czwartek, 13 grudnia 2012

Agata Tuszyńska "Tyrmandowie. Romans amerykański"


Sięgnęłam po książkę z sympatii dla pisarstwa Agaty Tuszyńskiej, jednak tym razem autorka pełni raczej rolę słuchacza, zbierającego piętnaście amerykańskich lat Leopolda Tyrmanda w spójną opowieść. Głos zabiera małżonka pisarza Mary Ellen Tyrmand, która za sprawą listów i własnych wspomnień, przybliża nam postać autora "Dziennika 1954".
Zawsze sceptycznie podchodziłam do publikacji zawierających cudownie odnalezione prywatne korespondencje. I moje stanowisko pozostanie w tym miejscu niezmienne. Nie rozumiem dlaczego ktoś oddaje swoją prywatność w ten sposób. List to dla mnie coś tak intymnego, co powinno pozostawać do wglądu tylko osoby zainteresowanej, niemniej nie każdy musi myśleć jak ja... 

Mary Ellen za pomocą listów swoich i Lola pokazuje, jak zmieniało się uczucie niemłodego, bo pięćdziesięcioletniego już pisarza, do młodszej o ponad 20 lat studentki. Zafascynowana jego poglądami, młodziutka dziewczyna napisała list... I tak zaczęła się ich znajomość, która ostatecznie przerodziła się w miłość i niesamowite porozumienie dusz. Listy pisane podczas podróży Tyrmanda, obrazują jak zmieniało się jego uczucie do Mary Ellen. Można wyraźnie zauważyć moment, kiedy zaczął myśleć o tej znajomości jak o czymś więcej niż tylko przelotnym uczuciu. Piękne to były listy... Takich już się teraz nie pisze. W zasadzie mało kto teraz pisze... A szkoda.

Tyrmand we wspomnieniach żony, to pedantyczny, często skąpy, trzymający się swoich wartości i zasad mężczyzna. Nauczyciel i doradca, ale również partner do rozmów i dyskusji na wiele tematów. Żona w jego oczach pozostać miała na drugim miejscu, za pisaniem, jednak jak sam po latach się przekonał, stała się dla niego najważniejsza. Tworzyli udane małżeństwo, którego ukoronowaniem było przyjście na świat bliźniąt.

"Lolek nie omijał żadnej okazji do wygłaszania swoich opinii. Lubił mówić, przemawiać, udowadniać. Lubił uczyć i pouczać. Pewny siebie? To za mało powiedziane. Był intelektualnym despotą, apodyktycznym i wszechwiedzącym adwokatem własnych poglądów, a czasem i adwokatem diabła. Potrafił prowokować dla błysku i efektu rozmowy. Potrafił prowokować dla błysku i efektu rozmowy. Walkę na argumenty traktował bardzo poważnie. Bezkompromisowy i niezależny cenił podobnych sobie."
"Podziwiałam go, ale życie z nim bywało trudne. Kurczowo trzymał się zasad i reguł, co przecież ogranicza, a jednocześnie - mimo pewnego dogmatyzmu - był jednym z najbardziej wyrafinowanych i przenikliwych myślicieli, z jakimi się zetknęłam."

Leopold Tyrmand Zmarł nagle, na zawał, w 1985 roku. Przeżyli razem piętnaście lat, pełnych miłości i zrozumienia. Ona zmieniła się dla niego, a on dla niej. "Tyrmandowie. Romans amerykański" to wciągająca historia niezwykłego uczucia. Warto przyjrzeć się bliżej sylwetce Tyrmanda widzianej oczami najbliższej mu osoby...

9 komentarzy:

  1. Niestety, to akurat nie moja tematyka, zatem lekturę odpuszczę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło wspominam tę książkę, miałam wrażenie że muszę ją przeczytać "za jednym posiedzeniem", bo to tak jakbym była z kimś na kawie i słuchała cudownej opowieści o życiu, a w międzyczasie przeglądała fotografię i listy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam tę książkę dzięki wymianie z użytkowniczką 'lubimy czytać' :)
    Będzie to chyba moja pierwsza tego typu książka, to znaczy publikacja zawierająca prywatną korespondencję. Nie miałam w ręku żadnej książki, która wyszła spod pióra pani Tuszyńskiej i jestem Tyrmandów bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również jestem ciekawa Tyrmandów, chętnie przeczytam tę książkę, chociaż Pan Leopold kojarzy mi się słodko-gorzko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam:) wspaniała publikacja! nadal jestem pod wrażeniem tej opowieści :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię Tyrmanda, a na tę książkę mam ochotę od dawna. Kolejna recenzja, która utwierdza mnie w przekonaniu, że powinnam zapoznać się z powyższą publikacją :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To prawda, czyta się lekko i szybko, ale książka trochę mnie rozczarowała. Nie umiem nawet powiedzieć, w którym miejscu: że było trochę za mało o pisarstwie Tyrmanda, a więcej o jego żonie, że zbyt często za banalnie? Ale przynajmniej po tej lekturze kupiłam na wyprzedaży w Matrasie Tyrmandowe teksty niewydane (znaczy właśnie wydane) - "Pokój ludziom dobrej woli..." - za całe 9,90 :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka jest bardzo intymna i to jej ogromna zaleta:) Pozwala poznać zupełnie inne oblicze Tyrmanda. Mnie najbardziej zdziwiło zachowanie Tyrmanda po narodzinach dzieci - zmieniał pieluchy, chodził z nimi na spacery, karmił... Ciekawe było również to, że pisarz przygotowywał tyrmandówkę i bigos dla swoich amerykańskich przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  9. Największą zaletą tej książki jest właśnie jej intymność. Można poznać nieznaną stronę Trymanda.

    OdpowiedzUsuń

Baner