czwartek, 22 marca 2012

Norman Lebrecht "Pieśń imion"

Martin Simmonds, w momencie kiedy go poznajemy, ma sześćdziesiąt lat i jest właścicielem firmy zajmującej się drukiem i sprzedażą nut. Jego życie rodzinne jest ustabilizowane, nie brakuje mu pieniędzy, czuje jednak wielką pustkę. Pojawiła się ona w momencie tajemniczego zniknięcia przyjaciela z dzieciństwa. Dawidl, niezwykle uzdolniony skrzypek, trafił pod skrzydła ojca Martina w przededniu II Wojny Światowej. Chłopak, na prośbę ojca, który musiał pilnie wracać do Warszawy do chorej żony i dzieci, zostaje u rodziny Simmondsów, gdzie ma się dalej kształcić. Żydowska rodzina Dawidla Rapoporta w Warszawie czasów wojny nie miała większych szans na przetrwanie. Niemal wszyscy zostają zabici w obozach koncentracyjnych, a chłopak zostaje sam na świecie. Ma jednak wielkie i bezgraniczne oddanie Martina, rówieśnika z którym spędza większość czasu. Chłopcy żyją w niezwykłej symbiozie, jakby jeden bez drugiego nie mógł istnieć. Ta braterska, pozbawiona jakiegokolwiek seksualnego zabarwienia, więź zostaje przerwana w dniu wielkiego debiutu genialnego skrzypka. Dawidl znika bez śladu, a policyjne śledztwo nie jest w stanie ustalić co też się z nim stało…
"Najbardziej na świecie bałem się stracić Dawidla. W jego towarzystwie byłem pewny siebie, zdolny, atrakcyjny, wygadany. Bez niego znowu stawałem się grubą niedojdą z wadą wymowy. On był rabinem, a ja Golemem, on Klarą, a ja Schumannem, był włącznikiem mojego radia." (str. 131)
„Pieśń imion” to debiut literacki Normana Lebrechta, brytyjskiego dziennikarza muzycznego, który na szczęście postanowił zacząć pisać. Warsztat i język powieści zdradzają jego wielkie zdolności. Z wielką przyjemnością pochłaniało się kolejne zdania książki. Trochę inaczej odebrałam treść… Wspomnienia z dzieciństwa czytałam z wypiekami na twarzy, z kolei warstwa współczesna drażniła mnie i była jakby niespójna z resztą treści. Martin, nieśmiałe dziecko, wiecznie na końcu szeregu, jako sześćdziesięciolatek bryluje na salonach, romansuje z dużo młodszymi kobietami, często jego myśli są wręcz wulgarne i nie pasują do całokształtu osobowości tego bohatera. Również jego motywacje często są dla mnie niezrozumiałe. Mimo iż z uwagą czytałam każdą stronę, nie znajdowałam odpowiedzi na dręczące mnie pytanie "Co chcesz osiągnąć Martinie?".

W powieści brak punktu kulminacyjnego. W napięciu czekamy na „bombę”, czyli powód zniknięcia Dawidla, a dostajemy co najwyżej niewypał. Wytłumaczenie tej historii jest jak dla mnie zbyt proste.

Jest jeszcze kwestia muzyki… Lebrecht posiada ogromną wiedzę, co widać niemal na każdej stronie. Nazwiska mniej lub bardziej znanych kompozytorów, czy wykonawców pojawiają się co rusz. Tyle że to tylko nazwy. Brakuje tego niesamowitego klimatu jaki towarzyszy muzyce klasycznej, a który odnalazłam np. w powieści Andromedy Romano-Lax „Hiszpański smyczek”. Tam muzykę było niemal „słychać”, w „Pieśni imion” przebrzmiewa co najwyżej jakiś daleki pogłos.

Niemniej, mimo uwag wymienianych powyżej, autor stworzył świetną powieść, szczególnie w części opisującej dzieciństwo chłopców. Przybliżył nam również środowiska żydowskie żyjące w Anglii, zarówno te które odchodzą od tradycji, jak i bardzo ortodoksyjne. Warto więc sięgnąć, bo powieść z pewnością wartościowa i godna uwagi.

8 komentarzy:

  1. O widzisz! Jak tylko zobaczyłam ten tytuł w sklepie internetowym od razu pomyślałam, że warto przeczytać a teraz po Twojej recenzji chyba jednak po nią nie sięgnę, pomimo, że piszesz, że koniec końców jest to książka dobra... Wiem, że ta niespójność o której wspominałaś i brak dobitnego zakończenia również mnie by drażniły...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że treść tej książki mnie zaciekawiła, chociaż nie należy ona do grona tych, które chciałabym przeczytać natychmiast. Wezmę ją jednak pod uwagę, gdy znajdę choć odrobinę wolnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem do końca przekonany, czy jest to książka dla mnie. Chyba powinienem poczekac na inne recenzje. Aczkolwiek brzmi zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba podobnie odebrałyśmy tę książkę ;). Ciekawa jestem filmu, który powstanie na jej podstawie :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka raczej nie dla mnie, nie lubię jeżeli autor ma dużą wiedzę na jakiś temat ( w tym wypadku chodzi o muzykę), a nie potrafi jej ciekawie przekazać. Same nazwiska nie wystarczą. Słabe wyjaśnienie zagadki zniknięcia również mnie odstrasza. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, dobra, treść treścią, ale te OKŁADKA! Nie kupowałam nigdy książek dla okładek, ale gdybym to robiła, to bym ją eksponowała wszędzie gdzie się da. Jest MAGICZNA!

    OdpowiedzUsuń
  7. Poczytałaby o angielskich żydach, ale skoro oprócz ciekawej tematyki książka niewiele sobą prezentuje... Chyba jednak nie

    OdpowiedzUsuń

Baner