Jestem całkowicie oczarowana. Po raz kolejny Anna Gavalda, sprawiła że na chwilę oderwałam się od szarej rzeczywistości i przeniosłam do klimatycznego Paryża i na malowniczą francuską prowincję, aby śledzić losy świetnie przez nią wykreowanego bohatera.
Charles, to paryski architekt dobiegający pięćdziesiątki, któremu włosy wypadają garściami. Mieszka ze swoją partnerka Laurence i jej córką Mathilde, często jednak wyjeżdża w sprawach służbowych i tak naprawdę w domu przebywa bardzo rzadko. Odbija się to na stosunkach z bliskimi, z czasem więzi się rozluźniają, a mężczyzna zaczyna odczuwać beznadzieję, popada w depresję, nie widzi sensu niczego. Jedynym jego światełkiem i radością jest nastoletnia Mathilde, córka która tak naprawdę nią nie jest. Córka, która kocha go, całą swoją dziecięca, a właściwie młodzieńczą już miłością. Córka, która słucha, mimo że stwarza pozory,obojętności. Córka, która poświęca wiele czasu i energii, aby zdobyć płaszcz, który był marzeniem młodości ojczyma. Córka, która po prostu ufa swojemu opiekunowi. To dla niej Charles trwa w związku bez uczucia.
Wszystko jednak zmienia się, kiedy otrzymuje list od najlepszego przyjaciela z dzieciństwa - Alexisa. Krótka informacja o śmierci matki dawnego kolegi zmienia bieg jego życia. Anouk i Charlsa łączyła dziwna więź i spora różnica wieku. To właśnie miłość do tej kobiety, wpłynęła na całe jego dorosłe życie.
Mężczyzna postanawia najpierw odnaleźć jej grób, a później Alexisa. I właśnie podróż, którą odbywa, aby rozliczyć się z przeszłością, otwiera przed nim niespodziewanie, niezwykłe perspektywy na przyszłość. Po spotkaniu z przyjacielem, poznaje Kete... Zwariowaną, pełną energii, wychowująca piątkę dzieci, zajmującą się mnóstwem zwierząt, ale mimo to samotną kobietę...
"(...) zdał sobie sprawę, że drogę "tam" odbył opętany śmiercią, a drogę "z powrotem" - zadziwiony życiem.
Jedna twarz nałożyła się na drugą i litera, która łączyła imiona ich obu, wstrząsnęła nim ostatecznie." (str. 445)
Powieść podzielona jest na dwie części. Pierwsza pesymistyczna, nostalgiczna i smętna, stanowi kontrast dla tej drugiej pełnej nadziei i ciepła. Przyznam szczerze, że przez kilkanaście stron miałam problem z aklimatyzacją, jednak Gavalda pisze tak, że już po chwili poczułam się jak widz, siedzący w wygodnym, teatralnym fotelu i spoglądający na scenę, gdzie waży się czyjaś przyszłość. Miałam ochotę chwilami podpowiadać bohaterowi co ma zrobić, pełnić rolę suflera...
Autorka, jak nikt inny, potrafi w jednej książce, pokazać tak różne oblicza miłości - młodzieńczej, do dziecka, czy też tej dojrzałej, nie tworząc jednocześnie mdłej i lukrowatej historii jakich wiele.
Tworzy też cudowny, francuski klimat. Bo nie sztuką jest umiejscowić akcję np w Paryżu, sztuką jest oddać czar tego miejsca i Gavaldzie się to udaje. Przynajmniej ja to czułam... Mimo że nie ma tu rozbudowanych opisów miejsc, to w mojej wyobraźni tworzył się wyraźny obraz, niczym z francuskiego filmu...
Tworzy też cudowny, francuski klimat. Bo nie sztuką jest umiejscowić akcję np w Paryżu, sztuką jest oddać czar tego miejsca i Gavaldzie się to udaje. Przynajmniej ja to czułam... Mimo że nie ma tu rozbudowanych opisów miejsc, to w mojej wyobraźni tworzył się wyraźny obraz, niczym z francuskiego filmu...
To już moja czwarta książka, tej znakomitej francuskiej autorki i czwarta która mnie oczarowała, którą pochłonęłam i na pewno przeczytam ponownie w przyszłości. Mam nadzieję, że szybko spod jej pióra wyjdą kolejne, ja z pewnością i bez wahana po nie sięgnę.
Polecam Wam z całego serca "Pocieszenie", jak i również pozostałe powieści Anny Gavaldy.
Więc chyba już powinnam się skusić na jakąś książkę tej Autorki :):):)
OdpowiedzUsuń"Powieść podzielona jest jakby na dwie części. Pierwsza pesymistyczna, nostalgiczna i smętna, stanowi kontrast dla tej drugiej pełnej nadziei i ciepła." - Podoba mi się podział w tej powieści ^^ Mogłoby być ciekawie ;P
OdpowiedzUsuńCiągle czytam pozytywne recenzje na temat książek Gavaldy - tą akurat mam w swoim czytniku Kindle i na pewno przeczytam :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHmm... Powtórzę to jeszcze raz: wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam, że ta książka bardzo Ci się spodoba. No bo jak można jej nie pokochać? Cudna, prawda???:D Strasznie się cieszę, że też jesteś nią oczarowana i że wogóle Gavalda spodobała Ci się tak jak mnie!:)))
OdpowiedzUsuńTak, mi również podoba się ta książka, przeczytałam ją jednym tchem. Po za tym masz świetnego bloga :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Marzy mi się jej przeczytanie:) i czuję się dodatkowo zachęcona:D
OdpowiedzUsuńMoże i ja przeczytam, ale nie teraz mimo że doskonale kusisz, ale stosy od wydawnictw mają pierwszeństwo...
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Gavaldy. Na półce czeka "Kochałem ją", zakupiona razem z gazetą. A ta o której piszesz zapowiada się interesująco. Sztuką jest oddać klimat powieści bez rozbudowywanych opisów miejsc, a jednak jak piszesz, autorce się to udało :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej lektury.
Lubię tego typu historie, lubię nawiązania do młodzieńczej miłości, może dlatego, że tkwi we mnie dusza romantyczna :D Chętnie bym przeczytała!
OdpowiedzUsuńakurat tej książki Gavaldy jeszcze nie czytałam ale nadrobię i z pewnością przeczytam - mnie również przypadły do gustu powieści autorki :)
OdpowiedzUsuńwłaśnie się zaopatrzyłam w jedną z książek tej autorki i widzę, że dobrze zrobiłam :)
OdpowiedzUsuńTrzeba będzie się zapoznać z tą panią bliżej :)
OdpowiedzUsuńJa "Pocieszenie" przeczytałam już jakiś czas temu, ale ciągle dobrze je wspominam, dlatego do obecnego stosiku dołączyłam "Kochałem ją" :)
OdpowiedzUsuń