Wykonawca: Jak Duszyński
Jan Duszyński
kompozytor muzyki klasycznej, teatralnej i filmowej szerszej publiczności dał
się poznać jako autor soundratack’u do głośnego filmu Pasikowskiego „Pokłosie”.
Na tym współpraca obu Panów się nie skończyła, ponieważ reżyser zaproponował
młodemu twórcy skomponowanie ścieżki dźwiękowej do swojego kolejnego obrazu. Tytułem
wprowadzenia: „Jack Strong” opowiada o losach Ryszarda Kuklińskiego, pułkownika
Wojska Polskiego w czasach PRL, tajnego współpracownika CIA. Z obejrzeniem
filmu się nie spieszyłem ufając, że ocena moja będzie trzeźwa, niepowodowana
sentymentem wizualnym , gdy odnosić się
będzie tylko do materii dźwięku. Błąd. Muzyka do „Jacka Stronga” nie jest snutą
opowieścią, z całą pewnością nie jest też osobna, bez filmu bowiem nie potrafi
istnieć. Ale nie takie widać ambicje miał twórca. Ta ścieżka dźwiękowa w
całości jest kontrapunktem obrazu – opisuje świat wewnętrzny postaci, odbija
kadry z filmu, pomaga w budowaniu dramaturgii. Z tego też powodu płyta przeplatana
jest dialogami bohaterów, co chwilę wypowiadają oni kilka zdań, tak byśmy mogli
odnaleźć się w tej mozaice dzwięków. Słuszny to zabieg, bo dzięki namiastce słuchowiska soundtrack się broni.
Zaletą jest również, że mimo braku ciągłości narracyjnej motyw przewodni
występuje w różnych odsłonach, zmiennych instrumentacjach. Poszczególne utwory
nie są więc od siebie zupełnie oderwane.
Jack Strong to film akcji, a kompozytor
zadbał o zbudowanie napięcia poprzez niespodziewanie niekiedy zabiegi: chwilami
pachnie awangardą, słychać też inspiracje Kilarem. Nagrania dokonano z udziałem
Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod batutą Szymona Bywalca. Brzmi to
bardzo profesjonalnie, światowy poziom realizacji chciałoby się rzec. Całość godna polecenia, jednak w pierwszej
kolejności fanom filmu.
Wykonawca: Waglewski, Fisz, Emade
Matka,
Syn, Bóg – to drugi album studyjny rodziny Waglewskich. Tria nie trzeba
bliżej przedstawiać. Pan Wojciech to postać w polskiej muzyce niemal ikoniczna,
zaś bracia Fisz i Emade zapisali się chlubną kartą w polskim hip-hopie
pokazując, że jest to gatunek otwarty na zadziwiające horyzonty muzyczne.
Dzięki nim odkryłem nieznany mi świat, zapoznając hip-hop pełen ambitnych
projektów. Po czasie zadziwili mnie znów, gdy
wraz z Michałem Sobolewskim jako Kim Nowak odświeżyli swoje młodzieńcze
fascynacje muzyką hardrockową.
Poprzednia
płyta Waglewskich – „Męska Muzyka” – osadzona w tradycji bluesa, folku i
country, której duszą było gitarowe granie okraszone hip-hopowym przytupem i zawadiackimi tekstami to był hołd
złożony męskiej optyce na świat. Płyta świetna, odebrana z entuzjazmem przez
krytyków i publiczność (patrz platyna), dla mnie osobiście ważna. Tłukłem ją
miesiącami, mieszkając jeszcze z ojcem i braćmi, w stadzie w jakimś sensie i
dziś nierozłącznym, więc tę chemię muzyczno-liryczną, obecną na płycie,
odbierałem nie tylko sensorycznie.
Mówiło
się, że to nagranie eksperymentalne, spotkanie muzyczne owocne, ale równie
spontaniczne. Jak też, że widać, że najstarszy Waglewski miał jednak na płytę
wpływ decydujący. Teraz otrzymujemy album zgoła odmienny. Bardziej
zrównoważony, choć nie tyle hiphopowymi akcentami (głównie utwory „Trupek” i „Człowiek Ćma”), ale po prostu
muzyczną osobowością braci. Inspiracji też jest więcej. Choć wciąż jest głównie
bluesowo i rockandrollowo, są przesterowane gitary, jest duża dawka brudu, to
więcej jest różnorodności. Jest wibrafon (!), jazzujący fortepian, smyczki, kobiecy
wokal, bywa więc nostalgicznie i jakoś cicho. Są podróże od Nowego Orleanu
(„Kometa”) do minimalizmu muzycznego („Matka”). A propos tego ostatniego
numeru – najmocniej na płycie nie brzmi duet wokalny Fisza i Pana Wojciecha, lecz lidera VOO VOO i Iwony Skwarek we
wspomnianym utworze „Matka”. Fisz wokalnie zaskakuje za to w „Człowieku Ćmie”.
No
dobra, a co z tekstami? Z tym mam największy problem. Na płycie jest 13
utworów, Bartek Waglewski jest autorem aż 8 tekstów piosenek i to za jago
sprawą jest to najbardziej nierówny element albumu. „Ojciec” to dojrzała
opowieść o odchodzeniu, spełnieniu i o oswajaniu kresu. Z pulsującym rytmem słów, z pogodną
śmiercią w treści jest najlepszym lirycznie kawałkiem. Tytułowy „Syn” to z
kolei lekcja dojrzałego ojcostwa, opartego na empatii. Oszczędne słowa tulą
dziecko, tworzą jakąś łagodną opiekuńczość. Ale już „Bóg” traktuje nie wiadomo
o czym. Tryptyk z tytułu zamyka utwór „Matka”, który ratuje jedynie muzyka i
śpiew wspomnianego wcześniej duetu, bo słowa jakoś bezdźwięczą.
Zdziwi się ten, kto po nazwie krążka uzna, że
jest on w całości poświęcony sprawom fundamentalnym. Pozostałe utwory (z
wyjątkiem „Ile jeszcze życia” autorstwa Pana Wojciecha) mieszczą się bowiem w lżejszej
konwencji. Inne teksty FISZa przywodzą mi na myśl kino drogi. Bardzo dobry „Człowiek
ćma” mógłby śmiało posłużyć za filmowe tło. Jednakże „Pocisk” i „Kometa” są
ledwie poprawne. Co do piosenek napisanych przez Wojciecha Waglewskiego to –
nic dodać nic ująć. Teksty, jak zwykle z górnej półki, współgrają doskonale z
bluesowym brzmieniem. Reasumując: polecam, mimo mankamentów.
Wykonawca: Adam Strug, Stanisław
Soyka
Leśmian to nie
moja bajka. Za ładny, przepastne metafory, za dużo maniery,
rozkochania w pięknie. Bliżej mi do stylistycznej brzydoty Grochowiaka, do
minimalizmu Herberta, a w erotykach do dosadności Wojaczka (jeśli już na
gruncie polskim pozostać). Pan Strug, związany z muzyką dawną, to już bardziej, bo ja muzykę dawną kocham.
Jazzman Soyka – jak najbardziej. No to jak razem wzięli na warsztat Leśmiana
to z ciekawością sięgnąłem, choć ostrożnie. Lecz nie muzyka gra tu pierwsze
skrzypce, a słowo.
U Leśmiana obok tragizmu i pesymizmu jest
także twórczość promienna. Ale artyści wybrali wiersze, z których jest bardziej
znany, pełne egzystencjalnego niepokoju, żalu, bolącej miłości: „Z dziennika
I”, „Klęska”, „Mrok na schodach”, „Niewiara”, „Tam na rzece”, „Po co tyle świec
nade mną”, „Róża”. Tę nutę żalu przełamuje kilka erotyków: „Nocą umówioną” „Po ciemku” „Z dziennika II”. Szczególnie w
tym ostatnim utworze, gdzie wokalizy Struga brzmią trochę jak
melancholijny, ale pogodny śpiew
Grechuty. Mimo tego cała płyta utrzymana jest w nastroju głębokiego, dojmującego
smutku. Rzewne, skomlące jak Staffowy „Deszcz jesienny” są aranżacje Soyki.
Fortepianowi wtóruje pełen niepokoju i zadumy głos Adama Struga. Wszystko to
brzmi jak łamanie świeżych gałęzi, jak rozdzieranie ran. Owszem kompozycje są
zróżnicowane, niekiedy kunsztowne, chciałoby się jednak żeby emocjonalnie
muzyka ta była bardziej różnorodna. Może wtedy pod powierzchnią słów można by
dokopać się większej palety uczuć ukrytych być może w wierszach Leśmiana.
Przecież choćby liryk „W słońcu” daje taką możliwość. Jest jednak jakaś głębia
w tej muzyce: nie ma ucieczki od ciemnej strony losu, od cierpienia, od
śmierci; Leśmian o tym opowiada, Strug i Soyka przypominają. Ukojenie przynoszą krótkie zbliżenia,
migoczące spotkania dwóch ciał.
Dobre, ale lepiej nie słuchać
za dużo. Grozi chroniczną depresją nawet fanom Leśmiana.
Wszystkie płyty dostępne na stronie empik.com
Autor: Alen Sierżęga
Wszystkie płyty dostępne na stronie empik.com
Autor: Alen Sierżęga
Na pewno sięgnę po płytę MATKA, SYN, BÓG. Uwielbiam Waglewskiego, więc to dla mnie pozycja obowiązkowa:)
OdpowiedzUsuńMuzyka Waglewskich jest na pewno zauważalna, inna - wali mnie po ryju - dosłownie, jak dla mnie jest zbyt mocna, depresyjna, dołująca. Słucham radiowej trójki, więc tam leci ona dość często, szczególnie jak wstaje do pracy lub zasypiam po ciężkim dniu. Uwierz mi, że nie wpływają utwory Wagli na mnie zbyt dobrze.
OdpowiedzUsuńNa Jack Strong byłam w kinie i właśnie to ścieżka dźwiękowa sprawiła, że film odebrałam bardzo mocno - pozytywnie mocno.
Kocham muzykę filmową i muszę przyznać, że ta do Jacka Stronga jest naprawdę niezła :) Pozostałe płyty to raczej niekoniecznie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się film Jack Strong a muzyka aż tak nie, choć faktem jest, że była nieźle dopasowana do fabuły filmu.
OdpowiedzUsuńkocham muzykę filmową <3
OdpowiedzUsuńhttp://bookicons.blogspot.com zapraszam do mnie :)
Dla mnie Leśmian to przede wszystkim Klechdy sezamowe i Przygody Sindbada Żeglarza:D
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko książkami żyje człowiek :) Dzięki za inspirujący do przesłuchania wpis
OdpowiedzUsuńSuper blog :)
OdpowiedzUsuńPolecam Ślicznie tu jest ;)
Zapraszam na swojego bloga:
http://mojswiattoksiaska.blogspot.com/