Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróże. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróże. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 maja 2014

Kilka migawek z Pragi

Co robię kiedy mnie nie ma? Najpierw wychodzę za mąż... Dwa razy... ;) Następnie odpoczywam po tych wydarzeniach. Na miejsce relaksu wybraliśmy Pragę, ponieważ oboje bardzo chcieliśmy ją w końcu zobaczyć. Mój apetyt na to miejsce dodatkowo zaostrzył Marek Pernal swoim spacerownikiem historycznym po Pradze. Książką byłam zachwycona, a teraz testując ją w plenerze mogę śmiało powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych przewodników z jakim było mi dane zwiedzać. Nie udało nam się jeszcze z nim zgubić, chociaż usilnie próbujemy. Podane jest tam wszystko co niezbędne, dzięki czemu przemieszczanie się z obrzeży Pragi, gdzie śpimy, do centrum nie stanowi najmniejszego problemu. Autobusy, linie metra, nazwy ulic... Wszystko się zgadza. Podczas spacerów nie umyka nam żadne ważne miejsce, a o wszystkich zyskujemy dość obszerne informacje. Dzięki fotografiom w książce nie sposób pomylić poszczególnych zabytków. I chyba jedynym minusem tego przewodnika jest jego waga. :)



Dawna myśliwska willa na Stromovce

Bazylika Św. Piotra i Pawła, Vysehrad

Brama Prochowa

Dom pod Złotym Aniołem


Południk według którego określano w przeszłości czas praski





Pomnik Jana Husa


Rynek Starego Miasta

Praski zegar astronomiczny

Rudolfinum

Pomnik Cesarza Karola IV

Madonna trzymająca w ręce małego Jezusa (Most Karola)


Instalacja z ośmiu tysięcy tomów, w miejskiej bibliotece

Synagoga Hiszpańska

Synagoga


Katedra Św. Wita na Hradzie

Hrad

Most Karola

piątek, 21 marca 2014

Marek Borucki "Nasz folklor ocalony"


Mam małą obsesję na punkcie cerkwi. Chętnie oglądam je w ich środowisku naturalnym, ale nie pogardzam też tymi przeniesionymi do skansenów. Moim ukochanym skansenem, w którym mogłabym spędzić kilka dni i pewnie dalej bym się nie nudziła, jest Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Przepiękne miejsce, które jeśli tylko będziecie mieć okazję, polecam odwiedzić. Ciągle się tam coś dzieje, pojawiają się nowe obiekty. Ja oczywiście jestem szczęśliwa mogąc oglądać m.in. cerkiew z Ropek. Wchodząc tam, mamy wrażenie, że czas się zatrzymał, że w aptece, u fryzjera, fotografa czy innych zakładach pracownicy tylko na chwilę odłożyli narzędzia i zaraz wrócą. Kocham to miejsce, w którym mogę się cofnąć w czasie, wrócić do korzeni, zwolnić. Dobrze jest też zwiedzać skanseny z przewodnikiem. Mają oni nieprawdopodobną wiedzę, niektórzy latami oprowadzają wycieczki, znają wiele ciekawostek, o których nigdzie nie przeczytamy.
Źródło
Cerkiew z Ropek

Pewnie co niektórych może zdziwić mój zachwyt nad skansenem, ale ten w Sanoku jest niepowtarzalny i nawet pisząc te słowa, aż mnie nosi, żeby to muzeum odwiedzić.
Sanok to nie jedyne miejsce w Polsce, gdzie możemy liznąć kultury ludowej, którą za pomocą parków na wolnym powietrzu próbuje się ocalić od zapomnienia. W końcu są to nasze korzenie, o których powinniśmy pamiętać. Miejsca te, wielu wydają się nudne i kojarzą z przymusowymi szkolnymi wycieczkami, jednak warto spróbować, wysłuchać historii, cofnąć się w czasie, poczuć klimat...

"Nasz folklor ocalony" to publikacja, w której znajdziemy usystematyzowany zbiór skansenów na terenie Polski. Rozdziały podzielone są według województw, a książkę otwiera Podkarpacie i mój ukochany Sanok. Jednak niemal każdy region ma coś ciekawego do zaoferowania. Z pewnością odwiedzę Malowaną wieś w Zalipiu, czyli Zagrodę Felicji Curylowej, malarki ludowej, która ozdobiła swoje włości pięknymi malunkami i dodatkowo zaraziła tym inne gospodynie, dzięki czemu wieś stała się sławna na cały kraj.

Źródło

Każdy rozdział zawiera historię regionu. Odnajdziemy więc odpowiedzi na pytanie, kto i kiedy zamieszkiwał dane tereny, kto nimi władał, co się rozwijało, co zanikało. Autor zamieścił też wiele archiwalnych zdjęć. Zanim przejdziemy do informacji o skansenach, otrzymujemy przepisy na tradycyjne potrawy charakterystyczne tylko dla danego regionu.
Każdy podrozdział okraszony jest informacją o tym gdzie dane muzeum się znajduje, dokładnym adresem, telefonem i stroną internetową. Znajdziemy informację jakie obiekty i eksponaty zobaczymy podczas zwiedzania, dowiemy się o historii każdego miejsca. Przywraca się tym samym pamięć ludziom, borykającym się z wieloma problemami próbując ocalić od zapomnienia kulturę ludową, tworzącym niepowtarzalne miejsca, które posłużą jeszcze dziesiątki lat kolejnym zwiedzającym. Oprócz historii i podstawowych informacji autor zamieszcza też wiele danych na temat imprez plenerowych związanych z danym miejscem.
Marek Borucki  zorganizował nam wycieczkę w czasie. Skanseny to miejsca, gdzie zachowała się dawna Polska i chyba czasami warto cofnąć do korzeni.

Jeżeli ktoś interesuje się kulturą ludową, to ta publikacja będzie świetnym przewodnikiem ułatwiającym wybór miejsc które warto odwiedzić. Nie wyczerpie naszej wiedzy na ich temat, ale nie jest to też jej cel. Stanowi drogowskazy, a w naszej gestii jest wybór, w którą stronę się udamy. Ja z pewnością przy planowaniu wycieczek będę się nimi kierowała.
Publikacja powstałą pod patronatem roku Kolberga. Oskar Kolberg usystematyzował wiedzę na temat kultury ludowej w monumentalnym dziele składającym się z 36 tomów. Warto wspomnieć o jego pracy i wkładzie w zachowanie dziedzictwa...

Polecam!

niedziela, 26 stycznia 2014

Piękny Lwów...

We Lwowie spędzałam sylwestrowy czas. Dla mieszkańców Ukrainy to najgorętszy okres przedświątecznych przygotowań. Dla niezorientowanych, ich święta Bożego Narodzenia przypadają ok. dwa tygodnie po naszych, czyli tuż po Nowym Rok. Pierwsze co rzucało się w oczy, to tłumy ludzi... Wszędzie! Co wieczór na Prospekcie Swobody odbywały się też koncerty euromajdanowe. Scena została ustawiona niemal na stałe, jednak wtedy nie było jeszcze tak gorąco jak jest teraz w większości większych miast ukraińskich. Z całego serca kibicuję Ukraińcom w ich walce o zmiany, o Unię...

Lwów od dawna był moim marzeniem, kiedy więc trafiłam tam na kilka dni wykorzystałam każdy w stu procentach. A, że jest to jedno z najpiękniejszych miast jakie widziałam, nie mieliśmy chwili wytchnienia. Ciągle moje oko wypatrywało coś ciekawego w oddali, do czego koniecznie musiałam dotrzeć. Pędziłam więc z moim mini przewodnikiem po kolejnych miejscach, niemal zamarzając, ale tak szczęśliwa jak wtedy, to chyba nie byłam już dawno :)

Odkryliśmy przypadkiem idąc za oznaczeniami Skansen, który bardzo przypominał mi mój ukochany sanocki, tyle że ten lwowski jest zdecydowanie bardziej zaniedbany. Cztery przepiękne Cerkwie, miód dla mojego serca.
Przy okazji powiedzieć muszę, że Lwów to jedno z lepiej oznaczonych miast. Zabytki, cmentarze, czy inne atrakcje znajdziemy bez problemu, a jedynym minusem jest brak informacji o odległościach i czasach dojścia do nich.

Zachwycił mnie Cmentarz Łyczakowski, chociaż pewnie brzmi to dziwnie. Zabytkowe nagrobki, przepiękne nagrobne rzeźby i tylko chwilami żal chwyta, że wiele z nich po prostu niszczeje.

Najpiękniejsze sakralne miejsca? Kaplica Boimów z przepiękną kopułą, która wygląda niczym niebo i Katedra Ormiańska, ponura z malowidłami, które budzą niepokój i obok których nie można przejść obojętnie. Przepiękne!

Niestety nie udało mi się z Wysokiego Zamku zobaczyć panoramy Lwowa. Mgła i smog zasnuły miasto, ale ja wrócę, to wiem na pewno!

Na razie tyle, uznajmy to za pierwszy odcinek. Chyba, że chcecie więcej o Lwowie, w końcu nie zachwycałam się jeszcze nad Operą, nie opowiedziałam o przepysznych struclach, które dostać można na rynku lwowskim, czy o kamienicy zaadoptowanej na fabrykę czekolady, gdzie możemy poczuć się prawie niczym Charlie ;)
Że nie wspomnę o kościołach, kaplicach, cerkwiach, nie opowiedziałam o poszukiwaniach dawnego budynku Kasyna Szlacheckiego, gdzie zachwycać miało wnętrze, poszukiwaniach zakończonych niestety niepowodzeniem. O wielu miejscach jeszcze nie opowiedziałam :)

A na koniec kilka zdań o jedzeniu, bo jest o czym! Wspominałam wyżej o pysznych struclach, na słodko i wytrawnych. Ja stawiałam na te drugie, z kurczakiem i łososiem, mój partner wolał te słodkie z makiem czy wiśniami. Strucle zawsze świeże, przygotowywane na naszych oczach, do tego sos, który lejemy sami z garnków ustawionych przy ladzie. Bez ograniczeń :). Naprawdę warto zajść do tego miejsca, a trafić łatwo, wystarczy udać się na rynek. Lwowska czekolada... Filiżanka tego przecudnego płynu potrafi zasłodzić nawet największych fanatyków słodkiego! Warto spróbować, naprawdę.
Jeść staraliśmy się w Puzatej Chacie, która serwuje jadło ukraińskie. Barszcz ukraiński we Lwowie, smakuje zupełnie inaczej niż takowy w Polsce. Polecam też Soliankę, w której znaleźć można chyba wszystko. Mięsa, z tego co zauważyłam, podawane są często na słodko, tak samo rzecz się ma z sałatkami. W zachwyt wprawiły mnie buraczki  po lwowsku, a dzięki ukraińskiej znajomej udało mi się je odtworzyć:
Pysznie!

Świąteczne kramy na Prospekcie Swobody wieczorową porą.
Te same kramy, tyle że wczesnym rankiem...

Katedra Ormiańska z zewnątrz
Malowidła w Katedrze Ormiańskiej.
Zwieńczenie Kaplicy Boimów.
Przypadkowe przejście między kamienicami. W tle ukazują się sylwetki ,ubranych niczym z początku wieku, lwowskich przewodników.

W tle dojrzeć można kopuły Cerkwi Uspieńskiej.

Jedna z Cerkwi we lwowskim skansenie.

Grób Marii Konopnickiej na Cmentarzu Łyczakowskim

Jedna z budzących zachwyt grobów...

Pomnik Adama Mickiewicza



Świąteczne szaleństwo, a w tle Opera.

Budynek Opery

Wnętrze Opery

Przypadkowy zaułek :)

Zwieńczenie jednej z kamienic

Fragment dworca kolejowego
Coś, co po prostu wpadło mi w oko :)



środa, 8 stycznia 2014

Stefan Czerniecki "Cisza"



Stefan... Ach Stefan! Cóżeś Ty uczynił!? Czemuś zawładnął mym umysłem na czas lektury?! Czemuś zaraził niezdrowym wręcz entuzjazmem?! Poczyniłeś kolejną świetną książkę, która wśród innych jest niczym BMW wśród polonezów! Bo jakże to tak można? Tak z jajem, a w zasadzie całym koszykiem jaj, aż się człowiek dusi ze śmiechu czytając... No jak?!
Dość! Bo się zapędziłam. Nawiązując do jaj... Już kiedyś pisałam, że gdyby Stefan Czerniecki wydał książkę, w której znalazłabym sto przepisów na jajecznicę sięgnęłabym bez wahania. Wiem, że się nie zawiodę... I nie wynika to bynajmniej z wielkiej sympatii dla autora (taaa)... Stefan po prostu idealnie trafia w mój czytelniczy gust.

Wszystko zaczyna się jak w dobrym dreszczowcu... Jest strach i panika. Pierwszą stronę kończy stwierdzenie "zostaliśmy porwani". Po czym następuje początek opowieści, czyli moment wjazdu do Peru. A tam wraz z autorem zwiedzamy Limę, wypatrujemy Kondorów w Cruz del Condor, zachwycamy się Machu Picchu, czy też jesteśmy świadkami kolejnych zauroczeń Stefana... A na deser... Treking po pięknych, chociaż nie rozpieszczających pogodą Andach. Całą peruwiańską wycieczkę psuje niestety wydarzenie opisane powyżej, tuż przed przekroczeniem granicy ze zdecydowanie bardziej przyjaznym Ekwadorem...
Ten z kolei na dzień dobry wita szumem oceanicznych fal i drinkami z palemkami. Macie może ochotę na "miętowego słodziaka"?
"...Ekwador to Ameryka Południowa w pigułce"
"Pacyficzne, upalne wybrzeże dzieli od ośnieżonych stożków wulkanicznych sięgających ponad 6000 metrów nad poziomem morza nie więcej jak 150 km w linii prostej (!). Wschodnie stoki tak zwanej Alei Wulkanów porasta już natomiast górska odmiana wiecznie zielonego lasu deszczowego. Wystarczy kolejne 100 km, by znaleźć się w zupełnie dzikim, nietkniętym ludzką ręką, zielonym zakątku dorzecza Amazonki. Ekwador stanowi perłę południowoamerykańskich pejzaży."

I tyle w temacie. Bo czy ten cytat nie zapowiada kolejnych niezapomnianych chwil? Muszę jednak przyznać, że część o Ekwadorze, zdecydowanie krótsza niż ta o Peru, pozostawiła pewien niedosyt! Żądam więcej! Tylko może tym razem bez scen z trącaniem kijem bardzo jadowitego węża... 

Oczywiście na sam koniec napiszę banalnie, że mi się bardzo podobało i w ciemno kupię kolejną książkę (Ty ją Stefan pisz, żeby na następne targi książki było mi co sprzedać!).



piątek, 15 listopada 2013

Monika Witkowska "Everest. Góra Gór"



Wstępem niech będzie krótki dialog...
- Dlaczego czytasz tę książkę?
-?
- Przecież już wszyscy byli na Evereście!
- Tak?
- No przecież nawet Martyna Wojciechowska była!
- Tak? A co to ma do rzeczy?
- No jak to co? Przecież na Everest mogą cię teraz nawet wnieść. Wszystko o nim już wiadomo.
- Tak? To powiedz mi w takim razie... Jak sikają kobiety na Evereście!?
- ?! Jak?
- A widzisz! Przeczytaj książkę, to się dowiesz!
- No powiedz mi jak sikają!
- Nie! Przeczytaj!

Tak mniej więcej wyglądał dialog z moją drugą połową. Jak widać jest on kolejną osobą, która uległa stereotypowemu myśleniu o górze gór. Wydaje mu się, że wie wszystko, a naszpikowany jest nie do końca prawdziwymi informacjami. Udało mi się je zweryfikować i okazało się, ze po lekturze książki Moniki Witkowskiej, dokształcił się też szanowny ważniak!
Autorka zdobyła w zasadzie dwa Everesty. Pierwszym było zgromadzenie środków na wyprawę, a to bagatela...trzydzieści tysięcy dolarów. A i tak korzystała z usług jednej z tańszych agencji, więc w czasie wyprawy luksusów nie było. Niełatwo zebrać takie pieniądze, jednak po wielu wysiłkach i ciężkiej pracy jakoś się udało.
Wracając na moment do autorki...Niedawno pisałam o książce ""Stary" młodzi i morze", gdzie opisane były dwie morskie wyprawy: na przylądek Horn i przez przejście Północno-Zachodnie. Monika była uczestniczką obydwu! Zresztą, czego kobieta nie uskutecznia... "Żeglarstwo morskie i oceaniczne, (...). Do tego dochodzą nurkowanie, windsurfing, narty i podróże (...). Ponadto były jeszcze inne pomysły: latanie na motolotniach, kurs paralotniowy i spadochronowy, bungee jumping (...)"
Autorka jest też przewodnikiem górskim i można by tak pewnie jeszcze długo wymieniać. Człowiek orkiestra!
Miłość do gór zaczęła się od Bieszczad, jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia, zdobywane szczyty były coraz to wyższe, aż w końcu zrodził się pomysł na... Everest!
Pomysł zrealizowała, górę zdobyła i przy okazji powstał świetny dziennik z wyprawy, w którym Witkowska przybliża nam jak wygląda krok po kroku wyprawa na najwyższy szczyt świata. Autorka wyjaśniła naprawdę wiele kwestii. Odczarowała niejako  Everest, o którym krąży już tyle legend, że nie wiadomo w zasadzie co jest prawdą, a co fałszem. Kim są Szerpowie? Jak przebiega aklimatyzacja? Czym jest okno pogodowe i kiedy występuje najczęściej? Ile czasu gotować jajko na poszczególnych wysokościach, żeby było miękkie? To tylko niektóre pytania, na które znajdziemy odpowiedzi. Monika spotyka też wiele sław, na czele z Reinholdem Messnerem, który przyjechał do bazy kręcić film. Oprócz zdobywcy Korony Ziemi jest Simone Moro (przy okazji autorka przybliża kulisy sytuacji jaka miała miejsce w bazie. Chodzi mianowicie o bójkę między himalaistami a Szerpami. Jak się okazuje wcale nie Ci drudzy jak to sugerowano w mediach są tymi "złymi"), Denisa Urubko czy Peter Hámora.

Bardzo dobry dziennik wyprawy, sympatyczna autorka i gros cennych informacji nie tylko o najwyższym szczycie świata. Naprawdę warto się zapoznać!

http://bezdroza.pl/ksiazki/everest-gora-gor-monika-witkowska,bevere.htm
http://bezdroza.pl/ksiazki/everest-gora-gor-monika-witkowska,bevere.htm

Baner