sobota, 30 kwietnia 2011

Richard Paul Evans "Szukając Noel"

Do Evansa mam słabość odkąd trafiłam na jego "Słonecznik". Od tamtej pory, staram się co jakiś czas przeczytać jakąś książkę tego autora. Tym razem padło na "Szukając Noel"

Evans pisze w taki sposób, że jakiejkolwiek historii by nie opisał, na pewno byłaby wzruszająca i można by przy niej kilka łez uronić.

Tym razem spotykamy Marka, któremu życie nie układa się w ogóle. Stracił stypendium na uczelni, umarła mu matka, ma marna pracę jako woźny w szkole, jest w głębokim konflikcie z ojcem, te wszystkie czynniki powodują, że ma ochotę ze sobą skończyć. Kiedy jest już na totalnym dnie i podejmuje decyzje o samobójstwie, spotyka swojego "anioła".

"Mama opowiadała mi, że anioły czasem przebierają się za ludzi i schodzą na ziemię..."
Macy to dziewczyna z bardzo smutną przeszłością... w dzieciństwie oddana do adopcji i rozdzielona z siostrą Noel głęboko cierpi przez całe życie. Potrafi jednak wyciągnąć pomocną dłoń do potrzebującego człowieka. Kiedy więc na jej drodze staje potrzebujący Mark, bez wahania spieszy mu z pomocą.

"Zastanawiam się często, jak to się dzieje, że podczas gdy ciężkie doświadczenia jednych ludzi hartują, innych pozostawiają złamanych i zgorzkniałych. Znalazłem kiedyś w jakiejś książce celne porównanie: ten sam podmuch jeden płomień gasi, a drugi wzmacnia. Nadal nie wiem jakim ja jestem płomieniem"
To spotkanie zmienia życie obojga, a Macy postanawia, że nadszedł czas, aby odnaleźć siostrę.

Mam wrażenie, że czegokolwiek nie napisałby Richard Paul Evans, zawsze będzie to na mnie oddziaływać tak samo. Dlatego lekturę zaczynam z paczką chusteczek, bo wiem, że bez nich się nie obejdzie.
To już moja trzecia książka i trzecia, której akcja dzieje się w czasie świąt. Autor upodobał sobie pisanie o nich i robi to niezwykle klimatycznie. Jego święta są zawsze pełne miłości i ciepła i aż zazdroszczę bohaterom.

Mimo iż historia jest dość naiwna, nie jest przelukrowana. Nie brakuje w niej momentów smutnych... nie jest tak, że wszystkie wątki kończą się dobrze i mamy wrażenie że bohaterowie mają życie usłane różami. Popełniają błędy i wyciągają z nich wnioski. Nie zmieni to jednak faktu, że jest to po prostu taka dobra bajka dla dorosłych. Dlatego jeżeli macie ochotę się odprężyć, zróbcie sobie kubek gorącej herbatki, albo kawy i sięgnijcie po "Szukając Noel"

"Ale jak to mówią: miłość jest ślepa, a czasem bywa na dodatek niemądra"

8 komentarzy:

  1. Czy ta historia jest naiwna? Pozwól że nie zgodzę się do końca, może jest trochę naciągana,ale jaka nie jest? Ja cieszę się że jestem w posiadaniu tej książki. Jest na honorowym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna pozytywna recenzja:). Muszę tę książkę przeczytać. Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i powiem Ci, że o wiele lepsze wrażenie zrobiły na mnie "Stokrotki w śniegu". Choć tak naprawdę Evansowi ogólnie nie można niczego zarzucić. Tak jak piszesz- wie kiedy przestać, żeby nie przesłodzić;)

    OdpowiedzUsuń
  4. to ja poproszę kawę, albo nie już późno - zieloną herbatę ale koniecznie w takiej sercowej filiżance.
    Lubię bajki, mogłaby mi się spodobać? Ale myślę, że byłaby idealna do poczytania w czasie świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi ciekawie, na pewno kiedyś się skuszę i przy odpowiednim nastroju przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze nic nie czytałam tego autora, ale ta książka już dawno rzuciał mi się w oczy, kiedy była reklamowana w Zwierciadle. Twoja recenzja tym bardziej mnie zachęciła do przeczytania. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja jeszcze Evansa nie czytałam, pewnie kiedyś to nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń

Baner