"Przebudzenie" to kolejna pozycja Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak, jaką miałam okazję czytać w ostatnim czasie. Odczuwam zapotrzebowanie na literaturę lekką, łatwą i przyjemną, a Pani Katarzyna świetnie swoimi powieściami moje potrzeby zaspakaja. Chociaż tym razem, nie było już tak kolorowa, jak przy poprzednich spotkaniach... Dalej mi się podoba, ale już bez takich zachwytów jak wcześniej.
Zuzanna to młoda dziennikarka, opisująca błahe sprawy w dobrze opłacanym dzienniku. Tkwi w związku bez przyszłości, a wszystkie niepowodzenia i brak zaangażowania w uczuciach tłumaczy nieszczęśliwą miłością w czasach licealnych i śmiercią babci. Jednak jak to w życiu bywa, zdarza się że jedno wydarzenia powoduje, że raz obrany przez nas tor trzeba zmienić. W przypadku Zuzanny, takim sygnałem do zmiany jest list z kancelarii adwokackiej. Okazuje się, że dziewczyna otrzymuje, od uznanego za zmarłego, ale jednak ocalałego w czasie wojny brata babci, dość pokaźnych rozmiarów teren na Mazurach (Tutaj uwaga do osób, które tworzyły opis książki na okładce. Słowo posiadłość, jest nieadekwatne do tego, co rzeczywiście otrzymuje bohaterka i może czytelnika wprowadzić w błąd. W końcu jest to tylko ziemia, bez zabudowań). Jednak spadek wcale nie przynosi korzyści, ale powoduje, że w życiu kobiety zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Ktoś włamuje się do jej mieszkania, śledzi jej poczynania, podrzuca karteczki z dziwnym symbolem węża...
Zuzanna oczywiście wyjeżdża na Mazury, aby przeprowadzić rekonesans. Odkrywa tam fascynującą historię swojej rodziny, która od lat jest znienawidzona przez plemię Galindów. Jaki wpływ ma historia na teraźniejszość i jak potoczą się losy kobiety? Warto sprawdzić...
Tym razem autorka zaserwowała nam powieść z lekkim dreszczykiem. Dość dobrze skonstruowany wątek kryminalny, w który pisarka wplotła trochę magii i starych wierzeń plemion nadbałtyckich, powoduje że z ciekawością czytamy powieść do ostatniej strony. Nie łatwo jest się też domyślić finału, który jednak jest jak na mój gust, trochę za bardzo nieprawdopodobny. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak skorzystała też w przypadku "Przebudzenia" z utartych już schematów spotykanych w innych powieściach, czyli niespodziewany spadek, niespodziewany przyjaciel itd, jednak po raz kolejny udało jej się ująć całość w nietypowy sposób i stworzyć coś, co mimo wszystko odbiega od tego, co serwowane jest nam już w nadmiarze...
Myślę, że zarówno po "Przebudzenie", jak i pozostałe książki autorki "Ucieczka znad rozlewiska" i "Niebieskie migdały" warto sięgnąć, jeżeli poszukuje się miłej i odprężającej lektury.
Polecam!
Podoba mi się styl pisania Pani Katarzyny i chętnie poznam inne jej powieści :) "Przebudzenie" zapowiada się ciekawie!
OdpowiedzUsuńMartwi mnie to powielanie schematów - chyba nawet nie da się już zliczyć, ile mieliśmy powieści o tych właśnie spadkach i innych cudach. Może przeczytam, gdy i ja będę potrzebowała czegoś lekkiego i mało wymagającego. Póki co jednak, książka nie wydaje się interesująca.
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać powieść z tej serii, "Nie licząc kota...", także o spadku. Ale poza tym jest wiele różnic, z tego co widzę ;) Jako, że tamtą książkę czytało mi się bardzo przyjemnie to możliwe, że i po tę sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńmuszę sięgnąć po tą ksiązkę :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę posiadam w swojej domowej biblioteczce, więc z pewnością ją kiedyś przeczytam 8).
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za recenzję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Kasia Z-I