wtorek, 27 września 2011

Colin Dexter "Ostatni autobus do Woodstock"




Ostatnio, podczas lektury „Kwadratu zemsty” Pietera Aspe, zwróciłam uwagę na niesamowitą alkoholową chłonność głównego bohatera - komisarza Van Ina. Teraz trafił mi się inspektor Morse, który niemal dorównuje, a nawet delikatnie wyprzedza w swoim zamiłowaniu do alkoholu belgijskiego inspektora.

Rzecz się dzieje niedaleko Woodstock. Odnalezione zostają zwłoki dziewczyny, która widziana była wcześniej z koleżanką na przystanku autobusowym. Ponieważ bus nie przyjechał, dziewczyny postanowiły złapać stopa. Wyprawa kończy się tym, że jedna zostaje znaleziona zgwałcona i martwa na tyłach gospody, a druga znika bez śladu. Inspektor Morse i sierżant Lewis skupiają się na poszukiwaniach towarzyszki denatki, jednak te nie przynoszą rezultatów. Mimo to, śledztwo przesuwa się leniwie do przodu, a poszczególne elementy układanki zaczynają znajdować swoje miejsce w głowie inspektora.

Kryminał bardzo dobry, ale zupełnie nie w moim stylu. Już tłumaczę dlaczego… Lubię bardzo, kiedy autor rozwija tło obyczajowe. Inspektor Morse, miłośnik alkoholu, dobrych krzyżówek i muzyki Wagnera oczywiście jest pokazany wraz ze swoimi rozterkami, codziennym życiem i miłosnymi przeżyciami, ale już sierżant Lewis został całkowicie przez autora pominięty. Wiemy jedynie, że ma baaardzo cierpliwą żonę.

Nie podobał mi się również sposób prowadzenia śledztwa, które rozwiązywało się w głowie inspektora. Czytelnik nie otrzymuje zbyt wielu wskazówek, wiele spotkań i faktów zostało pominiętych w toku śledztwa, a jak się okaże na końcu zostało sprawdzonych przez Morse’a wcześniej, o czym dowiadujemy się grubo po fakcie. Można powiedzieć, że inspektor bawi się sam ze sobą… a to nieładnie.

I rzecz najważniejsza… nie polubiłam inspektora, nie zaskarbił mojej sympatii, a jedynie mnie irytował. Po wypadku, kiedy zwichnął stopę zakochał się w ciągu jednego dnia w pielęgniarce, na śmierć i życie. Za każdym razem, kiedy powinien działać wolał wyskoczyć na drinka, piwko, albo inny trunek.

Podsumowując… Kryminał bardzo dobry, czyta się szybko, zakończenie zaskakuje, ciężko jest się domyślić niemal do ostatniej strony. Z pewnością sięgnę po kolejne części, z nadzieją że autor rozbuduje wątki poszczególnych postaci, jednak bez wielkiego entuzjazmu. To po prostu nie moje klimaty.


Wydawnictwo: Funky Books Stron: 348

8 komentarzy:

  1. Książka bardzo mi przypadła do gustu. Polecam inne lektury tego autora :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sensacja na dobrym poziomie,a uzupełniona o serial jeszcze bardziej wciąga :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To fakt, że książka ma kilka niedociągnięć, mnie ogromnie denerwował jej antyfeministyczny charakter, jednak klimat powieści jest rewelacyjny, jakby nie było książka została napisana 36 lat temu, więc należy jej się taryfa ulgowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoja recenzja zachęciła mnie do zapoznania się z twórczością tego autora.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już kolejna pozytywna recenzja:) Dopisuję do listy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również muszę poszukać, bo nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z książkami tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadam za kryminałami, więc po tę książkę raczej nie sięgnę. ;)

    OdpowiedzUsuń

Baner