Już za niecały miesiąc czeka nas pierwsza rocznica smoleńskiej tragedii. Przez niemal cały rok byliśmy świadkami medialnej nagonki, politycznej walki i gdzieś w tym wszystkim zaniknęło to co najważniejsze... żałoba i smutek. Bo mimo wszystkiego co zostało napisane, nie ma wątpliwości, że dla 96 rodzin runął codzienny świat i wszystko uległo zmianie.
Jerzy Andrzejczak w swojej książce "96 końców świata" starał się przedstawić w obiektywny i pozbawiany politycznej otoczki sposób, jak rodziny radziły sobie z bólem i poczuciem straty. Opisuje jak wyglądały ostatnie chwile przed lotem i dni rozpaczy po katastrofie.
Każdą z rodzin informacja o tragedii zastała w innej sytuacji i każda inaczej reagowała.
Wiele osób wspomina ostatnie chwile, dni przed wylotem do Smoleńska, wiele żałuje że nie pożegnało się inaczej, niestety nie będzie to im już dane.
W momencie katastrofy Tu-154 zmieniło się życie wielu osób. Teraz dzielą Oni czas na ten sprzed i po wypadku. Najtrudniejsza była identyfikacja ciał, nie wszyscy zdecydowali się na lot do Moskwy. Wiele osób pozostało w kraju w oczekiwaniu na ciało bliskiej osoby, przekazując tylko próbki do badań DNA. Kiedy opadły już emocje wśród wielu osób pojawiły się wątpliwości co do tego, czy pochowana osoba jest rzeczywiście mężem, żoną, dzieckiem... Jest też gro osób, które o ewentualnej ekshumacji słyszeć nie chcą. Niektóre rodziny traumę pogrzebu musiały przeżywać kilka razy, kiedy po jednym, okazywał się, że zostały odnalezione kolejne szczątki, które znowu trzeba pochować.
W książce znajdziemy też rozmowy które odbyły się już po kilku miesiącach od katastrofy. O tym jak każda z osób stara się wrócić do normalnego życia. Z inicjatywy Ewy Komorowskiej, pod patronatem Pani prezydentowej Anny Komorowskiej i przy jej udziale, odbyła się "pielgrzymka" w której udział wzięły 53 rodziny. Dokładnie po połowie roku dwa samoloty z rodzinami wylądowały na smoleńskiej ziemi.
Cała książka to wzruszający zapis wspomnień i przeżyć rodzin ofiar. Jak wiadomo o zmarłych nie mówi się źle, dlatego obraz poszczególnych osób jest wręcz laurkowy. W końcu kto powie, źle o najbliższej osobie, nawet jeśli nie zawsze było idealnie. Ja jako czytelnik nie mam pretensji o ten brak obiektywizmu bliskich.
Autor nie uniknął jednak historii o charakterze spekulacyjnym. Bo zakładanie, co też mogło się znajdować w pamiętniku Pani Marii Kaczyńskiej taką właśnie spekulacją dla mnie jest i nie powinno się znaleźć w tej książce. Podsyca jedynie zainteresowanie tymiż zapiskami.
Polecam lekturę tej książki. Nie ma tam wzajemnego obwiniania o tragedię, prawie nie czuć politycznych powiązań. Za to można wczuć się w ogrom tragedii, jaka spotkała wiele osób, zupełnie nieprzygotowanych na rozmiar cierpienia. Bo każda z tych osób oprócz osobistej rozpaczy, musiała sobie radzić z tragedią narodową i ludzką ciekawością.
Jerzy Andrzejczak w swojej książce "96 końców świata" starał się przedstawić w obiektywny i pozbawiany politycznej otoczki sposób, jak rodziny radziły sobie z bólem i poczuciem straty. Opisuje jak wyglądały ostatnie chwile przed lotem i dni rozpaczy po katastrofie.
Każdą z rodzin informacja o tragedii zastała w innej sytuacji i każda inaczej reagowała.
"Umyłam naczynia, mimo że w domu jest zmywarka, cztery razy załadowałam brudne rzeczy do pralki, a potem zaczęłam myć okna. Przyjaciele ściągnęli mnie z parapetu, bojąc się, że wypadnę" (Marta Murzańska-Potasińska)
Wiele osób wspomina ostatnie chwile, dni przed wylotem do Smoleńska, wiele żałuje że nie pożegnało się inaczej, niestety nie będzie to im już dane.
"Niczego nie przeczuwałam - przysięga każdemu - Widziałam światło w kuchni, odwróciłam się na drugi bok i dalej spałam" (Joanna Racewicz)
W książce znajdziemy też rozmowy które odbyły się już po kilku miesiącach od katastrofy. O tym jak każda z osób stara się wrócić do normalnego życia. Z inicjatywy Ewy Komorowskiej, pod patronatem Pani prezydentowej Anny Komorowskiej i przy jej udziale, odbyła się "pielgrzymka" w której udział wzięły 53 rodziny. Dokładnie po połowie roku dwa samoloty z rodzinami wylądowały na smoleńskiej ziemi.
"Będę po raz pierwszy w życiu na miejscu, gdzie umarł mój mąż. Nie umiem powiedzieć, jak z tego wyjdę. Może to będzie pieczęć na pożegnaniu, a może otworzenie ran? Ale jestem gotowa stawić temu czoła. Jest to forma bycia z nim i pożegnania" (Ewa Komorowska)
Cała książka to wzruszający zapis wspomnień i przeżyć rodzin ofiar. Jak wiadomo o zmarłych nie mówi się źle, dlatego obraz poszczególnych osób jest wręcz laurkowy. W końcu kto powie, źle o najbliższej osobie, nawet jeśli nie zawsze było idealnie. Ja jako czytelnik nie mam pretensji o ten brak obiektywizmu bliskich.
Autor nie uniknął jednak historii o charakterze spekulacyjnym. Bo zakładanie, co też mogło się znajdować w pamiętniku Pani Marii Kaczyńskiej taką właśnie spekulacją dla mnie jest i nie powinno się znaleźć w tej książce. Podsyca jedynie zainteresowanie tymiż zapiskami.
Polecam lekturę tej książki. Nie ma tam wzajemnego obwiniania o tragedię, prawie nie czuć politycznych powiązań. Za to można wczuć się w ogrom tragedii, jaka spotkała wiele osób, zupełnie nieprzygotowanych na rozmiar cierpienia. Bo każda z tych osób oprócz osobistej rozpaczy, musiała sobie radzić z tragedią narodową i ludzką ciekawością.
"Siedzisz przy grobie na trawie, ubrana na czarno, w ciemnych okularach. I nie ma wątpliwości, że jesteś kimś, dla kogo ten człowiek był najważniejszy na świecie. A z tyłu słyszysz "O tu, to chyba Ci z BOR-u. Patrzcie jakie kwiatki mają ładne. A tam to załoga, ci kozacy, co we mgle lądowali!"" (Joanna Racewicz)
"Ich koniec świata rozpoczął się, gdy lewe skrzydło Tu-154M uderzyło w brzozę"
Właśnie chyba o tym większość zapomniała, o żałobie i bólu jakim noszą rodziny...wszystko sprowadza się niestety to walki i polityki :o/
OdpowiedzUsuńKsiązka widać niesamowicie interesująca!!!
To moje subiektywne zdanie: nie widzę potrzeby pisania i czytania takich książek.
OdpowiedzUsuńWygląda na ciekawą, wydaje mi się, że autor ciekawie podszedł do tematu: nie opisywał możliwych przyczyn katastrofy ani przebiegu śledztwa, tylko skupił się na rodzinach ofiar. Może przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBo książkę w nabliższym czasie nie sięgnę.... może kiedyś, za kilka lat.
OdpowiedzUsuńNie mniej pięknie ją zrecenzowałaś :)
Będę musiała nabyć. Sama bardzo to przeżywałam, a przecież nie straciłam żadnej bliskiej osoby w tej tragedii.
OdpowiedzUsuńTwój opis jest bardzo przejmujący, bardzo dobrze to opisałaś...
Śmierć bliskiej osoby jest osobistym końcem świata dla KAŻDEJ osoby na świecie.Szkoda tylko, że rodziny ofiar katastrofy dostały wielkie sumy odszkodowania, a Ci, którzy tracili bliskich w powodzi czy innych tragediach nie dostali nawet złamanej złotówki ...
OdpowiedzUsuńŻałobe narodową przeżywałam równieź podczas powodzi właśnie, bo to też rodacy tylko w większej potrzebie.
Przeczytam na pewno. dzięki za recenzje, nie słyszałam o tej książce.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy ją przeczytam. Mam uprzedzenia co do takich książek.
OdpowiedzUsuńza dużo, za dużo tego. Myślę, ze gdyby przez te wszystkie miesiące tego nie roztrząsano to z chęcią bym książkę przeczytała. Ale aktualnie.. dostaje wysypki jak słyszę o tej tragedii
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy ją przeczytać, mam mieszane uczucia co do wchodzenia w intymne życie innych ludzi. Ale skoro sami chcieli o tym powiedzieć...
OdpowiedzUsuńNapewno jest to altermatywa dla serwisów informacyjnych, które będą nas bombardowały programami wspomnieniowymi.
Będę się zastanawiać :)
książka wydaje się godna polecenia i chciałabym ją przeczytać, ale nie teraz. Zbyt przytłaczające
OdpowiedzUsuńJa także nie słyszłam o tej pozycji ale z przeczytam na pewno.
OdpowiedzUsuńSzanowny Autor pisze:"Ich koniec świata rozpoczął się, gdy lewe skrzydło Tu-154M uderzyło w brzozę"
OdpowiedzUsuńKochany Autorze, ten samolot NIE uderzył w brzozę, nie wolno powtarzać kłamstw gen.Anodiny i pana Millera o "pancernej brzozie". Miały miejsce DWA wybuchy, które zarejestrowały przyrządy samolotu. Gdzie? Pewnie i tego dowiemy się. Zbrodnia mordercom nie ujdzie bezkarnie, o tym Cię zapewniam.
Pozdrawiam