Książką zainteresowałam się, kiedy oglądając pewnego poranka Dzień Dobry TVN usłyszałam o handlu dziećmi, jaki miał miejsce w Hiszpanii przez dziesiątki lat. Szacuje się liczbę sprzedanych niemowląt nawet na 300 000! W czasie programu można było zobaczyć wywiad z Clarą Sanchez, który przeprowadziła Anna Senkara (dla zainteresowanych - KLIK). Wprost nie do uwierzenia dla mnie było to, że taki proceder ciągnięto latami, a uczestniczyli w nim lekarze, siostry zakonne, pośrednicy. Za równowartość mniej więcej samochodu, można było kupić dziecko. Nikt nie zważał przy tym na cierpienie prawdziwej matki, którą informowano o śmierci noworodka tuż po porodzie. Wszystko skończyło się na początku XXI wieku, więc stosunkowo niedawno, a śledztwa w tej sprawie trwają do dziś...
Wstrząsnęła mną ta historia. Do tej pory żaden materiał telewizji śniadaniowej nie zainteresował mnie tak głęboko. Z wielkimi nadziejami sięgnęłam więc po książkę inspirowaną właśnie tą niezwykle bolesną historią. Od tej lektury wymagałam emocji, niemal takich, jakie zawładnęły mną podczas oglądania materiału w TVN.
Pewnego dnia, w teczce z krokodylej skóry, do której dzieci nie mają dostępu, Veronica odnajduje zdjęcie dziewczynki niewiele starszej od siebie. Na odwrocie widnieje podpis - Laura. Dziewczynka, mimo młodego wieku wie, że lepiej nie poruszać tematu z rodzicami, jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że zdjęcie zmieni jej życie.
Z biegiem kolejnych lat Veronica coraz więcej słyszy i coraz więcej rozumie. Jej matka ma obsesję na punkcie Laury, przez co nie potrafi do końca cieszyć się życiem. Dopiero choroba uwalnia ją od smutku, za to chęć odnalezienia dziewczynki przechodzi na Veronicę. Kim jest tajemnicza Laura? Czytelnik szybko się domyśla, zresztą zamysłem autorki nie było ukrywanie tego. Czytając wstęp do tego wpisu, Wy również pewnie już wiecie kim jest dziewczynka ze zdjęcia...
Książka podzielona została na dwie części. Pierwsza niemalże zniechęciła mnie do lektury. Brak tam było akcji, która snuła się sobie tylko znanym rytmem. Całość wydawała mi się czasami niespójna i poszarpana. Poznajemy w niej istotne fragmenty z życia dziewczynek. Na przemian wchodzimy w świat i myśli Laury oraz Veronic'i. Atmosfera w tej części książki jest gęsta, powoduje że czyta się bardzo opornie, przewracając kolejne strony z myślą, że może w końcu coś się stanie. Bogata jest za to w gros wątków pobocznych, które w dużej mierze mogłyby zostać usunięte z książki, ponieważ odwracają uwagę od tego najistotniejszego problemu...
Inna jest druga część, kiedy dziewczyny się spotykają. Być może dlatego, że tutaj zachowana jest już ciągłość historii, mimo że dalej na dwa głosy. Wydarzenia nabierają rozpędu, fragmenty układanki trafiają na właściwe miejsca i czytelnik w końcu ma wrażenie, że jest szansa na szczęśliwy finał. Samo zakończenie może nie rozczarowało, ale mam wrażenie że czegoś w nim zabrakło. Takiego postawienia kropki nad "i".
Autorka napisała książkę, korzystając z historii, która ciągle porusza opinię publiczną w Hiszpanii. Niezwykle ciekawej historii... Jednak coś poszło nie tak. Nie mogę powiedzieć, że książka jest zła, po prostu liczyłam na dużo więcej. Polecam ze względu na naprawdę godny uwagi temat poruszony w tej powieści. Niemniej nie jest to lektura, którą się pochłania.
Faktycznie, odczucia mamy mniej więcej podobno. Szkoda, no za każdym razem mi szkoda, jak dobry potencjał jest, może nie tyle zmarnowany, co nie do końca wykorzystany
OdpowiedzUsuńŁadne zdjęcie! :) Szkoda, że potencjał tkwiący w tej tragicznej historii nie został w pełni wykorzystany, bo początek twojej notki i przywołany w nim wywiad mnie zainteresował.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia, nie słyszałam o tym, tym bardziej jestem zdziwiona, że coś takiego miało miejsce w Hiszpanii.
OdpowiedzUsuńO książce słyszałam i czytałam wielokrotnie - blogi, radio, portale literackie, reklamy w sieci. Tytuł mam zapisany i czekam z niecierpliwością na moment, gdy będę mogła osobiście poznać tę historię.
OdpowiedzUsuńChyba ostatnio słyszałam o nie w radio. Z takimi historiami już tak bywa: potencjał mają, tylko nie każdy potrafi go wykorzystać.
OdpowiedzUsuń