wtorek, 29 lipca 2014

Joanna Woźniczko-Czeczott "Macierzyństwo Non-fiction. Relacja z przewrotu domowego"

 Zacznę od dwóch scenek...

Pierwsza w poczekalni u ginekologa. Czytam akurat rozdział, w którym autorka niedługo po porodzie wyrywa się z domu, na obowiązkowy "przegląd" do lekarza. I co następuje... W ciąży, przyszła mama cieszyła się z pierwszeństwa w kolejce do ginekologa... Ot taki przywilej. W połogu, nikt nie przejmuje się już kobietą, która wydała na świat dziecko i mimo, że wszystko boli, szwy się rwą, a w domu dziecko czeka na karmienie, koniec z przywilejami! Kobieta bez brzucha straciła na wartości... I w tym momencie, siedząc w tejże poczekalni uświadamiam sobie, że aktualnie sama korzystam z przywileju wchodzenia bez kolejki, ale... to się skończy, kiedy tylko maluszek przyjdzie na świat. Żyłam w błogiej nieświadomości, że może jednak ominą mnie gwałtowne zmiany, a fragment przeczytany w poczekalni uświadomił, że nieubłaganie nadciąga poważny przewrót!

Scenka druga.
Siedzą u nas znajomi. Ja już niemal na półmetku ciąży zachwalam macierzyństwo, chociaż nie mam o nim zielonego pojęcia jeszcze. Mówię, jak cudownie jest wydać na świat życie, wmawiam niezdecydowanym jeszcze na potomstwo przyjaciołom, że pojawienie się dziecka nie musi niczego zmienić! Taa... Szkoda tylko, że sama w to nie wierzę. Już ciąża ograniczyła mnie w wielu kwestiach. A niestety nie znoszę jej najlepiej psychicznie i fizycznie. Tęsknie za rzeczami z których już teraz musiałam zrezygnować, albo na które brak mi po prostu siły... Ot, na przykład jazda na rowerze. Kiedyś mój codzienny środek lokomocji, teraz kurzy się w piwnicy. Rosnący brzuch oczywiście wiele mi wynagradza, ale i tak czuję niezrozumiałą dla siebie frustrację i złość. Dlaczego więc próbuję przeciągnąć przyjaciół na tę stronę mocy? Czy powoli zaczynam wkraczać do klanu?

Klan to oczywiście rodzice, którzy poznali już smak macierzyństwa czy tacierzyństwa i trudności z nimi związane. Nie dzielą się tym jednak z innymi, nieświadomymi! Prezentują z reguły wizję rodzicielstwa pełnego codziennych radości, pozbawionego ciemnej strony... A że ta istnieje... Wie chyba każdy kto dziecko posiada. Przekonała się o tym też autorka książki, która swoje frustracje postanowiła przelać na papier, a raczej klawiaturę komputera.
"Dlaczego piszę wyłącznie o frustracjach? Bo to dzienniczek autoterapeutyczny, dobre emocje i piękne chwile celebruję sobie w realu" (str. 106)
Woźniczko-Czeczott odważnie pokazuje pierwszy rok z życia swojego dziecka. Głównie bazując na strachach i wątpliwościach, tych gorszych dniach. Jej wizja macierzyństwa, to pozbawiona lukru codzienność, gdzie po całym dniu opieki nad córką, matka słania się na nogach. Bo codzienność to nie zdjęcie z kolorowego czasopisma. Włosy po porodzie wypadają, spacery stają się codzienną szychtą do odrobienia, a o samodzielnym wyjściu nie ma wręcz mowy... A jak już następuje, myśli i tak krążą wokół dziecka. Zmieniają się priorytety, znajomi, mąż zepchnięty zostaje na dalszy plan. Centrum świata to dziecko i jego potrzeby. Matka w tym wszystkim przestaje być sobą. I tak można by mnożyć... 
Przejrzałam z ciekawości internet w poszukiwaniu informacji na temat książki i natknęłam się na mnóstwo negatywnych opinii, czy wręcz ataków przeprowadzanych na autorkę, wyrodną matkę. Oczywiście wszystkie autorstwa innych matek. I zastanawiam się, czy ja i te kobiety czytałyśmy inną książkę? Autorka w szczery do bólu sposób pisze o swoich problemach, zmęczeniu, zniechęceniu, czasem złości na dziecko, ale na każdej niemal stronie znajdujemy ogrom miłości jakim darzy córeczkę. Po prostu opisała to o czym się nie mówiło jeszcze do niedawna otwarcie, ale co niemal każda kobieta przerabia po porodzie. Przewrót domowy...
Jestem w ciąży, po przeczytaniu tej książki w opinii niektórych matek, powinnam ze strachu zacząć obgryzać paznokcie... A ja cieszę się niemiernie, że na tę pozycję trafiłam! W końcu bez zbędnej słodyczy i kolorowania dowiedziałam się co mnie czeka, i na co muszę się przygotować. Do tej pory czułam strach przed nieznanym. Teraz to nieznane zostało trochę oswojone, odkryte. Wierzę, że dziecko wynagrodzi mi cały trud, a przewrót dzięki codziennym radościom stanie się łatwiejszy. Nie wierzę już jednak w zapewnienia, że dziecko niczego nie zmieni... Otwiera nowy rozdział, zupełnie inny od poprzedniego!

I na koniec przypomniały mi się dwie koleżanki.
Pierwsza, matka dwójki małych dzieciaków. Pytam, jak daje sobie radę, czy nie jest jej aby ciężko. Odpowiedź - Zobaczysz jak to jest, jak sama urodzisz (klan)

Druga, mama prawie dwulatki.
Nawet kupę muszę robić trzymając E. za rękę... (szczery klan)

Przypomniał mi się też filmik krążący niegdyś po internecie :)


12 komentarzy:

  1. Podziwiam Cię, że czytasz takie książki w ciąży. Ja tam wolałam żyć w błogiej nieświadomości, bez słów rozsądku od innych już 'urodzonych' rodziców. Wydawało mi się, że jak poczytam jak to trudno tak naprawdę z tym macierzyństwem jest to wyjdzie mi to tylko na złe, ale jak widzę, Ty do tej grupy się nie zaliczasz :P Powiem tylko tyle, nie sugeruj się niczym. Pamiętam jak byłam w ciąży i razem z mężem obserwowaliśmy szwagra z żoną, którzy mają synka o rok starszego od naszego (teraz mają też drugiego dwa dni młodszego :P) i jak nam szwagier powtarzał: "zobaczycie jak to jest" uśmiechając się przy tym znacząco, że niby tak trudno, że tyle się zmienia itp. I powiem Ci jedno, czasami jest trudno i zmęczenie wychodzi z Ciebie w najmniej spodziewanych momentach, brak sił i cierpliwości czasami daje się we znaki, ale to NIC w porównaniu z tą miłością, którą odkrywasz, a o której nie miałaś zielonego pojęcia! Z tą dumą, radością z każdej głupotki jaką Twoje dziecko zrobi! Nie zamieniłabyś tego nigdy i na nic! Bo zmęczenie koniec końców przechodzi, humory dziecka również, Twoje zdenerwowanie też a ten TWÓJ nowy człowieczek zostaje i to jest najlepsze! Dlatego nie przejmuj się przyszłością, tylko ciesz się tym jak jest i zobaczysz, pomimo wszystko będzie cudownie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taką właśnie mam wizję... Łatwo nie będzie, ale dziecko potrafi wszystko wynagrodzić. I tak też odebrałam tę książkę, może dlatego nie płaczę jeszcze do poduszki ze strachu :)

      Usuń
  2. To jeszcze przede mną, ale faktycznie czasem słodzenie i uśmieszki, gdy się pyta jak wygląda życie z dziećmi. Takie książki mówiące o stanie rzeczywistym są potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczynając od tytułu, który moim skromnym zdaniem jest świetny ... A kończąc na wiedzy, która za jakiś czas może się przydać.
    Sama nie jestem jeszcze mamą, ale nigdy specjalnie nie wierzyłam w lukrowanie opowieści o nim. Posiadanie dziecka ma plusy i minusy, a do każdego należy ocena, które są większe i ważniejsze. Kiedy myślę o dzieciach, zawsze przypominają mi się zajęcia na studiach, gdzie jedna z wykładowczyń uwielbiała opowiadać anegdoty ze swojego życia. Była przy tym szczera i też nie mówiła tylko o przyjemnościach. A raczej o sytuacjach, gdzie światła dziennego można nie widzieć przez pół roku, a wyjście to najwyżej do śmietnika pod blokiem. O tym, że kiedy jest się obsikaną lub kiedy dziecko wymiotuje na ulubioną bluzkę, to jego uśmiech wcale nie sprawia, że czuje się lepiej i nagle wie po, co to wszystko. Takich przykładów można by mnożyć. :-)

    Odnosząc się do opinii na temat książki. Jakiś czas temu w serwisie natemat.pl natknęłam się na artykuł o młodych matkach właśnie. Wynikało z niego, że w niezrozumiały sposób w ogóle się nie wspierają, a nawet zaczyna się lekka wojna. Artykuł o kobietach pod presją do bycia najlepszą matką, która dzieci uważa za błogosławieństwo zawsze i wszędzie. Która ma obowiązek mówienia, że jest cudownie, bo inaczej nie wypada - inaczej dostanie im się tak, jak autorce książki. Może potem ta lekka frustracja przenosi się i kobiety chcą poczuć tą samą władzę, co kiedyś ktoś nad nimi. (To oczywiście moje dywagacje, jako że sama mamą nie jestem)

    Życzę szczęśliwego rozwiązania i jak najwięcej pozytywów z nowego rozdziału życia.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tej wojnie też autorka pisze. Nawet jeśli przyznawała się innym matkom do swoich rozterek, to tamte twierdziły, że u nich czegoś takiego nie ma, że są najszczęśliwsze na świecie i dziecko jest najgrzeczniejsze i najukochańsze :) I wtedy ta, która przyznaje, że nie ma już sił czuje się jak jakaś wyrodna matka, a tamte tryumfują :)

      Usuń
    2. Wielka szkoda, że kobiety się nie wspierają. Robią odwrotnie nie tylko w kwestii macierzyństwa, ale to już temat na odrębną dyskusję. :)

      Usuń
  4. Takie książki jeszcze przede mną i to raczej na najbliższe kilka lat, ale w ciąży z pewnością będę czytać - chyba wolę wiedzieć, że nie będzie różowo...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem mamą dwójki i szczerze mówiąc, to mam wrażenie, że od jakiegoś czasu strasznie modne stało się popadanie ze skrajności w skrajność jeśli chodzi o macierzyństwo. Albo mega przesłodzone opowieści, albo te w stylu macierzyństwa non- fiction. Nic pomiędzy. A szkoda, bo moim zdaniem bycie mamą to właśnie takie ciągłe lawirowanie pomiędzy tym co fajne i wzniosłe, a tym co trudne i jak najbardziej przyziemne :) Życzę Ci dużo zdrówka i spokoju ducha! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyda się dla przyszłej mamy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. You actually make it appear so easy together with
    your presentation but I to find this topic to be really one thing which I believe I'd
    never understand. It seems too complex and extremely vast for
    me. I am taking a look forward on your subsequent put up, I'll attempt to get the grasp of
    it!

    my site - Gas Fires Australia (Suranbindery.Com)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam ten filmik!
    Z myślą o chodzeniu z dzieckiem do toalety się oswajaj - w pewnym wieku to normalne :D Natomiast jako matka dwójki dzieci mogę rzec że to całe macierzyństwo to generalnie fajna sprawa. Jasne, że są chwile kiedy masz ochotę nadać progeniturki paczką do Mozambiku, ale zdaje się, że tak bywa z każdym z kim przyszło nam bywać często. Więc uszy do góry. Natomiast ciąża jest do kitu bez dwóch zdań :))

    OdpowiedzUsuń
  9. http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.ie/2014/09/104-na-krawedzi-krzysztof-numpsa.html?m=1

    OdpowiedzUsuń

Baner