym... A do tego wszystkiego jest bardzo otwarty na ludzi.






Jean Sasson, Nadżwa Bin Laden, Omar Bin Laden "Musiałam odejść"


Ta książka stanowiła idealną kontynuację "Tysiąca wspaniałych słońc", które czytałam niedawno, bo w wielu miejscach odnosi się do wydarzeń w nich zawartych. O ile w pozycji Hosseiniego bohaterowie byli fikcyjni, a wydarzenia autentyczne, o tyle w "Musiałam odejść" mamy do czynienia ze wspomnieniami członków najbliższej rodziny, najbardziej znienawidzonego człowieka na świecie - Osamy Bin Ladena.

Jean Sasson przeprowadziła rozmowę z pierwszą i najważniejszą żoną Osamy, Nadżwą, matką jedenaściorga jego dzieci, oraz czwartym synem Omarem.

Dzięki tej książce, możemy więc poznać historię uczucia, jakie zrodziło się między młodziutką, bo piętnastoletnią Nadżwą i o rok starszym kuzynem z pierwszej linii. Dziewczyna, jak sama mówi, wyszła za mąż z miłości i przez całe życie starała się być mężowi posłuszna. Szybko zaczęła rodzić kolejne dzieci, które dały jej wiele szczęścia, szczególnie długo wyczekiwana córeczka Fatima. O działalności swego męża wiedziała niewiele, bo jak to kobieta, wiedzieć za dużo nie mogła. Poprzez książkę poznajemy jej punkt widzenia, pokazuje nam jak wyglądało jej życie, codzienne obowiążki, spotkania z mężem. Dowiadujemy się jakie były jej stosunki z pozostałymi żonami, jak mieszkały, jak Osama rozdzielał między nimi czas. Zyskujemy dużo informacji dotyczących, życia kobiety, ortodoksyjnej muzułmanki, akceptującej swoją codzienność i czerpiącej z niej radość.

Drugim narratorem jest Omar. Czwarty z kolei syn, który zawsze zabiegał najbardziej ze wszystkich braci o uwagę ojca. Jednak zajęty działalnością polityczną tata, nie poświęcał wystarczającej ilości czasu swoim synom, za to angażował się w kolejne akcje militarne, poczynając od wojny Radziecko afgańskiej. Jednak z czasem do właśnie Omar w oczach Osamy urósł do rangi ewentualnego zastępcy. Chłopakowi jednak nie uśmiechało się prowadzenie wojny, chciał normalnego, rodzinnego życia, dlatego przed 2001 rokiem opuścił obóz Al-Kaidy i odciął się od działalności ojca, wracając do Arabii Saudyjskiej.

Jean Sasson, w kilku miejscach, zamieściła dodatkowe informacje dotyczące działalności politycznej Osamy Bin Ladena, co stanowi uzupełnienie słów żony i syna. Jako że wszystko co zostało w książce napisane, to wspomnienia, nie ma w niej dokładnych dat, a jedynie przybliżone. zarówno Omar jak i Nadżwa bardzo współczują wszystkim ludziom, którzy ucierpieli w wyniku ataków terrorystycznych.

Wspomnienia rodziny to najlepszy sposób, na poszerzenie wiedzy na temat Bin Laden. Jak z sympatycznego młodzieńca stał się poszukiwanym przez cały świat terrorystą? Dlaczego zakazywał używania w domu lodówki? Jakie były jago największe słabości? Był prawo czy lewo ręczny? Na te i inne pytania dotyczące Osamy, znajdziemy odpowiedzi czytając "Musiałam odejść"

Książka jest niezwykle interesująca i wciągająca i stanowi niewątpliwie jakąś odskocznie od wszystkich plotek i niesprawdzonych informacji dotyczących życia Osamy i jego rodziny. Jest to też pierwsza pozycja, o przywódcy Al-kaidy, w której głos zabrali najbliżsi członkowie rodziny.

Po zakończeniu lektury, poszukałam informacji o Omarze Bin Ladenie i jakież było moje zdziwienie, kiedy najwięcej stron, które się pojawiły na ekranie, to były portale plotkarskie. Omar poślubił starszą od siebie o 24 lata Brytyjkę, a jest to jego druga już żona. Mieszka w Arabii Saudyjskiej i najchętniej tam właśnie przebywa. Ze swoim nazwiskiem nie ma łatwego życia, dlatego też nie lubi wyjeżdżać ze swojej ojczyzny.

Zainteresowanym tematem gorąco polecam lekturę!

sobota, 16 kwietnia 2011

Z okazji Tygodnia Książki spotkania...

Empik z okazji Światowego Tygodnia Książki zorganizował wiele spotkań z autorami.
W dniu dzisiejszym uczestniczyłam w dwóch:

1. Pan Andrzej Ziemiański, autor m.in. trzech tomów Achaji, okazał się niezwykle pogodnym człowiekiem z dużym poczuciem humoru. Jak sam mówi za pisarza się nie uważa (więc skąd tyle książek na koncie? :P)... pisze z potrzeby, dla zabawy, a każda sprzedana książka to nagroda od losu.
Na spotkanie przyszłam dla towarzystwa, z zamiarem posłuchania co autor ma do powiedzenia i spodobało mi się na tyle, że stałam się bogatsza o pierwszy tom Achaji (tu muszę podziękować pewnej osobie).




2. Mieczysław Bieniek, zamieszkały w Katowicach były górnik, pewnego dnia wyszedł z domu i udał się do... Dalajlamy.
Spotkanie trwało prawie dwie godziny, a Pan Mietek opowiadał i opowiadał i opowiadał i pewnie dalej by opowiadał gdyby nie ograniczenie czasowe. A mówił o rzeczach ciekawych i zabawnych, których naprawdę z przyjemnością się słuchało.
Zdjęć niestety nie posiadam, gdyż aparat odjechał wraz ze szwagrem do domu... więc tylko okładka książki.



Odsyłam do strony empiku, gdzie znajdują się informacje dotyczące wszystkich spotkań. Klikając TUTAJ znajdziecie listę z empika katowickiego, a TUTAJ we wszystkich miastach.


A na koniec mała prośba... zagłosujcie na przedszkole nr 10, grupę Kaczuszki. Wystarczy kliknąć TUTAJ aby oddać głos. Dziękuję :)

piątek, 15 kwietnia 2011

Khaled Hosseini "Tysiąc wspaniałych słońc"

Odkąd pamiętam jak ognia unikałam książek, w których przeczytać można było o kulturach, gdzie kobieta jest jak przedmiot... nie ma praw i traktowana jest często gorzej niż zwierzę. Nie potrafiłam wczuć się w takie pozycje, dlatego też bardzo rzadko coś wpada w moje ręce. I niestety muszę przyznać po przeczytaniu "Tysiąca wspaniałych słońc", że żałuję takiej postawy i chyba w końcu dojrzałam do takich pozycji.

Khaled Hosseini urodził się w Kabulu, ale od 1980 roku mieszka w USA. Od kilku lat jest "wysłannikiem dobrej woli" w Biurze Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców. Napisał dwie powieści. Pierwsza "Chłopiec z latawcem przyniosła mu międzynarodową sławę, a kolejna, o której mowa w tym poście również dostała się na listy bestsellerów i została przetłumaczona na kilkanaście języków.

Akcja książki dzieje się na przestrzeni ponad 30 lat i skupia na historii dwóch kobiet.

Mariam, jest nieślubnym dzieckiem bogatego mężczyzny i służącej. Żyje w ubogiej wiosce z despotyczną matką, a największą jej radością są cotygodniowe spotkania z ojcem. Pewnego dnia nieposłuszna matce ucieka do miasta w poszukiwaniu Dżalila, swojego taty, ten jednak odtrąca ją. Na nieszczęście dziewczyny, matka popełnia w tym czasie samobójstwo. Mariam trafia do domu ojca i jego trzech żon, jednak nie zabawia tam długo, ponieważ zostaje podjęta decyzja o jej zamążpójściu. W wieku piętnastu lat poślubia Pusztuna Raszida. Na początku małżeństwo nie wydaje jej się niczym strasznym, jednak kiedy mąż odkrywa, że nie da mu nigdy dziecka zmienia się w despotycznego i zimnego człowieka. Rani zarówno duszę jak i ciało Mariam...

Lajla przychodzi na świat w dzień rosyjskiej inwazji na Afganistan. Nie ma łatwego życia rodzinnego. Bracia giną na wojnie a matka popada w rozpacz, zupełnie nie zauważając córeczki. Całym życiem dziewczynki jest ojciec Babi. Dorasta w towarzystwie najlepszego przyjaciela Tarigha, w którym szybko się zakochuje. Jednak wszystko zmienia się, kiedy bomba zabija jej rodziców i trafia pod opiekę Mariam i Raszida, a ten postanawia pojąć ją za żonę w nadziei że da mu upragnionego syna...

Kiedy Lajla trafia do Mariam, ta jest już dojrzałą kobietą, która w domu Raszida wyrobiła sobie jakąś pozycję. Pojawienie się czternastoletniej Lajli burzy jej monotonię i powoduje, że czuje się zagrożona. Ich wspólne życie z początku pełne wzajemnego dystansu i wręcz nienawiści ze strony Mariam zmienia się odrobinę, kiedy na świecie pojawia się Aziza, córka Lajli. Z czasem zaczyna łączyć je coraz większa zażyłość i głębsze uczucie. Wspólnie przeżywają krzywdy jakie wyrządza im Raszid.

"Tysiąc wspaniałych słońc" to historia wspaniałej przyjaźni między dwoma żonami, jednego mężczyzny oraz trudnej miłości, niemożliwej do realizacji w obliczu wojny.
Hosseini porusza temat, kobiety pozbawionej jakichkolwiek praw, a robi to jak na mężczyznę w sposób niezwykle sugestywny i wiarygodny. Z powodzeniem potrafi oddać emocje towarzyszące bezsilności wobec prawa tworzonego przez mężczyzn, wobec ich brutalności i niezrozumienia.

Pozycja ta zawiera również ponad 30 lat z historii Afganistanu. Tłem dla życia bohaterów staje się więc wojna która trwa od 1978 do 1989 roku między wojskami ZSRR a oddziałami islamskich bojowników pod wodzą Ahmada szacha Masuda. Kilkanaście lat walki zakończonych wycofaniem się wojsk radzieckich, doprowadziło do ogromnych zniszczeń i pociągnęło za sobą wiele śmierci .
W 1994 roku pojawili się z kolei Talibowie, a wraz z nimi ograniczono ponownie prawa kobietom. Nie mogły chodzić po ulicy bez mężczyzny, nie otrzymywały odpowiedniej pomocy medycznej, nie mogły pracować, uczyć się, a tych "NIE" można by wymieniać jeszcze bardzo długo.
Rządy Talibów doprowadziły do wydarzeń z 11 września, a dalszej historii chyba nie muszę już dłużej prezentować.

Hosseini ma niezwykły dar opowiadania, a jego książkę czyta się jednym tchem, więc jeżeli jeszcze nie mieliście okazji, to ja polecam z całego serca. Naprawdę warto.


czwartek, 14 kwietnia 2011

Marilyn Monroe "Fragmenty"

Za Marilyn Monroe nigdy jakoś szczególnie nie przepadałam, więc też moje zainteresowanie jej osobą było niewielkie. Wiedziałam w jakich filmach zagrała, słyszałam słynne "Happy Birthday" dla Johna F. Kennedy'ego, oglądałam wiele zdjęć aktorki, i postrzegałam ją raczej stereotypowo. Mój pogląd na jej osobę, zmienił się po przeczytaniu "Fragmentów", gdzie głos zabrała ona sama, poprzez swoje notatki, wiersze i listy.

Marilyn jawi się nam, w swoich najintymniejszych zapiskach, jako osoba nieszczęśliwa, samotna, często cierpiąca z powodu depresji.

"Sama!!!!!
Jestem sama - zawsze jestem
sama
cokolwiek by się działo"
Aktorka, postrzegana tylko przez pryzmat urody, a nie wewnętrzną wrażliwość, nie czuła się dobrze wśród ludzi. Świetnie określił ją Arthur Miller słowami:
"Żeby przeżyć, musiałaby być bardziej cyniczna lub przynajmniej bliższa rzeczywistości. Ona tymczasem była poetką, która na rogu ulicy próbuje recytować tłumowi wiersze, ten zaś zdziera z niej ubranie"
Problemy Marilyn zaczęły się już we wczesnym dzieciństwie. Wychowywała się w rodzinach zastępczych i sierocińcu. Szybko, bo gdy tylko było to możliwe, czyli w wieku 16 lat wyszła za mąż za 5 lat starszego od siebie Jamesa Daugherty'ego. Już na pierwszych strona książki, możemy przeczytać jakim rozczarowaniem dla niej był ten związek i zdrada małżonka. Osobiste zapiski są pełne dojrzałości, mimo iż są dziełem zaledwie 18-letniej dziewczyny.

W pozycji znajdujemy mnóstwo wierszy pełnych nostalgii, smutku, nieszczęścia czy strachu.
"Sądzę że zawsze
głęboko przerażała mnie myśl o byciu czyjąś
żoną
bo nauczyłam się od życia
że nie można kochać drugiego,
nigdy, naprawdę"
Z zapisków, możemy sobie stworzyć obraz związku Marilyn z Arthurem Millerem. Na początku wielkie uczucie, stopniowo gasło, aż do całkowitego wypalenia.
"Moim zmartwieniem jest ochronić Arthura kocham go - to jedyna osoba - jedyny człowiek jakiego znam którego mogłabym kochać nie tylko jako mężczyznę pociągającego mnie tak że aż tracę zmysły - ale jest jedyną osobą - jako druga istota ludzka - której ufam tak jak sobie - bo kiedy ufam sobie (w pewnych sprawach), to całkowicie, a z nim tak właśnie jest..."
Oprócz wierszy i zapisków, możemy przeczytać również listy. Szczególnie zwraca uwagę ten, napisany w czasie pobytu aktorki w klinice psychiatrycznej.
W zasadzie cała książka, to takie wołanie o pomoc, wołanie po czasie, nieusłyszane przez nikogo w odpowiednim momencie...

W jednym z listów znalazłam fragment:
"jakkolwiek nie jestem przekonana o słuszności publikowania czyichkolwiek listów miłosnych"
Mam wrażenie, że Marilyn nie chciałaby, aby to co najintymniejsze w jej życiu ujrzało światło dzienne i było czytane przez tylu ludzi, więc w kwestii ukazania się tej pozycji, mam chyba jednak mieszane uczucia. A jakie jest Wasze zdanie, na temat publikacji, po śmierci zainteresowanego, tak osobistych notatek?

Nie mogę na koniec nie wspomnieć o imponującej biblioteczce aktorki, liczącej ponad 400 pozycji, wśród których znaleźlibyśmy takich autorów jak Dostojewski, Milton, Hemingway czy Beckett. Bardzo dużo czytała i lubiła być fotografowana z książką.

Wielki plus, dla Wydawnictwa Literackiego za wydanie. Jest przepiękne i wygląda jak album. Gruby papier, mnóstwo fotografii, świetna szata graficzna, aż żal , że mój egzemplarz jest pożyczony.

Polecam, szczególnie tym, którzy postrzegają legendę kina bardzo stereotypowo, jako piękne ciało i nic poza tym...

środa, 13 kwietnia 2011

Relacja ze spotkania z Wojciechem Kuczokiem

Spotkanie z autorem odbyło się dziś w Chorzowskim Centrum Kultury. Autor promował swoją najnowszą książkę "Spiski". Co ciekawe, Wojciech Kuczok mimo iż rodowity Chorzowianin, tworzący od 15 lat, miał dopiero pierwsze spotkanie w swoim mieście!
Pan Kuczok to niezwykle interesująca osoba, przemówił do mnie tym, że mimo iż Ślązak, to jednak wielki sentyment do gór czuje. Ponieważ "Spiski" jeszcze przede mną, byłam ciekawa, czy zachęci mnie tym spotkaniem do ich przeczytania. Udało mu się i wręcz nie mogę się doczekać lektury. Spodziewajcie się więc recenzji niebawem. Minus tego spotkania... Osoba Pana prowadzącego (musi mi to wybaczyć, ale napisać...). Miałam wrażenie, obserwując poczynania tego Pana, że po a... nie ma co z nogami zrobić, po b... nie potrafi skupić wzroku w jednym miejscu, więc musi obejrzeć wszystkie elementy sali, po c... c zostawię dla siebie...
Reasumując, spotkanie niezwykle udane, niestety straciłam długopis (Czy Wy wiecie, że niektórzy pisarze bez długopisów chodzą! To prawie jak szewc bez butów :)) Pan Kuczok będzie mieć po mnie pamiątkę...








Wojciech Kuczok czyta fragment książki pt. "Spiski":

Baner