Tym razem będzie krótko, bo czegokolwiek nie napiszę, będzie powtórką z wcześniejszych ochów i achów...
Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk chyba nikomu przedstawiać już nie muszę. "Rose de Vallenord" to drugi tom "Podróży do Miasta Świateł". Sam podtytuł i kilka pierwszych stron powodują, że z zainteresowaniem dajemy się porwać lekturze. Dlaczego? Powieść zaczyna się śmiercią wielkiej miłości Róży - Rogera Vallenorda. Jeżeli ukochany umiera, to jak bohaterce udało się zostać księżną na Val?
Tymczasem we współczesności zrozpaczona Nina, po dziwnym rozstaniu z Miłoszem, wyjeżdża do Paryża śledzić losy Róży. Postanawia odwiedzić miejsce, gdzie kobieta mieszkała, zamek Val. Okazuje się jednak, że ten całkiem niedawno zmienił właściciela, który z kolei zamknął funkcjonujące tam muzeum. Tajemniczy mężczyzna to argentyński kolekcjoner sztuki. Czy to za jego sprawą giną dzieła Rose? A może milioner pomoże odnaleźć człowieka odpowiedzialnego za kradzieże?
Z kolei Róża po powrocie z Polski i śmierci Rogera długo dochodzi do siebie. Na szczęście w pobliżu jest jej wierny przyjaciel Serge Babouchkine. Niemal wszystko wskazuje na to, że tych dwoje w końcu połączy sakrament, jednak na przeszkodzie staje inny mężczyzna. Losy Rose w drugim tomie zaczynamy śledzić w 1892 roku i towarzyszymy bohaterce przez niemal sześćdziesiąt lat!
I cóż ja mogę napisać? Czego teraz nie nakreślę, będzie powtórką z wcześniejszych recenzji "Cukierni pod Amorem" czy pierwszego tomu "Podróży do miasta świateł". W zasadzie mogłabym zrobić kalkę, bo wrażenia niezmiennie takie same. Radość z czytania nie do opisania. Odłożyłam wszystkie sprawy na bok i dałam się porwać lekturze. Obiecywałam sobie, że nie połknę jej na raz, bo więcej nie będzie... Ale nic z tego oczywiście nie wyszło! Autorka po raz kolejny zabrała mnie w literacką podróż w czasie, w której zadbała nawet o najmniejsze szczegóły. Aż żal, że pani Małgosia tak po macoszemu potraktowała okres dwóch wojen, toż to byłby świetny materiał na trzeci tom! Niestety, zmuszeni jesteśmy zadowolić się dwoma.
Mogłabym napisać, że coś jednak mnie irytowało, tylko w zasadzie po co? Są to drobiazgi, cechy charakteru bohaterów, które i tak w żaden sposób nie wpływają na całokształt odbioru. To takie moje subiektywne czepialstwo...
Pozostaje mi jedno... Polecić! Trzy tomy "Cukierni pod Amorem" i dwa "Podróży do Miasta Świateł"
A ta PRZYJEMNOŚĆ jeszcze przede mną :)))))
OdpowiedzUsuńMam tę książkę i już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę ją czytać... :-)
OdpowiedzUsuńdokładnie, to są książki, które dają nieziemską radość z czytania! to jak świetna przygoda :)- czytać je :)
OdpowiedzUsuńRównież posiadam tę książkę, ale nie udało mi się jeszcze jej przeczytać. Kilka książek czeka na mnie w wolne dni. Z pewnością zwrócę uwagę na tę książkę : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam : >
Ja uważam tę część za najsłabszą powieść autorki, biorąc pod uwagę zarówno Cukiernię jak i Różę z Wolskich. Dlaczego? Rose irytowała mnie swoją naiwnością i przewidywalnością postępowania, żadnego elementu zaskoczenia. Z wolnej kobiety stała się głupiutka i potulna, za co zapłaciła swoją cenę.
OdpowiedzUsuńAle też potrafiła się wyrwać... Mnie bardziej irytowała Nina :)
UsuńMuszę koniecznie dorwać tę część :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam nic tej autorki, tak więc wszystko jeszcze może się zdarzyć...
OdpowiedzUsuńMoże znajdę tą książkę pod choinką?:)
OdpowiedzUsuńMuszę zwinąć teściowej, ma wszystko na półce... :)
OdpowiedzUsuń