sobota, 28 lipca 2012

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Ucieczka znad rozlewiska"

Był czas, kiedy zdecydowanie odwróciłam się od tzw. literatury kobiecej, sięgając po ambitniejsze pozycje. Jednak przyszedł taki moment, kiedy mój wymęczony umysł nie jest w stanie przyjmować np. literatury faktu, ponieważ najzwyczajniej w świecie pragnie dobrej rozrywki. Przeprosiłam się więc ładnie z babskimi czytadłami i cieszę się lekturami, które może nie są najwyższych lotów, ale za to przynoszą niezwykle mi potrzebne odprężenie.
"Ucieczkę znad rozlewiska" prawdopodobnie jakiś czas temu skreśliłabym już za sam tytuł, ponieważ rozlewisko bynajmniej nie kojarzy mi się dobrze. Teraz jednak, zachęcona recenzją Kingi i złakniona takiej lektury sięgnęłam i po prostu przepadłam. Już dawno tak dobrze nie bawiłam się przy lekturze, a wszystko za sprawą Franciszki Melzer.

Mieszkankę Kazimierza Dolnego poznajemy na tydzień przed jej wielkim życiowym wydarzeniem - ślubem z Kubą, miejscowym chłopakiem bez pamięci w niej zakochanym. Jednak im bliżej do wielkiego dnia, tym więcej wątpliwości nachodzi Frankę, a ich kulminacja następuje tuż przed samym ołtarzem. Dziewczyna ucieka, zostawiając w kościele zdumionych rodziców, gości i przede wszystkim przyszłego męża. To wydarzenie powoduje przełom w nudnym i przewidywalnym życiu bohaterki. Ucieczka do stolicy przynosi Franciszce spełnienie w wielu dziedzinach życia, jednak czy we wszystkich...?

Chętnie zdradziłabym więcej przygód Franki, jednak nie chcę przez przypadek zdradzić za dużo fabuły i zepsuć lektury potencjalnym czytelniczkom. A że sięgnąć warto, to pewne. Z Katarzyną Zyskowską-Ignaciak spotykam się po raz pierwszy i na pewno nie ostatni. Zachwyca mnie lekkość z jaką stworzyła historię ucieczki znad rozlewiska. Stworzyła bohaterkę, w której chyba każda z nas mogłaby znaleźć coś z siebie. Naturalna dziewczyna, pełna wątpliwości, czy jej życie toczy się właściwym torem, czy też coś gdzieś umyka niezauważalnie i jest już nie do odzyskania. Franka podejmuje trudną decyzję, która rani wiele osób, ale pozwala jej kierować własnym życiem po swojemu, a nie zgodnie z ustalonymi konwenansami. I chociaż wydawać by się mogło, że książka rzecze o miłości, nic bardziej mylnego. "Ucieczka znad rozlewiska" to kawałek dobrej literatury obyczajowej, która z pewnością przypadnie do gustu niejednej kobiecie, a szczególnie miłośniczkom gotowania. Tak, tak, bo o gotowaniu i zdrowym odżywianiu o dziwo też w tej książce trochę przeczytacie. Katarzyna Zyskowska-Ignaciek, trafiła całą pisarską mocą w mój gust, poprawiła mi humor i podobnie jak wczoraj Katarzyna Michalak, pozwoliła się oderwać od smutnej rzeczywistości.

Polecam więc gorąco!

9 komentarzy:

  1. A mi się Rozlewisko dobrze kojarzy, i chociaż ta książka to nie Kalicińska to i tak mam na nią wielką ochotę !

    OdpowiedzUsuń
  2. Sporo tych rozlewisk i innych pensjonatów w polskiej literaturze kobiecej, ale w tym przypadku to nie powrót, ani wyjazd tylko ucieczka znad rozlewiska ;) Tego jeszcze nie było, a książka z tego co czytam nadaje się w sam raz na letnie wieczory :)

    OdpowiedzUsuń
  3. naczytałam się już tylu pozytywnych opinii na jej temat, że mam coraz większą ochotę na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście, miło się zapowiada. Dobrze, że są takie lekkie książki. Nie tylko na lato ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak... No i znowu zgadzam się z Twoją opinią! Ta autorka umożliwia czytelnikowi pełen relaks, sporą dawkę humoru, a w wolnej chwili i zasugeruje jakąś przydatną myśl.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze czasem przeczytać coś babskiego, choć ostatnio mam zapotrzebowanie na inne lektury.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od czasu do czasu dobrze jest przeczytać coś z lit. kobiecej. Przeczytam w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam raczej mieszane uczucia względem tej książki, ale pewnie i tak w końcu kiedyś tam po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mi się ta książka podobała. I to właśnie dzięki Frani, której niektóre teksty do dziś wywołują wybuch śmiechu ;)

    OdpowiedzUsuń

Baner