To jedna z najtrudniejszych, najbardziej emocjonalnych i osobistych recenzji jakie przyszło mi pisać. Długo zastanawiałam się, czy wystawianie tego co tak bardzo prywatne na światło publiczne, czy uprawianie swoistego ekshibicjonizmu jest uzasadnione i nie spotka się z krytyką. Bo jak pewnie się domyślacie, sięgnęłam po tę książkę dlatego, że moje oczekiwanie zostało brutalnie przerwane. Wielka radość została zgaszona i zamieniona w wielki smutek, żal, niezrozumienie. Straciłam dziecko. W głowie i sercu byłam już matką i nagle przestałam nią być...
Dlaczego postanowiłam się otworzyć właśnie tutaj, za pośrednictwem bloga i książki? Odpowiedź jest prosta. Pomogło mi grzebanie w internecie, chodzenie po forach, spotykanie matek, które tak jak ja doznały straty. Książka włoskiej pisarki pomaga zrozumieć, daje odpowiedzi na niektóre pytania, przynosi ukojenie na pewnych płąszczyznach, daje przyzwolenie do cierpienia, które z reguły nie jest społecznie akceptowane. Dlatego piszę i dzielę się swoim życiem. Bo wiem, że mnie pomagają inne kobiety po poronieniach i ta książka. Mam nadzieję, że to co napiszę w jakimś stopniu pomoże innym.
"Serce nie bije, ciąża obumarła" to słowa które usłyszała autorka książki, to słowa które słyszy wiele matek oczekujących swego maleństwa. To wyrok, który spada niespodziewanie. W moim przypadku wyrok był odroczony, lekarka dawała mi nadzieję, jednak i tak skończyło się to wielkim bólem, zarówno fizycznym jak i psychicznym, hospitalizacją, zabiegiem i słowami, które doprowadzają do szaleństwa:
"Jesteś jeszcze młoda, będziesz próbować znowu, będzie kolejne dziecko"
"Dobrze, że to się stało teraz, a nie później, kiedy widziałabyś już rączki i nóżki"
"Prawdopodobnie było chore"
Te słowa nie przynoszą ukojenia, nie uśmierzają bólu w sercu, wręcz przeciwnie. Obojętność lekarzy i otoczenia sprawia, że nie daje nam się prawa do odbycia żałoby. Często pojawiają się słowa "Musisz wrócić do normalnego życia", "Wróć do pracy, będzie Ci lepiej". Nikt nie liczy się z tym, że każdy indywidualnie przeżywa żałobę, nawet kiedy straci nienarodzone dziecko we wczesnych tygodniach ciąży. Przyszłe matki i ojcowie mają już w głowie plany, często podejmują decyzje na przyszłość, które po stracie pozostają, z którymi ciężko jest się mierzyć. Autorka o tym wszystkim pisze. Przybliża terminy medyczne, wyjaśnia wiele kwestii, daje poniekąd przyzwolenie na żałobę, którą często się nam odbiera. Oddaje też głos innym kobietom, pozwala poczuć wspólnotę z innymi mamami. Często nie traktuje się nas jako pełnoprawne matki, jednak ja jestem mamą i na zawsze nią pozostanę. Mamą aniołka, który trafił do nieba. O tym też się zapomina, troszkę odbierając prawo do tego nazewnictwa. Autorka daje nam to prawo, przypomina o nim, bo czasami zapominamy, boimy się używać takich sformułowań.
Giorgia Cozza stworzyła poradnik nie tylko dla mam które straciły dziecko, ale przede wszystkim dla otoczenia. Ojca, rodziny, lekarzy, którzy często nie wiedzą jak się zachować, lub chcąc dobrze osiągają zupełnie odwrotny efekt. Warto sięgnąć po tę pozycję. Ból nie zniknie, ale z pewnością stanie się łatwiejszy. Przynajmniej tak to odczułam.
W książce znajdziemy też odnośniki do stron, które pomagają w sytuacji utraty dziecka. Fora, psychologowie, grupy wsparcia z których warto bez wstydu korzystać.
Jeśli kogoś moje uzewnętrznianie na blogu z opiniami o książkach razi, to przepraszam. Wierzę jednak, że książka trafi we właściwe ręce i pomoże. Mało jest na rynku pozycji na ten temat, a z pewnością wiele by wyjaśniły i ułatwiły. Cierpienie nie zniknie, książka nie jest lekarstwem, a zaledwie łagodnym środkiem przeciwbólowym. Nie życzę nikomu, żeby musiał po nią sięgać, jeśli jednak okrutny los tak zdecyduje, polecam lekturę...
Ciekawa książka - o podobnej tematyce traktuje książka "Obsoletki" J. Bargielskiej, bardzo emocjonalna, napisana dość ekspresywnie, eksperymentalna. Masz rację, że jest to temat trudny do opisania, rozmawiania... Ale literatura jest najczęściej formą oczyszczenia, zrozumienia swoich emocji i przerwania milczenia, sfery tabu...
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten tekst.
OdpowiedzUsuńCzytałam przez łzy.
Pięknie napisałaś. To bardzo trudny temat, często omijany, a jaki ważny. poza tym, gdzie masz się uzewnętrzniać jak nei na swoim blogu, wśród przyjaciół. Trzymaj się! A ja trzymam kciuki, aby twoje marzenie się spełniło, a to maleństwo zawsze pozostanie w pamięci.
OdpowiedzUsuńStaram się mimo całego bólu myśleć pozytywnie. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła pisać o książkach związanych z macierzyństwem :)
UsuńIza, dziękuję! Jesteś wielka, wiesz?
OdpowiedzUsuńCzytając ten post poczułam się tak jakbyś pisała o mnie. Przeżyłam i usłyszałam wszytko to co napisałas. Moja terapią były fora internetowe o takiej tematyce i oprócz nich nigdy nikomu się nie przyznałam, że sobie z tym nie radzę. Pisząc ten komentarz trzymam 8-mies. synka (urodzonego ponad 1,5 roku po poronieniu) na kolanach i płaczę. Kocham synka najbardziej na świecie, ale niestety tego się nie zapomina, tylko z czasem trochę mniej boli. Myślę, że nie dałabym rady przeczytać tej książki.
OdpowiedzUsuńPamiętam, gdy po raz pierwszy, jeszcze jako dziecko, dowiedziałam się, czym jest poronione. Byłam zszokowana tym, z jaką swobodą dorośli rozmawiali o kobiecie, której ,,ciąża obumarła". Używali oni dokładnie tych samych słów, które przytoczyłaś w tym poście. Nigdy tego nie zapomnę i mam nadzieję, że ominie mnie nieszczęście jakim jest poronienie.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci z całego serca "nudnych" i książkowych 9 miesięcy, kiedy już przyjedzie na nie czas :)
UsuńOdważna decyzja - tak się odkryć. Mnie by to przyszło z trudem. Ale dzięki osobistemu charakterowi to, co napisałaś o książce, bardziej zapada w pamięć.
OdpowiedzUsuńNapisałaś, że w książce są też porady dla otoczenia - może warto byłoby kilka przytoczyć tutaj?
Agnieszko przede wszystkim, otoczenie musi pamiętać, że ta strata boli i żałoba musi adekwatnie do bólu trwać, nic na siłę. Należy unikać sformułowań , które przytoczyłam, czasami nie mówienie niczego, siedzenie w ciszy, przytulenie bez słów pomaga sto razy bardziej niż próby pocieszania na siłę, słowami które po prostu bolą. Myślę, że więcej mogłabym napisać, kiedy książkę czytać skończy mój narzeczony.
UsuńRozumiem. Będę o Tobie ciepło myśleć.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa przepracowałam już swoją stratę (minęło już 10 lat i mam 2 zdrowych synòw z ciąż wysokiego ryzyka- ale zawsze będę pamiętać o moim Aniołku)a mimo to te publikacje wywołują u mnie bòl i drżenie serca. Jak widzę w kwestii empatii i solidarności wobec kobiety i jej straty nie zmieniło się nic przez te wszystkie lata :-( Jest mi szalenie przykro, że matki w żałobie słyszà w dalszym ciągu słowa przytoczone przez Ciebie :-(
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten post... boli ale człowiek jest w stanie wiele znieść. Niestety wiem ale myślę pozytywnie bo musi być lepiej, prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zaraz, zaraz... piszesz o mnie czy o sobie...
OdpowiedzUsuńTe same słowa, te same "dobre rady" i uczucia.
Nawet jeśli z czasem przestaje się o tym mówić, to nie znaczy, że się nie myśli. Najgorzej jak przychodzi rocznica planowanego porodu i mijają kolejne lata bez Aniołka.
Mnie bardzo pomogły dziewczyny z forum Twoja Ciąża - nie wszystkie przeżyły stratę, ale wszystkie od długiego czasu się starały. Gdy którejś się udało to wszystkie cieszyłyśmy się tak, jakby to było nasze własne szczęście.
One potrafiły mnie wspierać nawet wtedy gdy miałam maksymalnego doła i wypłakiwałam im się w "rękaw" rozpaczając, wspierały gdy stawałam na nogi, dopingowały, głaskały, "wstrząsały" - zawsze wiedziały czego akurat potrzebuję. Gdyby nie one nie wiem czy bym sobie z tym poradziła.
Zraniona w ten sposób kobieta powinna szukać sposobów na "przepracowanie" bólu, żalu, smutku, żałoby czy to za pomocą forum, psychologa czy książki.
Ale i tak nigdy nie zapomnę gdy przy drugim poronieniu leżałam w szpitalu (niby nauczona doświadczeniem i uodporniona...) usłyszałam słowa lekarki (kobiety!!!) podczas porannego obchodu. Spojrzała mi w wyniki naniesione po nocnych badaniach na kartę pacjenta i rzuciła przez ramię "No ... z tego to już nic nie będzie" i wyszła....
OdpowiedzUsuńPopłakałam się czytając Twoje komentarze... Brak słów na zachowanie lekarzy... Zresztą mną się nikt nie zainteresował w szpitalu, dopóki nie było pewności, że JUŻ straciłam dziecko... A potem ciągle te same słowa, o których pisałam powyżej. Chociaż trafiłam też na lekarza, który okazał się naprawdę ludzki.
UsuńŻyczę Ci dużo szczęścia, podobnie jak sobie. Staram się być dobrej myśli, chociaż mimo że minął już prawie miesiąc, czuję się jakby ktoś ze mnie wyrwał coś bez czego nie mogę funkcjonować...
Ja już doszłam do siebie, z czasem jest łatwiej, ale to zasługa przewartościowania życia i umiejętności czerpania radości z tego co mam. Nie chcę być źle zrozumiana, problem dziecka nie jest przeze mnie umniejszany. Po prostu czerpię radość także z innych dziedzin życia.
UsuńKiedyś nie piłam w ogóle alkoholu - bo nigdy nie wiadomo.
Nie zapisywałam się na fitness itp. bo nie chciałam rozciągać brzucha.
Nie biegałam, bo wstrząsy byłyby nie wskazane...
Wszystko to mimo, że test ciążowy i tak robiłam co miesiąc dwa dni przed spodziewaną miesiączką, w dniu, dwa dni po spóźnieniu itd.
Testy robię nadal, ale nie panikuję i po prostu "żyję"! Potrafię czerpać radość z każdego dnia i... jestem szczęśliwa :)
Nadal nie wiem czy jestem gotowa na tę ksiazke- mimo upływu czasu. Po stracie- mam dziecko. Prawdziwe rainbow baby, a mimo to nie wiem czy jestem gotowa. Postawa: chciałabym ale sie boje
Usuńja tez straciłam synka w 19tygodniu ciązy dowiedzialam sie o jego wadach niestety letalnych, zdecydowalam sie na terminacje, choc nie bylo mi łatwo, w 20 tygodniu ciąży urodziłam mojego anioła, teraz zamiast kupowac mu spioszki i grzechotki, kupuje znicze i kwiaty na grób...
OdpowiedzUsuń