niedziela, 18 maja 2014

Jeannette Kalyta "Położna. 3550 cudów narodzin"


Pewnie większość z Was kojarzy głos Jeannette Kalyty, z dość często emitowanej reklamy radiowej żelu do higieny intymnej. Reklamodawca zdecydowanie przesadził z częstotliwością, przez co cała Polska już po krótkim czasie miała dość, a słysząc "Nazywam się Żanet Kalyta, jestem położną..." przełączała radioodbiornik na inną falę. Mało kto zainteresował się tym, czy Jeannette rzeczywiście jest położną i jakie są jej osiągnięcia.

Położna w swojej autobiograficznej opowieści zaczyna od momentu, kiedy sama rodziła, a przypadło to w trudnych dla matek latach 80-tych. Kobiety traktowano wtedy przedmiotowo i obcesowo, nie pozwalano na pierwszy kontakt z dzieckiem, brakowało intymności w całym akcie przyjścia na świat nowego życia. Wtedy też autorka powzięła postanowienie. Obiecała sobie, że nigdy nie będzie bezduszną położną, trybikiem w wielkiej fabryce rodzenia. Już na stażu, gdy odbierała swój pierwszy poród, zaraz po pojawieniu się dziecka położyła je matce na brzuchu, umożliwiając tym samym kontakt rodzącej z potomkiem. Spotkało się to z wielką dezaprobatą ordynatora, który ostentacyjnie opuścił salę, jednak było też początkiem zmian jakie miały zajść w polskim położnictwie.

Poród napawa przerażeniem każdą przyszłą matkę. Zwłaszcza, kiedy wcześniej wysłuchują opowieści swoich mam o tym, jak to się kiedyś rodziło, jak to wszystko wygląda itd. Wiele się zmieniło przez lata na lepsze, jednak nadal strach przed pozostaje. Jeannette w swojej książce trochę odczarowuje akt wydania na świat dziecka. Nie minimalizuje bólu jaki matkę spotka, jednak oswaja z jego istnieniem, daje wskazówki jak godnie i świadomie przejść, te bądź co bądź, trudne momenty. Położna podaje wiele przykładów porodów, które odbierała, poświęca dużo uwagi zarówno pacjentkom, jak i ich partnerom. Jej oczy skierowane są przede wszystkim na człowieka, więc pewnie dlatego stała się tak popularna również wśród gwiazd.

Kalyta udowodniła, że mając własną wizję i dążąc uparcie do jej realizacji, można skruszyć nawet najtwardsze mury. Jest prekursorką zmian w położnictwie, a ta publikacja świetnie owe zmiany przybliża. Widzimy jak na przestrzeni lat zmieniały się szpitale i zmieniają się przede wszystkim ludzie. I chociaż dalej można trafić na relikty starego systemu, to różnica w stosunku do tego co było jest przeogromna. A część tych zmian to zasługa właśnie autorki. Zmusza młode matki, które szturmem zamawiają cesarskie cięcia (praktyka, o której usłyszałam od znajomej pracującej w szpitalu), do zastanowienia nad tym, jak ważny dla dziecka i kobiety jest poród i odwodzi od pochopnego podejmowania decyzji o tym jak ma przebiegać.

"Położna. 3550 cudów narodzin" to lektura, która wciąga od pierwszej strony, bawi, wzrusza, daje do myślenia. Nie jest to poradnik, jednak polecam wszystkim, którzy niebawem będą witać na świecie dziecko, jak i tym, którzy dopiero to planują. 

9 komentarzy:

  1. Mogę się podpisać pod Twoją recenzją, wyłączywszy fragment o przesycie reklamy, nie słucham radia, więc nawet tego nie kojarzyłam. Mało tego gdy dostałam książkę do ręki nie kojarzyłam wcale kobity.

    Ale książka jest mocna i łezkę się uroni i gęsiej skórki dostanie. Ciekawa pozycja

    OdpowiedzUsuń
  2. He he... kiedy te reklamy, o których piszesz na początku, były emitowane w radiostacjach zawsze słyszałam "nazywam się żanetka lyta" i myślałam co za brak profesjonalizmu - mówić o sobie Żanetka ;)
    A książka z pewnością ciekawa. Zwłaszcza, że często rzeczywistość jest lepsza od tego co opowiadają młode mamy (zwłaszcza na forach internetowych), które mają za cel przestraszyć wszystkie przyszłe rodzące lub opowiedzieć najbardziej przerażającą i krwistą historię. W wielu szpitalach pewnie nadal jest źle, ale w wielu też rodzące mają zapewnione naprawdę dobre warunki, i gdzie położne są świetnymi babkami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę więc się za nią rozpatrzyć :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ją w planie do przeczytania już od jakiegoś czasu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka jest na mojej liście na LC już od jakiegoś czasu. Mam nadzieję, że niedługo wpadnie w moje ręce:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Reklamy nie znam,ale książka jest wspaniała, piękna, wzruszająca. Jest mi bardzo bliska zwłaszcza że sama studiuje położnictwo. Mogę podpisac się pod Twoją opinia obiema rękami i nogami i jeszcze nosem. Książkę polecam wszystkim bez wyjątku i każdemu z osobna :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam ją jakiś czas po moim porodzie (też ją recenzowałam u siebie). Ja miałam cesarkę ze wskazania, ale prawda jest taka, że bałam sie naturalnego porodu, zwłaszcza że koleżanki nie chciały za dużo mowić o swoich (a widząc kobiete w szpitalu po ciężkim porodzie jeszcze mnie to bardziej zniechęciło). Jednak do czego zmierzam, a mianowicie do tego, że ta ksiażka mnie trochę przekonała do takiego porodu i pokazała go od innej strony, choć niekiedy nie rozumiałam kobiet, które bez względu na ryzyko chciały rodzić naturalnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam wywiad z Kalytą (a może nie wywiad? jakiś tekst w gazecie) o tej książce i wzruszyłam się już przy tym, strach pomyśleć, co by było podczas czytania książki. Może dlatego, ze sama ma swój poród jeszcze "na świeżo", bo ledwo rok temu się odbył. Na szczęście obyło się bez traum. A podejście autorki w kwestii porodów naturalnych jest mi bardzo bliskie. Oczywiście bałam się porodu, ale jeszcze bardziej bałam się ewentualnej cesarki, zupełnie nie wiem, jak można ją woleć, jeśli nie ma konieczności medycznej. Inna sprawa, że gdyby było więcej takich położnych jak Kalyta, to pewnie i cesarek na życzenie byłoby mniej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oto książka, która zmieniła moje życie! http://wizjezaglady.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Baner