„Na świecie nie ma chyba drugiego takiego kraju. Tylko tutaj panuje niesłychana, duszna atmosfera nieufności, niejasności i niedopowiedzeń. Nigdzie nie jesteś pewien z kim naprawdę rozmawiasz. Każdego mimowolnie podejrzewasz, że może być agentem tajnej milicji Asajisz. Albo irańskim szpiegiem. Albo tureckim. Albo irackim. Albo pracuje dla kilku wywiadów naraz? Tutaj naprawdę wszystko jest możliwe. Jednocześnie wyczuwasz, że wszyscy snują podobne domysły na twój temat” (str. 222)
Przygoda Zawadzkiego z Irakiem zaczyna się w momencie, kiedy Bagdad jest jeszcze tętniącą życiem i hałaśliwą metropolią, która jeszcze nie spodziewa się jak potoczą się jej losy. Autor, pierwszy raz widzi na oczy kałasznikowa, co jest biorąc pod uwagę miejsce w jakie trafił wręcz zabawne. Jeszcze niczym dziecko we mgle, ale z pomocą niezawodnego tłumacza Dżamala, powoli zapoznaje się z miejscem do którego będzie jeszcze nie raz wracać.
Już pierwsze dziennikarskie doświadczenie, jakie przeprowadza reporter bawi i przeraża jednocześnie. Otóż postanawia on sprawdzić jak łatwo można dostać broń, rozkradzioną wcześniej z baz wojskowych i zakupuje… rakietę ziemia-powietrze. Oczywiście jako niedoświadczony i nieobyty z bronią zostaje oszukany i zamiast rakiety otrzymuje przeciwczołgowy Milan.
Zawadzki w przeciwieństwie do swoich wielu zachodnich kolegów, z wielkimi budżetami nie siedział w hotelu i nie przetwarzał informacji dostarczonych przez ludzi opłaconych w tym celu. Poruszał się wśród zwykłych Irakijczyków, spotykał z ludźmi, którzy mieli wpływ na losy Iraku, rozmawiał z wieloma amerykańskimi żołnierzami, przedostał się nawet w góry do partyzantów w poszukiwaniu romantycznych bojowniczek o wolność. Początkowo uprawia dziennikarstwo jedynie z pomocą tłumacza, z czasem stawia na embedded journalism, czyli w kasku i kamizelce kuloodpornej przemieszcza się wraz z żołnierzami.
Co ciekawe, nie zdawałam sobie wcześniej sprawy z tego, jak bardzo różnią się działania Amerykanów i Brytyjczyków w Iraku, co świetnie widać na przykładzie Bagdadu i Basry. Pozostałością po czasach Winstona Churchilla jest oszczędność. Brytyjczycy nie wychodzą poza teren szczelnie zamkniętej bazy i nie sposób się też dostać do środka, nawet jeżeli jest się dziennikarzem z Polski w potrzebie. To samo tyczy się konsulatu i innych instytucji. Żołnierze są, ale ich nie widać, a na ulicach panuje Armia Mahdiego. Zupełnie inaczej niż w Bagdadzie, gdzie Amerykanie poświęcają masę energii i sił, chociaż z reguły nieskutecznie.
„Nagle zatęskniłem za Bagdadem. Wprawdzie tam codziennie wybuchały bomby a sunnici porywali i obcinali głowy, ale przynajmniej można było liczyć na Amerykanów. Ich naprawdę obchodziło, co dzieje się poza bazami.” (str. 134)
„Nowy wspaniały Irak” w żaden sposób nie gloryfikuje poczynań Amerykanów, wręcz przeciwnie, dziennikarz sceptycznie i z pewną dozą ironii udowadnia jak często niepraktyczne i nieskuteczne są działania armii, która na siłę próbuje wprowadzić demokrację „po swojemu”.
”Demokracja, która z reguły sprawdza się w Europie i Ameryce w Iraku doprowadziła do wojny domowej.” (str. 83)
Książka z pewnością przybliży każdemu Irak, relacje między Szyitami i Sunnitami. Wytłumaczy skąd wzięła się wielka miłość irackich Kurdów do Amerykanów. Dostarczy nam też wielu różnych emocji takich jak strach czy żal, ale również miejscami rozbawi. Tylko będzie to śmiech, który szybko przygasa, przyćmiony ogromem zniszczeń i ilością zabitych ludzi. Myślę, że warto zapoznać się ze świetną pozycją Mariusza Zawadzkiego, który Irak poznał od podszewki i właśnie od tej podszewki próbuje nam go pokazać. I chociaż czasami jego poczynania wydawały mi się wręcza samobójczymi misjami, jestem pełna podziwu dla sprytu i pomysłowości jakimi się wykazywał, na terenie bądź co bądź na początku mu nieznanym, a z pewnością bardzo niebezpiecznym, szczególnie dla obcokrajowców, których porwania były na porządku dziennym
„Nowy wspaniały Irak” mimo trudnej tematyki czyta się jak najlepszą powieść, tylko tutaj historię pisało życie. A historia ta pełna jest śmierci i codzienności wypełnionej strachem potęgowanym przez odgłosy wystrzałów i wybuchów.
Jest to jeden z lepszych reportaży jakie ostatnimi czasy czytałam, polecam więc gorąco!
z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko tego typu literaturze, byle język był w miarę przystępny
OdpowiedzUsuń