Sięgając po "Czarnobylską modlitwę" autorstwa Swietłany Aleksijewicz wiedziałam, że czeka mnie spotkanie z literaturą z najwyższej półki, wymagającą od swojego czytelnika maksimum skupienia. Nie wiem, czy pisząc ten tekst, jestem w stanie chociaż minimum emocji zawartych w lekturze oddać. Podobnie jak w przypadku książki "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" tak i teraz mam duży problem aby ubrać w słowa to, co przebiega przez moją głowę. Jak widać, najtrudniej pisze się o książkach wybitnych.
Podobnie jak w przypadku wspomnianej przeze mnie wyżej książki, tak i tutaj autorka głos oddaje ludziom, nie komentuje, nie ocenia, po prostu pozwala mówić. "Czarnobylska modlitwa" rozpoczyna się naprawdę mocnym akcentem, zresztą podobnym się kończy. Tak więc już od pierwszych stron otrzymujemy historię, która wzrusza, przeraża, wykańcza emocjonalnie. Żona strażaka, który jako jeden z pierwszych trafia do Czarnobyla, aby gasić pożar, opowiada nam o swojej wielkiej miłości. Tak wielkiej, że nie przeraziło jej rozpadające się ciało męża, czy też zagrożenie jakie wiązało się z jego napromieniowaniem. Od łóżka ukochanego nie odciągnęło jej nawet to, że była już w dość zaawansowanej ciąży. Podobnie jest w przypadku żony likwidatora. Jej historia zamyka książkę i pokazuje równie wielką siłę miłości, która nie jest w stanie zlęknąć się niczego.
Z potoku ludzkich głosów, wyłowić można żal i niezrozumienie, które towarzyszy wielu ofiarom katastrofy w Czarnobylu. Ukazuje nam się obraz ludzi, którzy całą mocą wierzyli w państwo i władzę, którzy dla ojczyzny byli w stanie ponieść największą ofiarę - własne życie. Z kolei to państwo i ta władza, wysłała swoich obywateli na pewną śmierć, okłamywała, utajniała, zamiast pomóc tym, którzy ślepo wierzyli. Świetnie ukazany jest w ten sposób obraz człowieka radzieckiego. Widać też różnicę w myśleniu ludzi przed i po Czarnobylu...
Autorka dużą część publikacji poświęca dzieciom, które po katastrofie zmieniły się nie do poznania...
"Kiedy te dzieci postoją na apelu kwadrans, czy dwadzieścia minut, to mdleją, krew leci im z nosa. Nie sposób ich zadziwić, ale też ucieszyć. Zawsze są senne, zmęczone. Mają blade, szare twarze. Nie bawią się, nie wygłupiają." (Nauczycielka Nina Konstantinowna)
Zwierzęta również mają swój głos w tej publikacji. Jak wiadomo, ludzi ze skażonych terenów ewakuowano, a przydomowa trzódka została w gospodarstwach. Większość odstrzelono, tworząc prawdziwe cmentarzyska zwierząt, pozostałe dziczały i zapominały o istnieniu człowieka. Ich los napawa równie wielkim smutkiem, jak opuszczone domostwa, które wyglądają jakby człowiek miał zaraz do nich powrócić.
Mistrzyni reportażu po raz kolejny przekazała w nasze ręce książkę kompletną, wybitną. Aleksijewicz wielokrotnie wybierała się do strefy, rozmawiała z setkami ludzi, a sama książka powstawała przez niemal 20 lat. "Czarnobylska modlitwa" to obraz miłości między ludźmi, ale też przywiązania do ziemi i bezgranicznego zaufania do państwa. Historie zawarte w książce bazują na przeszłości, ale tak naprawdę ludzie próbują ułożyć sobie przyszłość. Przyszłość naznaczoną atomem i śmiercią.
Pozycja którą trzeba przeczytać!
Aż mi ciarki przeszły czytając tę recenzję.
OdpowiedzUsuńChyba wszystkie książki z tej serii są na podobnym poziomie i warto po nie sięgnąć.
Ja niestety nie czytałam żadnej :(
Właściwie to ciągle nie wiem co to za seria i jakie wydawnictwo ją wydało...
Seria Reportaż, wydawnictwo Czarne. Wszystkie książki jakie czytałam z tej serii są warte uwagi, a ta szczególnie. Polecam
UsuńDzięki, będę szukać okazji, bo te książki są bardzo drogie :(
Usuńtrochę się jej boję. ale przeczytam, na pewno. czuję się zachęcona. to kolejna z tych książek, które wypada znać.
OdpowiedzUsuńPrzeczytam, ale tylko dlatego, żeby sprawdzić jak wiele mitów o Czarnobylu zawiera.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tę książkę uda mi się zdobyć, strasznie mnie interesuje temat jaki porusza autorka. Gdy wybuchła elektrownia w 1986 roku miałam 8 lat i pamiętam, że dzień (lub kilka dni) po katastrofie wszystkim dzieciom podawano obrzydliwy płyn Lugola do picia. Jego paskudny smak pamiętam do dziś.
OdpowiedzUsuńSą książki, o których się nie zapomina. Taka z pewnością jest "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i zapewne podobnie będzie z "Czarnobylską modlitwą". Odwlekałam zakup "na kiedyś" ale mnie zmotywowałaś, obowiązkowy zakup październikowy.
OdpowiedzUsuńPo tym jak przeczytałam reportaż o Korei Północnej mam ochotę pochłonąć całą serię wydawnictwa Czarne. Na pewno sięgnę po polecaną przez Ciebie książkę. Żałuję, że dopiero teraz przekonałam się do literatury faktu.
OdpowiedzUsuńMam za sobą lekturę poprzednich reportaży autorki, "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" - po ich przeczytaniu także nie wiedziałam, co o tej książce napisać, jest naprawdę poruszająca. "Czarnobylską modlitwę" mam, czeka na swoją kolej na półce.
OdpowiedzUsuńCzarnobyl to przestroga! Historie opowiedziane ustami zwykłych ludzi poruszają, tym bardziej, że można się z nimi identyfikować. Książka jak najbardziej godna polecenia, ale warto po przeczytaniu zaaplikować sobie coś "odstresującego"...
OdpowiedzUsuń