wtorek, 25 marca 2014

Konkurs "Pokaż mi gdzie czytasz" :)



Witajcie.

Mam tym razem dla Was dwa egzemplarze książki "Wymarzony dom" Magdaleny Kordel. Chciałam, żeby konkurs w jakiś sposób związany był z domem, jednak pytanie o wymarzony już kiedyś zadawałam. Pomyślałam więc, że zrobię konkurs w mojej ulubionej formie, czyli fotograficznej. Tematyka zdjęć "Pokaż mi gdzie czytasz" i niekoniecznie musi to być Wasze mieszkanie czy dom, w końcu czytać można wszędzie. Ale w każdym wymarzonym domu, mól książkowy musi mieć swój kącik, stąd też pomysł :)
Zdjęcia mogą być archiwalne lub nowe, wysyłajcie max 2.

Jeden egzemplarz otrzyma osoba, której zdjęcie z niewyjaśnionych prawdopodobnie przyczyn najbardziej mi się spodoba. Drugi egzemplarz rozlosuję wśród wszystkich uczestników.

Wysyłając zdjęcie, wyrażacie zgodę na jego publikację na facebooku Magii książki w albumie "Pokaż mi gdzie czytasz", oraz na udostępnienie swoich danych po ewentualnym wygraniu książki, wydawnictwu Znak, które jest sponsorem nagród.

Czas trwania konkursu: 25.03.2014 - 4.04.2014
Zwycięzcę ogłoszę najpóźniej 6.04.2014
Zdjęcia wysyłajcie na adres: konkurs-magiaksiazki@wp.pl

Mam nadzieję, że zechcecie przyłączyć się do zabawy. :)

Mój kącik do czytania wygląda tak:

Czekam na Wasze zdjęcia!

niedziela, 23 marca 2014

Nowości na półce




1. Magdalena Grzebałkowska "Beksińscy. Portret podwójny" (recenzja)
2. Bogdan Chruściski "Justyna Kowalczyk. Królowa Śniegu"
3. John Boyne "Spóźnione wyznania"
4. Jerzy Kukuczka, Tomasz Malanowski "Na szczytach świata"
5. Andrzej Kępiński "Ukraina"
6. Jeanette Kalyta "Położna. 3550 cudów narodzin"
7. Elżbieta Kopocz "Rodzinny przewodnik po świętach"
8. Martin Zelenay "Tajny Raport Milingtona"
9. Cecelia Ahern "Sto imion" (recenzja)
10. Agnieszka Kaluga "Zorkownia" (recenzja)
11. Marcin Meller "Między wariatami"
12. Harlan Coben "Sześć lat później" (recenzja)
13. Lee Child "Nigdy nie wracaj" (recenzja)
14. Marek Borucki "Nasz folklor ocalony" (recenzja)

piątek, 21 marca 2014

Marek Borucki "Nasz folklor ocalony"


Mam małą obsesję na punkcie cerkwi. Chętnie oglądam je w ich środowisku naturalnym, ale nie pogardzam też tymi przeniesionymi do skansenów. Moim ukochanym skansenem, w którym mogłabym spędzić kilka dni i pewnie dalej bym się nie nudziła, jest Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Przepiękne miejsce, które jeśli tylko będziecie mieć okazję, polecam odwiedzić. Ciągle się tam coś dzieje, pojawiają się nowe obiekty. Ja oczywiście jestem szczęśliwa mogąc oglądać m.in. cerkiew z Ropek. Wchodząc tam, mamy wrażenie, że czas się zatrzymał, że w aptece, u fryzjera, fotografa czy innych zakładach pracownicy tylko na chwilę odłożyli narzędzia i zaraz wrócą. Kocham to miejsce, w którym mogę się cofnąć w czasie, wrócić do korzeni, zwolnić. Dobrze jest też zwiedzać skanseny z przewodnikiem. Mają oni nieprawdopodobną wiedzę, niektórzy latami oprowadzają wycieczki, znają wiele ciekawostek, o których nigdzie nie przeczytamy.
Źródło
Cerkiew z Ropek

Pewnie co niektórych może zdziwić mój zachwyt nad skansenem, ale ten w Sanoku jest niepowtarzalny i nawet pisząc te słowa, aż mnie nosi, żeby to muzeum odwiedzić.
Sanok to nie jedyne miejsce w Polsce, gdzie możemy liznąć kultury ludowej, którą za pomocą parków na wolnym powietrzu próbuje się ocalić od zapomnienia. W końcu są to nasze korzenie, o których powinniśmy pamiętać. Miejsca te, wielu wydają się nudne i kojarzą z przymusowymi szkolnymi wycieczkami, jednak warto spróbować, wysłuchać historii, cofnąć się w czasie, poczuć klimat...

"Nasz folklor ocalony" to publikacja, w której znajdziemy usystematyzowany zbiór skansenów na terenie Polski. Rozdziały podzielone są według województw, a książkę otwiera Podkarpacie i mój ukochany Sanok. Jednak niemal każdy region ma coś ciekawego do zaoferowania. Z pewnością odwiedzę Malowaną wieś w Zalipiu, czyli Zagrodę Felicji Curylowej, malarki ludowej, która ozdobiła swoje włości pięknymi malunkami i dodatkowo zaraziła tym inne gospodynie, dzięki czemu wieś stała się sławna na cały kraj.

Źródło

Każdy rozdział zawiera historię regionu. Odnajdziemy więc odpowiedzi na pytanie, kto i kiedy zamieszkiwał dane tereny, kto nimi władał, co się rozwijało, co zanikało. Autor zamieścił też wiele archiwalnych zdjęć. Zanim przejdziemy do informacji o skansenach, otrzymujemy przepisy na tradycyjne potrawy charakterystyczne tylko dla danego regionu.
Każdy podrozdział okraszony jest informacją o tym gdzie dane muzeum się znajduje, dokładnym adresem, telefonem i stroną internetową. Znajdziemy informację jakie obiekty i eksponaty zobaczymy podczas zwiedzania, dowiemy się o historii każdego miejsca. Przywraca się tym samym pamięć ludziom, borykającym się z wieloma problemami próbując ocalić od zapomnienia kulturę ludową, tworzącym niepowtarzalne miejsca, które posłużą jeszcze dziesiątki lat kolejnym zwiedzającym. Oprócz historii i podstawowych informacji autor zamieszcza też wiele danych na temat imprez plenerowych związanych z danym miejscem.
Marek Borucki  zorganizował nam wycieczkę w czasie. Skanseny to miejsca, gdzie zachowała się dawna Polska i chyba czasami warto cofnąć do korzeni.

Jeżeli ktoś interesuje się kulturą ludową, to ta publikacja będzie świetnym przewodnikiem ułatwiającym wybór miejsc które warto odwiedzić. Nie wyczerpie naszej wiedzy na ich temat, ale nie jest to też jej cel. Stanowi drogowskazy, a w naszej gestii jest wybór, w którą stronę się udamy. Ja z pewnością przy planowaniu wycieczek będę się nimi kierowała.
Publikacja powstałą pod patronatem roku Kolberga. Oskar Kolberg usystematyzował wiedzę na temat kultury ludowej w monumentalnym dziele składającym się z 36 tomów. Warto wspomnieć o jego pracy i wkładzie w zachowanie dziedzictwa...

Polecam!

środa, 19 marca 2014

Cecelia Ahern "Sto imion"




Na wstępie przyznam się od razu, że nie czytałam nigdy najgłośniejszej książki Ahern - "Ps. Kocham Cię", widziałam jedynie film, który bardzo lubię. Czytałam za to inną, bardziej magiczną powieść irlandzkiej pisarki "Gdybyś mnie teraz zobaczył". W życiu małego chłopca pojawia się, wprost z krainy bajek, Ivan. Ciocia chłopca nie jest w stanie uwierzyć w jego istnienie, jednak tęsknota za miłością i ciepłem drugiej osoby powodują, że i ona w końcu dostrzega mężczyznę, jak można się domyślić, zmienia jej poukładane życie nie do poznania... Piękna pełna czaru historia, zupełnie niepodobna do tej opisywanej dzisiaj, jednak miałam ochotę wspomnieć o tej książce.
Sto imion to magia, tylko w zupełnie innym wydaniu. Autorka sprzedaje nam tym razem magię codzienności, próbując udowodnić, że w każdym z nas jest jakaś historia do opowiedzenia i nawet z pozoru nudny człowiek trzyma w zanadrzu coś ciekawego.
Kitty Logan jest dziennikarką, która popełnia poważny błąd. W programie telewizyjnym oskarża niewinnego człowieka, rujnując mu tym życie. Sama również traci pracę, a kariera wisi na włosku. Jedyną jej ostoją jest gazeta "Etcetera", której naczelną jest jej przyjaciółka Constance. Ta jako jedna z niewielu nie odwraca się od Kitty. Jednak naczelna przegrywa walkę z rakiem. Dziennikarka postanawia zrealizować ostatni projekt przyjaciółki, wpada więc w jej ręce tajemnicza teczka z listą stu nazwisk. Co łączy te wszystkie osoby? Jaki jest wspólny mianownik? I przede wszystkim, o czym Constance chciała napisać?
Kitty dociera do sześciu osób z listy. Osób z pozoru całkiem zwyczajnych, jednak kiedy dziewczyna zaczyna poznawać ich historie, jej własna zaczyna się zmieniać...

Przeczytałam "Sto imion" jednym tchem i skończyłam zachwycona...Cecelia Ahern nie powiela szablonów, jej historie zawsze są niepowtarzalne, nigdy nie mamy wrażenia, że gdzieś już coś podobnego czytaliśmy. Autorka jest kopalnią świetnych pomysłów, dzięki czemu tworzy nietuzinkową, pełną czaru literaturę kobiecą z najwyższej półki. Czytając płakałam i śmiałam się na przemian. Każdy z bohaterów, których spotykamy na kartach książki, to osobny materiał na powieść. Główna bohaterka, mimo że początkowo samolubna i irytująca, pod wpływem osób z listy zmienia się, zaczyna dostrzegać swoje wady, próbuje je wyeliminować.
Ahern tym razem nie raczy nas magią w sensie dosłownym, jednak udowadnia, że istnieje magia codzienności, że spotykamy się z nią niemal codziennie, ot mijając przechodnia na ulicy. Bo każdy z nas to historia, każdy z nas jest materiałem na artykuł i przede wszystkim każdy z nas, może się zmienić, ponieważ sami kierujemy własnym życiem.

Polecam gorąco, bo historia naprawdę godna uwagi!



wtorek, 18 marca 2014

Lee Child "Nigdy nie wracaj"


W poprzednim poście pisałam o najnowszej powieści Harlana Cobena, wspomniałam również, że już jakiś czas temu Coben stracił swoje pierwsze miejsce w moim rankingu autorów piszących sensację, na rzecz Lee Childa. Lektura "Nigdy nie wracaj" utwierdziła mnie w tym myśleniu. Autor po raz kolejny wciągnął mnie w wir wydarzeń, pozwalając towarzyszyć Jack'owi Reacherowi w kolejnej niezwykłej przygodzie. Książkę czytałam niemal bez żadnej przerwy, od początku do końca, czując ciągłą potrzebę rozwiązania zagadki.

Tym razem Jack Reacher, odwiedza 110-tą  jednostkę specjalną żandarmerii, której był pierwszym dowódcą. Chce się spotkać z kobietą, z którą wymienił kilka telefonów, a która obecnie zajmuje jego dawne stanowisko. Jednak kiedy przybywa na miejsce, okazuje się, że Susan Turner została aresztowana, a jej miejsce zajął tymczasowy dowódca, który przekazuje byłemu żandarmowi trzy wiadomości. Reacher zostaje przywrócony do czynnej służby w stopniu majora, oskarżony o morderstwo sprzed szesnastu lat i posądzony o ojcostwo czternastoletniej dziewczynki. Trzy wiadomości uziemiają go w bazie, a tego akurat Jack nie lubi. Postanawia więc działać... Łącząc siły z major Turner stara się rozwikłać zagadkę i odnaleźć tych, którzy postanowili się go w tak wyrafinowany sposób pozbyć.

Cobenowi zarzucałam w ostatnim wpisie powtarzalność i schematyczność. U Childa jest jeden bohater, ale każda książka jest inna. Nawet jeśli czytałam ich kilka pod rząd, nigdy nie miałam wrażenia, że coś jest powtórzone, lub jakiś motyw został wcześniej użyty. Za każdym razem z zapartym tchem wciągam lekturę, dostarczając sobie przy tym niemałej rozrywki. Reacher to jeden z moich ulubionych bohaterów, na równi z Myronem Bolitarem Cobena. Jego postać jest dopracowana w każdym szczególe. Twardziel przemierzający Amerykę, samotny wilk bez prawa jazdy, stałego miejsca zamieszkania, dokumentu ze zdjęciem. Żadna z kobiet w jego życiu nie pozostaje na dłużej, jednak ciągną do niego, ze świadomość tego, jak Jack żyje, że romanse potrwają tylko chwilę. Potężny mężczyzna, z bogatą karierą wojskową i wieloma odznaczeniami... Bohater, który wzbudza sympatię czytelnika. Walczy ze złem i niesprawiedliwością... I wygrywa.
I teraz mała dygresja... Dlaczego tego człowieka, jak już pisałam wyżej, potężnego, z obwodem klatki piersiowej 127 cm, wzrostem 195 cm i wagą 110 kilo, w ekranizacji zagrał Tom Cruise!? Kompletnie rozbiło mi to moje wyobrażenie o tym bohaterze... Gros innych aktorów nadawałby się o niebo lepiej do zagrania tej postaci. Nic nie drażni mnie tak, jak ekranizacja książki, która kompletnie nie trzyma się wersji pisanej.

"Nigdy nie wracaj" to świetna literatura sensacyjna, dobra, wielowątkowa zagadka i przede wszystkim pełna wrażeń lektura, przy której nie można się nudzić.
Polecam!

niedziela, 16 marca 2014

Harlan Coben "Sześć lat później"

Moje pierwsze spotkanie z Harlanem Cobenem, to była powieść "Nie mów nikomu". Dosłownie ją połknęłam i zachwycona odkryciem zrobiłam szturm na bibliotekę oraz ogołociłam allegro z pozostałych tytułów. Trochę tego wtedy było... Kiedy przeczytałam już wszystko, co było wydane, niecierpliwie zaczęłam wypatrywać pojawienia się kolejnych powieści, aż do momentu kiedy przyszło rozczarowanie. Tym z całą pewnością była "Mistyfikacja" a później "Zaginiona". Napisane jakby z przymusu, wymęczone wręcz. I mimo, że Coben nadal pozostaje jednym z tych najbardziej lubianych (chociaż zdecydowanie wyprzedził go już Lee Child) i ciągle czekam na nowości, to jednak podchodzę do nich już bez takiego entuzjazmu jak kiedyś. I może lepiej...

Jake Fisher jest wykładowcą uniwersyteckim, lubianym przez studentów. Prowadzi spokojne akademickie życie, które można by określić mianem nudnego i monotonnego. Wszystko zmienia się w dniu, kiedy przypadkiem na stronie internetowej znajduje nekrolog Todda Sandersona, człowieka który sześć lat wcześniej poślubił jego największą miłość Natalie. Jake złożył w dniu ślubu obietnicę, że zostawi małżeństwo w spokoju i nie będzie szukał z ukochaną kontaktu. Łamie ją jednak i jedzie na pogrzeb. Tam okazuje się, że żoną zmarłego wcale nie jest Natalie, a zupełnie inna kobieta. I jest tą żoną od ponad dziesięciu lat, na dodatek mają dwoje dzieci... Jake postanawia odszukać dawną miłość i uruchomia tym lawinę zupełnie nieprzewidzianych zdarzeń, które zagrażają nie tylko jego życiu...

Czytając tę powieść miałam wrażenie, że autor wykorzystał schemat jaki zastosował w swojej najgłośniejszej chyba powieści "Nie mów nikomu". Przez cały czas lektury miałam skojarzenia z tamtą książką. Nie twierdzę, że to źle, ale zabrakło mi jakiejś świeżości, czegoś nowego. Po raz kolejny jest wielka miłość, kobieta która znika, a o której zakochany po uszy mężczyzna nie potrafi zapomnieć. Cała intryga jest oczywiście, jak to u Cobena, misternie skonstruowana. Z reguły wszystkiego dowiadywaliśmy się dopiero na ostatnich stronach, tym razem jednak autor powoli odkrywa przed nami poszczególne karty pozwalając wielu rzeczy domyślić się wcześniej, jednak finał mimo wszystko nas zaskakuje.

Połknęłam książkę, podobała mi się, ale bez większych rewelacji. Dobra powieść sensacyjna z trudną do odgadnięcia wielowątkową intrygą, trzymająca poziom, jednak bez tego "łał", które pojawiało się kiedyś.

Polecam.

sobota, 15 marca 2014

Wyniki konkursu



Napiszę krótko...

Książki wędrują do:

magdalenardo i Just Books

Gratuluję i proszę o adresy do wysyłki na iza.bela19@wp.pl

środa, 12 marca 2014

Agnieszka Kaluga "Zorkownia"



Czysta "kartka" na ekranie, kursor miga zawzięcie... Tylko co napisać? Jak wyrazić te wszystkie uczucia, które towarzyszyły mi przy lekturze książki. Nie da się żadnymi słowami oddać niezwykłości tej książki. Nie da się...

Z Agnieszką Kalugą i jej blogiem spotkałam się już wcześniej, dzięki wywiadowi, zdaje się w "Wysokich obcasach". Już wtedy podziwiałam autorkę, która po stracie malutkiej córeczki podniosła się i tyle z siebie oddała innym. Nie potrafiłam jednak, mimo że sama prowadzę bloga, wgłębić się w taką formę przekazu, poczuć w pełni co autorka chce przekazać. Dlatego też na widok zapowiedzi książki wpadłam w zachwyt, w końcu jest to nośnik, który pasuje mi najbardziej. Wiedziałam, że wezmę ją w swoje ręce i szybko przeczytam.

Stało się trochę inaczej, bo lektura zajęła mi kilkanaście dni. Czytałam codziennie po kilka stron, nie mogąc przyjąć na siebie więcej; jednocześnie już odkładając, nie mogłam się doczekać powrotu do lektury. Zorkownia to mnogość historii, ludzi, emocji. Bohaterowie zmieniają się niemal na każdej stronie. Jedni odchodzą, inni przychodzą na ich miejsce. Każdy kolejny pacjent to kolejne kończące się życie, kolejne pokłady bólu, kolejna rodzina i jej rozpacz, kolejna historia...

Dzięki autorce, zaglądamy do hospicjum jakby przez zasłonkę. Są niegojące się rany i ludzie spotykający się ze śmiercią, jednak Agnieszka Kaluga w intymny sposób, dzięki czemu czujemy bliskość z każdym pacjentem, oddaje głos swoim podopiecznym. I mimo że jest ból i śmierć, a to wszystko jest bardzo brzydkie, cała książka jest po prostu piękna. To słowo idealnie oddaje charakter tej publikacji. Piękna książka, piękne historie, pięknych, umierających ludzi, piękny obraz istot pogodzonych z nieuniknionym.
Zorkownia niemal na każdym kroku wywołuje uśmiech lub łzy wzruszenia. Podziwiam siłę pacjentów, ich walkę. Podziwiam autorkę, za jej misję. Stworzyła piękny internetowy dziennik, dzięki któremu sama przekazuje emocje, które towarzyszą jej podczas wizyt, a dzięki którym, my możemy zmierzyć się z tematem umierania w naprawdę niezwykły sposób. Agnieszka Kaluga odsiewa hospicyjne myśli, a my je wyłapujemy.
 I błagam... Nie mówcie, że to nie książka nie dla Was, ponad Wasze siły... Zorkownię trzeba poznać...

Chciałam zamieścić kilka cytatów, ale po chwili doszłam do wniosku, że musiałabym zacytować całą książkę. Mimo że bez happy endów, bardzo mi pomogła. Sięgnijcie więc... Naprawdę warto...

Specjalnie od wydawnictwa Znak mam dla Was kupon rabatowy na zakupy na znak.com.pl
Kupując minimum 3 książki i wpisując kod rabatowy MagiaKsiazki wszystkie książki w zamówieniu otrzymacie z 35% rabatem!

http://www.znak.com.pl/specjalna,oferta,landing_magiaksiazki_zorkownia

Przypominam też o trwającym konkursie, gdzie do wygrania dwa egzemplarze Zorkowni (klik)

sobota, 8 marca 2014

Magdalena Grzebałkowska "Beksińscy. Portret podwójny"



Nie potrafię ładnie pisać o książkach, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Tak jest właśnie z "Beksińskimi". Wiem, że nie przekażę Wam tego co bym chciała, dlatego pierwszy raz, już we wstępie polecę, bo książka to dzieło naprawdę dużego kalibru...

Sięgając po książkę autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej wiedziałam, że czeka mnie naprawdę smakowita lektura. Zachwycona byłam już przy okazji poprzedniej publikacji, opisującej księdza Jana Twardowskiego. Tym razem autorka na warsztat wzięła malarza, który zachwyca mnie swoimi pracami - Zdzisława Beksińskiego i jego syna Tomasza. Obaj byli wielkimi indywidualistami, a ich życie to materiał na dwie osobne publikacje. Tym ciekawiej zapowiadała się książka opisująca ich relacje. Bo tym razem Grzebałkowska stworzyła opowieść o miłości, niezwykle trudnej i skomplikowanej, miłości między ojcem a synem.

Galeria Zdzisława Beksińskiego w Muzeum Historycznym w Sanoku
 
Kim jest Zdzisław Beksiński? Jeszcze całkiem niedawno sama tego nie wiedziałam. Ze sztuką i wiedzą na jego temat zdecydowanie się mijałam. Na szczęście trafiłam do muzeum na zamku w Sanoku i ekspozycję prac Beksińskiego. Nie wszystkie wzbudziły mój zachwyt, jednak kilka po prostu wryło mi się w głowę. Nie mogłam wręcz oderwać wzroku od niektórych obrazów. Po wizycie w muzeum zaczerpnęłam więc trochę wiedzy na temat artysty, jednak dopiero Grzebałkowska pokazała mi Mistrza w całej okazałości, i aż mnie nosi po lekturze, żeby pojechać po raz kolejny do Sanoka i już z uzupełnioną wiedzą jeszcze raz przyjrzeć się jego pracom.

"Cały paradoks z Beksińskim polegał na tym, że jego się utożsamiało z dziełem. To nie do końca jest błąd , bo wszystkie jego obrazy i rysunki to był on. Ale on nie był tylko taki. Będąc doktorem Jekyllem, wypluwał z siebie mister Hyde'a na obrazach. Ludzie, którzy znali tylko jego obrazy, myśleli, że to potwór straszliwy, a był jednym z najdelikatniejszych ludzi z jakimi się spotkałem".

Zdzisława poznajemy już w momencie narodzin, autorka przeprowadza nas przez kolejne lata życia malarza - dzieciństwo, małżeństwo z Zofią Stankiewiczową, narodziny Tomka. Skupia się też na kolejnych twórczych okresach artysty. Kiedy pojawia się syn, opowieść staje się jakby dwugłosowa.

"Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna.
Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna".
 Ten cytat to klucz do relacji ojca i syna. Tomasz od dzieciństwa w zasadzie nie znał granic, ojciec ich nie ustanowił. Żaden wybryk młodzieńca nie był przez artystę karany, co też przeniosło się na dorosłe życie Tomasza. Przyzwyczajony został do dostawania czego chciał. Zdzisław nie ograniczał syna w żaden sposób, ale też nigdy zanadto się nie otwierał i nie zbliżał do niego. Mimo, że niewątpliwie darzył go wielkim uczuciem.

Kim więc jest Tomasz Beksiński? O ile o Zdzisławie wiedziałam wiele przed lekturą, o tyle o jego synu zaledwie to, że w młodości zażartował z bliskich i znajomych, rozwieszając klepsydry informujące o swoim zgonie. Teraz dowiedziałam się, co było tego powodem... Przez lata fascynował się śmiercią, wielokrotnie próbował też popełnić samobójstwo. Ale to przecież nie cały on. Prowadził audycje radiowe, które cieszyły się naprawdę wielka popularnością, m.in. w Radiowej Trójce. Posiadał ogromną, nietuzinkową kolekcję płyt. Miał trudności w kontaktach z kobietami, bo mimo wkroczenia w dorosłość w głębi pozostał dzieckiem i tak też często się zachowywał.

Ojciec i syn fizycznie podobni, posiadali spójne zainteresowania, jednak ich stosunki to wieczna walka i jakby niekończąca się rywalizacja, w której pole zawsze oddawał Zdzisław.
"Jeśli ojciec kocha muzykę, syn kocha ją po dwokroć.
Jeśli ojciec chce mieć dużo płyt, syn pożąda ich dwa razy więcej.
Jeśli ojciec nie potrafi bez muzyki malować, syn nie umie bez niej żyć".
"(...) tymczasem on (Tomasz), podobnie jak ja, jeśli już poświęca się czemuś, to całkowicie i bez reszty (...)" 

Tłem dla tych dwojga jest Zofia. Obdarzyła Zdzisława wielkim uczuciem, jego dobro stało się dla niej najważniejsze, całe życie poświęciła jemu i synowi. W stu procentach im się oddała.O ile Zdzisław mimo swojej egoistycznej często postawy, potrafił okazać żonie uczucie, o tyle Tomasz nie szanował matki, traktując ją często jak służącą.
"Tadeusz Nyczek: "Moja prymitywna teoria - Zdzisław wypluwał demony z siebie na obrazy. A Tomek nie. W nim to wszystko siedziało w środku. Był potworem nie do opanowania, i to od dzieciństwa. Przejawiał zdumiewającą agresję wobec matki. Mówił do niej najgorszymi wyrazami, nie krępował się przy mnie""
Dla niego zawsze liczył się ojciec, chociaż nie potrafił mu tego okazać.

"Niejednokrotnie ojcowie to albo głupie wieprze, albo po prostu sknery i pijacy, do tego jeszcze cholernie staroświeccy. Ja też niejednokrotnie narzekam na swojego, a w sumie wiem, że to kapitalny człowiek".

Reporterka przekopała się przez tony listów i wypowiedzi, przesłuchała dzienniki foniczne, odwiedziła znajomych rodziny Beksińskich, dotarła do przeróżnych materiałów. Pozwoliło jej to stworzyć barwną historię, która jest nie tylko opowieścią o wielkim malarzu i jego dziełach, czy o jego mrocznym i nieobliczalnym synu. Przede wszystkim wyłania się z tej książki obraz naprawdę trudnej miłości dwóch mężczyzn, którzy nie są w stanie okazać sobie tego uczucia. Historii obydwu Panów towarzyszy Zofia, matka i żona, której przyszło żyć z dwoma indywidualistami, o bardzo trudnych i przedziwnych charakterach. Mimo, że książka jest opowieścią o ojcu i synu, autorka postarała się, aby ukazać Zofię w taki sposób, aby nie było wątpliwości, że dzięki niej panowie byli tym kim byli. Stałą się ich opoką, punktem stałym, bez którego trudno było im żyć.

Jak już napisałam we wstępie, brakuje mi słów, żeby oddać zachwyt jaki towarzyszył mi przy lekturze książki. Otrzymałam ponad 400 stron genialnej historii o nieprzeciętnych ludziach. I aż ciekawość mnie zżera, kto też następny trafi pod pióro autorki, która bez tabloidowego wścibstwa, czy wyciągania brudów, potrafi stworzyć naprawdę piękne biografie...

Źródło

piątek, 7 marca 2014

Konkurs!

Z blogiem Agnieszki Kalugi spotkałam się już jakiś czas temu, Dlatego też, kiedy zobaczyłam w zapowiedziach książkę, wiedziałam, że muszę ja przeczytać. I czytam, a lektura niesie za sobą cały wachlarz emocji. Na przemian uśmiecham się i płaczę. Czytam po kilka stron dziennie, bo ładunek uczuciowy, jaki Zorkownia za sobą niesie jest przeogromny i nie pozwala na więcej. Pewnie jeszcze jakiś czas to czytanie potrwa, dlatego nie czekając na finał ogłaszam konkurs.


Do wygrania oczywiście "Zorkownia" Agnieszki Kalugi.

Zasady proste:
1. W dwóch krótkich zdaniach przekonaj mnie, że to do Ciebie powinna trafić książka.
2. Przystępując do konkursu, wyrażasz zgodę na udostępnienie swoich danych wydawnictwu znak, które wysyła książki.
3. Konkurs trwa do 14.03.2014 roku, wyniki ogłoszę 15.03.14.

Równolegle, drugi egzemplarz książki udostępniam w konkursie facebookowym, można więc zgłosić się w dwóch miejscach, co zwiększa szanse na wygraną.

Powodzenia!




Baner