Doczekałam powrotu Klaudyny z Montigny!
Przy poprzedniej części narzekałam, że Klaudyna straciła trochę ze swojej przebojowości, stała się wręcz smętna i melancholijna, w tej nadrabia z nawiązką!
Po ślubie z Renaudem i trwającej kilkanaście miesięcy podróży poślubnej, podczas której młoda mężatka odwiedza między innymi dawną szkołę i miejsca młodzieńczych psot, młode małżeństwo wraca do Paryża. Klaudyna nie potrafi się jednak odnaleźć, nie czuje się w domu swojego męża, jak w swoim domu. Zaczyna dostrzegać skazę na idealnym wizerunku małżeństwa, nudzą ją codzienne obowiązki, nie lubi przyjmować gości, czy chodzić do teatru.
Renaud traktuje ją troszkę jak córuchnę, daje wszystko, rozpieszczając w ten sposób. Nie inaczej jest, kiedy na horyzoncie pojawia się urocza Rezi. Zarówno Klaudyna, jak i jej mąż nie mogą oprzeć się cudnemu stworzeniu. Rodzi się głęboka fascynacja, podszyta nutką erotyzmu, która udziela się całej trójce. Renaud podaje więc Klaudynie Rezi niemalże jak na tacy...
Colette po raz kolejny udowadnia, że swoją epokę wyprzedziła. Klaudyna może i jest dzisiaj lekko staroświecka, ale w dalszym ciągu potrafi zgorszyć czytelnika. W tej części otrzymujemy klasyczny trójkąt, gdzie każda z osób ma słabość do pozostałych i nie potrafi oprzeć się erotycznej pokusie. Pojawia się również fascynacja małżeństwa młodziutkimi dziewczynkami... wszystko bardzo, bardzo niepoprawne.
Trzecia część stanowczo lepsza od drugiej, Klaudyna znowu pokazuje pazura, niemniej straciła moją sympatię. Dalej jako bohaterka mnie fascynuje, ale już jej chyba nie lubię. Irytuje mnie jej zachowanie, denerwuje podejście do życia i męża. Ta, która zawsze ma tyle do powiedzenia, tym razem w odpowiednim momencie zapomniała powiedzieć "stop", co kończy się takim a nie innym finałem. Jakim? Koniecznie musicie się przekonać, bo nawet irytująca Klaudyna, to lektura godna uwagi!
Przy poprzedniej części narzekałam, że Klaudyna straciła trochę ze swojej przebojowości, stała się wręcz smętna i melancholijna, w tej nadrabia z nawiązką!
Po ślubie z Renaudem i trwającej kilkanaście miesięcy podróży poślubnej, podczas której młoda mężatka odwiedza między innymi dawną szkołę i miejsca młodzieńczych psot, młode małżeństwo wraca do Paryża. Klaudyna nie potrafi się jednak odnaleźć, nie czuje się w domu swojego męża, jak w swoim domu. Zaczyna dostrzegać skazę na idealnym wizerunku małżeństwa, nudzą ją codzienne obowiązki, nie lubi przyjmować gości, czy chodzić do teatru.
Renaud traktuje ją troszkę jak córuchnę, daje wszystko, rozpieszczając w ten sposób. Nie inaczej jest, kiedy na horyzoncie pojawia się urocza Rezi. Zarówno Klaudyna, jak i jej mąż nie mogą oprzeć się cudnemu stworzeniu. Rodzi się głęboka fascynacja, podszyta nutką erotyzmu, która udziela się całej trójce. Renaud podaje więc Klaudynie Rezi niemalże jak na tacy...
Colette po raz kolejny udowadnia, że swoją epokę wyprzedziła. Klaudyna może i jest dzisiaj lekko staroświecka, ale w dalszym ciągu potrafi zgorszyć czytelnika. W tej części otrzymujemy klasyczny trójkąt, gdzie każda z osób ma słabość do pozostałych i nie potrafi oprzeć się erotycznej pokusie. Pojawia się również fascynacja małżeństwa młodziutkimi dziewczynkami... wszystko bardzo, bardzo niepoprawne.
Trzecia część stanowczo lepsza od drugiej, Klaudyna znowu pokazuje pazura, niemniej straciła moją sympatię. Dalej jako bohaterka mnie fascynuje, ale już jej chyba nie lubię. Irytuje mnie jej zachowanie, denerwuje podejście do życia i męża. Ta, która zawsze ma tyle do powiedzenia, tym razem w odpowiednim momencie zapomniała powiedzieć "stop", co kończy się takim a nie innym finałem. Jakim? Koniecznie musicie się przekonać, bo nawet irytująca Klaudyna, to lektura godna uwagi!
.......................................................................................................
A "Klaudyna odchodzi" już 14.09.2011
super nie mogę już się doczekać premiery :) pozdrawiam i zapraszam do mnie na candy
OdpowiedzUsuńCzytałem długi artykuł o Claudynie w sierpniowym Bluszczu. Muszę w końcu przeczytać :-)
OdpowiedzUsuńMnie Renaud denerwował swoim zachowaniem, pod jego czujnym i akceptującym okiem rozwijał się romans. Zresztą Klaudyna miała mu takie zachowanie za złe, że pozwolił i za mały opór stawiał. Czytałam też czawrtą część ale w starszym wydaniu. Co mnie zdziwiło? W tej części to nie Klaudyny dzienniki czytamy...:)
OdpowiedzUsuńEvito - mnie Renaud denerwował, ale Klaudyna bardziej tym, że zawsze mówi co myśli a tym razem jakoś wszystko w sobie dusiła, bo romans był jej chyba na rękę... a widziała fascynację swojego męża... to się nie mogło inaczej skończyć :) Był moment, kiedy powinna była powiedzieć stop :)
OdpowiedzUsuńTyle tej Klaudyny teraz na wszystkich blogach, że będę musiała w końcu przeczytać ;). I liczę na naprawdę przyjemną lekturę ;).
OdpowiedzUsuńKurcze a ja dopiero będę zaczynać pierwszą część a ty już masz za sobą trzecią. Oj muszę się sprężyc bardziej.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Klaudynę. Jutro zabieram się za drugą część książki. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zabieram się za pierwszą część sagi ;)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie ta Klaudyna odstraszała, omijałam ją szerokim łukiem. Po Twojej recenzji może jednak sprawdzę na własnej skórze, czemu tyle osób czyta Klaudynę.
OdpowiedzUsuńCykl ten stał się rzeczywiście ostatnio dość popularny. Jeszcze nie udało mi się sięgnąć po żaden tom, ale z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńMondigny czy Montigny?
OdpowiedzUsuńPrzeprowadzili Klaudynę?
Ignam - Montigny - literówka :) w ogóle zastanawiam się, czy to się tak odmienia... Dziękuję za zwrócenie uwagi :)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie fenomen Klaudyny... ;) Chyba muszę go sama ocenić, a raczej ją ;)
OdpowiedzUsuń