niedziela, 4 września 2011

Marek Orzechowski "Belgijska melancholia"


Belgia, kraj gdzie swoją siedzibę ma parlament europejski i przeróżne komisje europejskie... Prawdopodobnie tyle o nim z reguły wiemy. Ostatnio miałam okazję czytać belgijski kryminał Pietera Aspe i zainteresowała mnie specyfika i zwyczaje tam panujące. A specyficzny jest z pewnością. Przez dłuższą chwilę miałam skojarzenie z dramatem Williama Szekspira. Belgia dzieli się na Flandrię i Walonię, więc jak u klasyka Montechi i Capuletti, tak w tym kraju dwa regiony bynajmniej nie pałają do siebie sympatią. Po środku tego wszystkiego jest Bruksela, która żyje własnym, niezależnym od reszty kraju biegiem.

Autor dużą część książki poświęcił na opisanie historii, niedługiej ale bardzo ciekawej. Belgia narodziła się w operze, pod wpływem zrywu jaki miał miejsce piątego sierpnia 1830 roku. Państwo, które powstało z tego buntu miało bardzo dramatyczną historię, w końcu przez kilkaset lat znajdowało się pod rządami władców innych regionów. W 1830 roku przyszedł czas na tworzenie własnej historii.

Pierwszym władcą Belgii był Leopold I, który dużo swojej uwagi poświęcił na zdobycie i rozwinięcie kolonii - Konga Belgijskiego. I również Orzechowski poświęca temu tematowi dużą część "Belgijskiej melancholii"
Historia poszczególnych władców, którzy zasiadali na "tronie" belgijskim jest w moim odczuciu trochę za bardzo okrojona. Czasami, aż się prosi, żeby coś dopisać, dopowiedzieć. Często w trakcie lektury musiałam się wspomagać internetem. Przykład: Autor pisze że Leopold III miał trójkę dzieci, po czym wymienia dwóch przyszłych królów. A mnie interesuje kim jest tajemnicze trzecie dziecko? Brak jednego zdania pozostawił duży niedosyt. To samo tyczy się doboru zdjęć. Orzechowski wielokrotnie zachwala urodę żony Leopolda III, królowej Astrid, więc aż się prosi aby umieścić jej zdjęcie. Próżne jednak nasze poszukiwania, bo takowego nie ma. I niestety zdarzyło się kilka razy, że autor pisze o czymś niezwykle wciągającym i wartym zobrazowania, a ilustracji brak. Za to pojawiają się fotografie, które w moim odczuciu spokojnie można by pominąć.

"Belgijską melancholię" często zdarzało mi się porównywać do innej książki z serii "Spektrum", mianowicie "Tatami kontra krzesła". O ile po lekturze pozycji Tomańskiego nasyciłam swoja ciekawość, o tyle u Orzechowskiego w wielu miejscach pozostał mi mały niedosyt. Ale nie znaczy to wcale, że pozycja nie jest warta przeczytania! Dowiemy się z niej naprawdę dużo - o historii, stosunkach międzyludzkich, kulinariach, kulturze, miejscach. To takie połączenie przewodnika i książki historycznej. A Belgowie, to tak ciekawy naród, że warto poznać ich bliżej!

Nie zachwyciłam się "Belgijską melancholią", ale z pewnością poszerzyłam swoją wiedzę i poznałam kolejne miejsce warte odwiedzenia. Dlatego polecam książkę wszystkim, którzy o Belgii nie wiedzą nic i chcieliby ten stan rzeczy zmienić!

9 komentarzy:

  1. o ja bardzo lubię Belgię ale o samej Belgi napewno mogła bym się czegoś jeszcze dowiedziec wiec byc moze niebawem znajdzie sie ona na moich kolanach

    OdpowiedzUsuń
  2. Tematyka całkowicie nie w moim guście i widzę, że na tobie również nie wywarła wrażenia, dlatego tym razem podziękuję tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Belgia jest bardzo fascynującym krajem. Wydawałoby się poukładanym, "na swoim miejscu", ale jednak bardzo podzielonym i niestety zagrożonym rozpadem.
    Książka zaciekawiła mnie już w momencie gdy pojawiła się na rynku wydawniczym, bo przecież o Belgii (podobnie jak o Holandii, Luxemburgu, czy Lichtensteine) pisze się niewiele, albo nawet wcale.

    Szkoda, że nie brak tej książce niedociągnięć, bo byłaby bardzo ciekawym unikatem. Ale i tak myślę, że chciałabym po nią sięgnąć.

    A największą ochotę mam na te belgijskie pralinki z okładki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś do Belgii mnie nie ciągnie, a jeśli książka nie zachwyca, to na razie ja sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze nigdy nie czytałam książki, której akcja rozgrywa się w Belgii. Chyba najwyższy czas po nią sięgnąć xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Chętnie przeczytam:) Ciekawa książka.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech, ratunku. Jedynym argumentem za, żeby kupić tę książkę są te cudne czekoladki na okładce, które a pierwszy rzut okaz wyglądały jak muszelki. I oczywiście zamiast "Belgijska melancholia" przeczytałam "Belgijska... czekolada". To przykre, że Belgię kojarzę tylko z czekoladą i Herculesem Poirotem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. okładka wygląda przepysznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna książka! mam chłopaka belga i przez niego jestem zainteresowana belgijską historią i kulturą. albo powiem inaczej. Nie jestem, tzn nie byłam zainteresowana, bardziej stwierdziłam, że skoro mam chłopaka belga to powinnam coś o jego kraju wiedzieć. Po książkę sięgnęłam przez zupełny przypadek i jestem pod mega wrażeniem. Bardzo polecam! Idealnie opisuje Belgów, ich charakter, ich sposób bycia, ich kulturę, ich historię. Na pewno ma jakieś niedociągnięcia, ale ja ich nie zauważyłam zbyt wielu.
    Świetnie się czyta i przystępny sposób można poszerzyć swoją wiedzę na temat tego małego kraju!

    OdpowiedzUsuń

Baner