wtorek, 7 sierpnia 2012

W. Bruce Cameron "Misja na czterech łapach"

"Misja na czterech łapach" od pierwszego momentu zauroczyła mnie okładką i proponowaną treścią. Nie rozczarowało mnie to, co otrzymałam. Lektura oprócz ciekawej, niebanalnej historii pozwoliła mi też zupełnie inaczej spojrzeć na czworonożnych przyjaciół .

Nasz bohater, narrator to pies (a czasami nawet suczka), którego poznajemy w momencie, kiedy zyskuje świadomość swego istnienia. Jest szczeniaczkiem, niedawno wydanym na świat przez zdziczałą suczkę. Żyje na wolności wśród rodzeństwa, aż do momentu kiedy trafia na podwórko Seniory, kobiety która przygarnia niezliczoną ilość psów. Jednak we wcieleniu Toby'ego, bo takie imię nadała mu Seniora, nie jest mu dane żyć długo. Krótki żywot okazuje się być dla pieska okresem cierpienia i bólu, który wieńczy uśpienie. Jednak nie na długo znika świadomość Toby'ego. Odradza się ponownie i szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafia w ręce chłopca... Ethana. Jako Bailey ma misję towarzyszenia mu i chronienia i tak też czyni przez całe swoje życie. Mimo, zdawać by się mogło, dobrze wypełnionej misji odradza się jednak po raz kolejny...

Podobno o kotach mówi się, że mają dziewięć żyć, dlaczego więc z psami nie miałoby być podobnie? Autora do napisania "Misji na czterech łapach" natchnęło spotkanie z psem, który bardzo przypominał mu pupila z dzieciństwa. Nasz bohater, podczas każdych kolejnych narodzin ma świadomość swojego wcześniejszego istnienia. Dzięki mądrości nabytej podczas każdego kolejnego życia pomaga ludziom. Potrafi wyczuć emocje, a nawet ból swoich właścicieli, alarmując ich o wszystkich zagrożeniach.
W. Bruce Cameron przybliżył nam psie życie, tworząc historię opowiedzianą przez czworonoga. Ludzie stanowią tło dla przeżyć narratora, który przytacza ich wypowiedzi tak naprawdę wyłapując i rozumiejąc tylko najważniejsze słowa "klucze", które często interpretuje po swojemu, powodując że nie sposób się nie uśmiechnąć. W końcu też spróbowałam sobie wyobrazić, co też moja sunia myśli o wizytach na zimnym metalowym stole (czyli u weterynarza), czy też o kocie mojej mamy :)

Cudowna, niebanalna historia, która pozwala nam lepiej poznać naszych czworonożnych towarzyszy życia. Wywołała u mnie zarówno śmiech jak i łzy wzruszenia i myślę że przypadnie do gustu każdemu, kto kiedyś miał ukochanego pupila i go stracił. Naprawdę gorąco polecam, nie tylko miłośnikom zwierząt!

Polecam również wywiad z autorem (KLIK)

9 komentarzy:

  1. Och! Uwielbiam psy i tego typu historie zawsze do mnie trafiają. Koniecznie muszę przeczytać! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę zamówiłam do recenzji :) Już n ie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi naprawdę super :-) Bardzo lubię psy, wcześniej miałam czworonożnego przyjaciela który przeżył ze mną 17 lat. Marzę o tym, żeby jeszcze sobie kiedyś psa sprawić, na razie niestety na to możliwości nie mam.

    OdpowiedzUsuń
  4. polowałam na tę książkę w rozdaniu tygodniowym nakanapie.pl, ale nie udało się ;]
    jednak książkę mam na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam zwierzęta, książka wpadła mi w oko już dawno, ale jakoś miałam okazji jej przeczytać.
    Mam nadzieję, że niedługo po nią sięgnę :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    tulipanowo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. A czy kocia wersja jest dostępna? ;)
    A z tymi dziewięcioma życiami kota to jest tak: trzy do zabawy, trzy dla łazikowania, trzy dla mieszkania.
    Ja słyszałam też wersję z siedmioma

    Ale nie ma co, będę mieć ów tytuł na uwadze:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam o tej książce wcześniej, ale zaciekawiła mnie :) Mam psy i kota, więc tym bardziej chętnie pofantazjuje na temat tego, co im w głowach siedzi :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo że jestem kociarą, z chęcią bym sięgnęła po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Okładka cudowna, od razu pragnie się otworzyć książkę i czytać. Lubię historie o naszych domowych pupilach. Do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń

Baner