wtorek, 28 maja 2013

Krzysztof Potaczała "Bieszczady w PRL-u 2"


 Zawsze z wielką radością sięgam po wszystko co dotyczy Bieszczad, ponieważ pokochałam ten zakątek miłością wielką i wydaje mi się troszkę odwzajemnioną. Jednak miejsca, które znam są dziś przepełnione turystami, goniącymi za atrakcjami zawartymi w przewodnikach, pędzącymi w poszukiwaniu kolejnych "wrażeń", które można uwiecznić na zdjęciu i szybko zapomnieć. Nawet chodzenie po górach ma dziś inny wymiar. Za wyjście poza szlak łatwo zgarnąć mandat, a na połoninach stoją umundurowani panowie z Bieszczadzkiego Parku Narodowego, sprawdzający bileciki i niepozwalający nawet kroku uczynić w niewłaściwym kierunku. Troszkę tracą ze swojego niegdysiejszego wędrownego uroku Bieszczady, szczególnie w sezonie, kiedy turystów jest na pęczki, a miejscowości takie jak Cisna, Wetlina czy Ustrzyki Górne bądź Dolne przeżywają najazd ludzkiej szarańczy. Być może wstęp ten brzmi jak wyrzut, ale nim nie jest! Pragnę po prostu nawiązać do pozycji, która przenosi nas w czasie do lat 70-tych i pokazuje inne zupełnie realia, niezaludnione jeszcze miejsca i piechurów dopiero odkrywających Bieszczady.  

Krzysztof Potaczała jest mieszkańcem regionu i bardzo dobrym gawędziarzem, który w znakomity sposób sprzedaje nam wiele historii, które miały miejsce w PRL-u a dziś z pewnością nie miałyby racji bytu. Autor odkrywa przed nami tajemnicę dwóch pomników generała Świerczewskiego w Jabłonkach i kościółka w Nowosiółkach, wybudowanego w ciągu jednej nocy przy świetle latarek, za to przy współpracy całej wioski; czy też pociągu relacji Zagórz-Przemyśl i Zagórz-Warszawa kursującego przez terytorium ZSRR. Historie z pozoru mało interesujące, ale opowiedziane tak, że nie sposób się od nich oderwać. Z pewnością autor ma dar tworzenia czegoś z niemalże niczego.

Miłośników Bieszczad z pewnością zainteresują opowieści o powstaniu Chaty Socjologa na Otrycie, czy też o inicjatywie Olgierda Łotoczki zbudowania na gruntach Łopienki studenckiej wioski skansenowej, lub pomyśle Wieńczysława Nowackiego o stworzeniu ośrodka dla narkomanów w Caryńskiej dolinie. Wyłania nam się obraz zupełnie innych, różniących się od tych współczesnych Bieszczad.
Wszystkie te historie mają jednak wspólny mianownik - PRL. Czasy trudne, lecz z pewnością nie nudne, w których często absurd poganiał kolejny absurd, a  władza starała się mieć oko na wszystko i jak najbardziej uprzykrzyć życie jednostkom wykazującym idee sprzeczne z jej pomyślunkiem. W tych niełatwych czasach, zadziwiająca była niebywała ludzka solidarność. Obrazuje ją świetnie opowieść zatytułowana "Dla siebie i ludowej ojczyzny", o ludziach, którzy własnymi rękami tworzyli trasy narciarskie, wyciągi i inne obiekty mające służyć w przyszłości całej społeczności lokalnej. Kościół w Nowosiólkach również nie miałby racji bytu, gdyby nie ludzka praca i oddanie sprawie.

Krzysztof Potaczała zauroczył mnie swym stylem. Poczułem się podczas lektury, jakby ktoś przeniósł mnie w inne miejsce i czas. Wszystkie historie autor okrasił ogromem archiwalnych fotografii, które znajdziemy na niemal każdej stronie. Gros ich pochodzi ze zbiorów autora, który jest niemym bohaterem wielu opowieści. Z pewnością jest to pozycja, która zadowoli każdego miłośnika Bieszczad i ubogaci wiedzę o życiu w PRL-u. Gorąco polecam!


4 czerwca 2013 roku odbędzie się w Warszawie spotkanie z autorem. Jeżeli opowiada tak jak pisze, to z pewnością będzie to niesamowite przeżycie.

Południk Zero
ul. Wilcza 25, Warszawa
godz. 18

6 komentarzy:

  1. ja pochodzę z Bieszczad i spędzam tam co roku wakacje. Co roku równie kupuję nowości ksiązkowe związane z tamtejszym regionem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio dość często odwiedzam ten rejon i interesuje mnie jego historia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, tereny bardzo mi bliskie, a o książce nie miałam pojęcia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam zainteresowanie Bieszczadami :)

    OdpowiedzUsuń
  5. w tym roku wychodzi nowa książka o bieszczadzkich reportażach :)
    pozdrawiam z Wielkopolski

    OdpowiedzUsuń

Baner