niedziela, 30 września 2012

(3) Niedziela... czyli Zakopane i KONKURS!

Jak pisałam tydzień temu, spędziłam kilka, a dokładnie pięć, dni w Zakopanem. Jechać miała siostra z chłopakiem, niestety mogła tylko w weekend, dlatego resztę opłaconego czasu w stolicy Tatr spędzałam ja ;)

Widok z przełęczy pod Kopą Kondracką

Przyjechałam w poniedziałek późnym wieczorem, dlatego wtorek spędziłam na chodzeniu bez celu po okolicy, a później po Krupówkach (czy jest jakiś czas w roku, kiedy tam nie ma tłumu ludzi?!). Udało mi się prawie wpaść na Justynę Kowalczyk, która wybiegała z ośrodka Imperial i widziałam Stanisława Karpiela-Bułeckę (kuzyna tego sławniejszego - Sebastiana). Jeszcze zerknęłam na Wielką Krokiew i tyle z wtorku.

Nie wiem dokładnie co to za willa, ale bardzo mi się spodobała :)

Kościół p.w. Św. Antoniego oo. Bernardynów


W środę miałam mało ambitny plan, wjechania na Kasprowy Wierch kolejką i przejścia do Kopy Kondrackiej. Mało ambitne plany pokrzyżował wiatr, przez który kolejka była nieczynna. Musiałam więc szybko zmienić trasę i tak oto postanowiłam wybrać się do schroniska na Hali Kondratowej i tam pomyśleć co dalej. Dotarłam, pomyślałam... i postanowiłam... że cóż to dla mnie 500 m w górę... wejdę na przełęcz pod Kopą Kondracką, a stamtąd albo na Kopę, albo na Kasprowy Wierch. Tak więc rozpoczęłam mozolną wspinaczkę, przeklinając siebie i wszystko dookoła. Mój rytm... 3 kroki do góry, 3 minuty postoju nie wróżył niczego dobrego, ale o dziwo, jakimś cudem byłam coraz wyżej... I dopiero gdzieś na wysokości 1700 m.n.p.m. poczułam dlaczego kolejka z powodu wiatru była nieczynna. Halny, którego doświadczałam zwalał z nóg. Kiedy wiał prosto w twarz, miałam wrażenie jakbym oddychała pod wodą. Tak więc walczyłam nie tylko z sobą, ale i z silnym wiatrem. Kiedy dotarłam na przełęcz, od razu stwierdziłam, że dalsza wycieczka nie ma sensu. Wiatr nie pozwalał siedzieć, a co dopiero chodzić. Szkoda, byłam już naprawdę wysoko (1863 m.n.p.m.) miałam siły i ochotę na dalszą wycieczkę i zdobywanie szczytów. Niestety... człowiek z naturą nie wygra. Zeszłam więc tą samą drogą do schroniska, po raz kolejny walcząc z wiatrem.
Giewont widziany z przełęczy pod Kopą

Przełęcz pod Kopą Kondracką

Ja :) Trzymam się prosto chociaż wiatr próbuje mnie złamać ;)

A tak wyglądali ludzie próbujący chodzić...

Widok z przełęczy na Tatry wysokie

Schronisko na Hali Kondratowej

A tędy wiodła trasa mej wycieczki :)

W czwartek dotarła do mnie siostra z chłopakiem, a ponieważ moje nogi odczuwały trud wspinaczki z dnia poprzedniego, to po raz kolejny przeszłam się Krupówkami, wjechałam na Gubałówkę (aż wstyd się przyznawać) i odpoczywałam :)
Widok z Gubałówki

Piątek to dzień mojego wyjazdu, ale do południa zaplanowaliśmy chodzenie po Dolinie Kościeliskiej. To chyba najciekawsza, z tatrzańskich dolin. Masa jaskini (polecam Mylną, można się tam przez moment poczuć jakby się było grotołazem :D), przepiękny Smreczyński staw z cudowną panoramą w tle i góry, miejscami przypominające bieszczadzkie połoniny. Całość psuje tylko cała masa "dziwnych" turystów. Szpilki i lans przede wszystkim. No i zastanawiam się, jak można rezygnować w połowie trasy! Modzi ludzie, nie dają rady dojść po raczej płaskiej drodze do schroniska... coś jest nie tak :)



Smreczyński Staw

Widok ze schroniska na Hali Ornak

Lisek, który nie boi się ludzi i kradnie im kanapki


Podsumowując... zmarnowałam dwa dni z powodu niesprzyjających warunków i żałuję, że tak mało chodziłam po wysokich górach. O dziwo, myślałam że z kondycją kiepsko, a okazało się że tempo miałam nawet dobre a i sił dużo. Trochę też za ostro zaczęłam, co skończyło się zakwasami, które prawdopodobnie jeszcze kilka dni będą trzymać.  Wyjazd udany, Tatry piękne, ludzie irytujący... to tyle o urlopie.


Żeby nieco ożywić facebookowe konto Magii książki, postanowiłam zorganizować tam konkurs. Do wygrania książka "Jeszcze jeden dzień" Fabio Volo. ZAPRASZAM! (KLIK)


A jutro recenzja książki, która mi w Zakopanem towarzyszyła...

12 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia:) Uwielbiam wypoczywać w górach, tam czuję się najlepiej:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietne zdjęcia! Byłam w Zakopanem w sierpniu, ale znów z chęcią bym się tam wybrała. W sierpniu było tam mnóstwo ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie widoki... Zazdroszczę. :) A do konkursu zaraz zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, jak ja dawno w górach nie byłam... Apetytu mi narobiłaś. Szczególnie tym liskiem - śliczny!

    Widzę, że wyjazd się mimo wszystko udał (pogoda jest okropna, nie da się jej przekupić XD) i tym fajniej, że nie był zaplanowany - dobrze jest gdzieś wyjechać tak spontanicznie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. w Zakopanem byłam lata temu, jeszcze w czasach LO, ale pamiętam, jak piękne są nasze góry ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudne zdjęcia, ech... chciałabym tam być...

    OdpowiedzUsuń
  7. W Tatrach byłam miesiąc temu, było pięknie.
    My mieliśmy zupełnie inną pogodę - nigdy wcześniej nie przeżyłam takich upałów w górach (ponad 35 stopni!). W pierwsze dwa dni na niebie nie było ani jednej chmurki, wszystkie widoki czyściutkie. Akurat byliśmy na Sarniej Skale, więc widok aż dech zaparł.
    W kolejnych dniach pojawiły się małe białe obłoczki, ale w praktyce nic to nie dało :)
    Jeden, jedyny dzień był trochę wietrzny i zachmurzony - bardzo dobrze się nam wtedy szło :)

    Śliczne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesień w Tatrach! Aż miło oko nacieszyć.
    A Ty na zdjęciu jakaś taka niepodobna do siebie jesteś. Widać, że niesprzyjające warunki meteorologiczne dały Ci w kość!

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, halny daje w kość. Ja mieszkam pod Tarnowem i u nas też było czuć jego działanie. Z nóg już nie zwalał w znaczeniu dosłownym, ale ludzie głupieli. Problemy sercowe, bóle głowy, wahania nastrojów - wariactwo.

    Ja na Kopę Kondracką wdrapałam się na początku września. Warunki miałam jeszcze mniej przyjemne, choć może nie przeszkadzające tak bardzo w poruszaniu się. Na szczytach usiadły chmury i zepsuły wszelkie widoki. Wspięłam się z moim tatą na Przełęcz Kondracką i właśnie gdy tam siedzieliśmy, zastanawiając się, czy jest sens wchodzić dalej, chmury się rozwiały. Po prostu bajka. Uznaliśmy więc, że idziemy dalej (planowaliśmy dojść szczytami do Kasprowego i zjechać kolejką w dół). Ledwie żeśmy podeszli kilkadziesiąt metrów w górę, nasunęła się kolejna chmura i w takich warunkach szliśmy już do końca. Zimno potworne (nie było więcej niż 10 stopni), wiatr spychający ze szlaku (choć nie tak silny jak halny), chmura widziana od środka (brr...) i okazyjnie deszcz. Ślizgaliśmy się co chwila, brudni byliśmy jak nieszczęście i kompletnie przemarznięci. Ze dwa razy o mało przeoczyliśmy szlak. Bardziej zmęczyła mnie wtedy pogoda niż samo podejście. A z budynkiem kolejki dosłownie się zderzyliśmy, bo widoczność była średnio na piętnaście metrów.

    Co najlepsze, kolejnego dnia była piękna pogoda. Obraz jak żyleta. A myśmy musieli wracać do domu (przyjechaliśmy tylko na weekend). Natura bywa jednak złośliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj bardzo złośliwa... a w górach ma pole do popisu :)

      Usuń
  10. fajne zdjęcia:) choć za samym Zakopanym nei przepadam:) lisek przeuroczy! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj, w Zakopanem nie byłam z 15 lat... Na pewno bardzo się wszystko pozmieniało, Krupówek to bym pewnie nie poznała. Dobrze, że widoki w górach aż takim przeobrażeniom nie ulegają :-)

    OdpowiedzUsuń

Baner