wtorek, 18 grudnia 2012

Z cyklu wycieczkowego... ZG Piekary, zjazd na 438 m.

Moi Drodzy... Jako, że nie tylko o książkami człowiek żyje, a za sprawą ojca miałam okazję zjechać na dół i poznać mikroskopijną część kopalnianego życia, postanowiłam się z Wami podzielić swoimi wrażeniami.

ZG Piekary, to twór, który powstał z połączenia trzech kopalń: KWK Rozbark (W tej przez lata pracował mój tata), KWK "Andaluzja" i KWK Piekary Śląskie. Po likwidacji Rozbarku, Piekary przejęły Szyb Barbara i poziomy i pokłady kopalni. 
Roboty eksploatacyjne prowadzone są na różnych pokładach, ja miałam okazję zobaczyć fragment na głębokości 438 m.
Od urodzenia mieszkam na Śląsku, a mój ojciec pracuje na kopalni, jednak chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jakie warunki panują na dole i jak ciężka jest praca. Oczywiście, każdy ma swoje zadania, jedni cięższe inni lżejsze, niemniej codzienne przebywanie pod ziemią w różnych warunkach (w jednych miejscach wieje, w innych jest duża wilgotność, wysoka temperatura), dla każdego stanowić musi chleb powszedni. Ciężka praca, w niełatwych warunkach. Dzięki tej wycieczce nabrałam większego szacunku dla tego co robi mój rodziciel ;)

Samo zwiedzanie zajęło około godziny. Zaczynało się od Cechowni, czyli miejsca charakterystycznego dla każdej kopalni, gdzie znajduje się ołtarz Św. Barbary, patronki górników, oraz wszelkie biura. Następnie trafiliśmy do punku poboru, gdzie otrzymaliśmy tlenowy aparat ucieczkowy, który swoją waga troszkę mnie przytłoczył. Punkt następny to lampownia, gdzie poczułam się jak na wielkiej choince. Mnóstwo migoczących, ładujących się lampek, niesamowity widok! Następnie wycieczka udała się do łaźni, gdzie otrzymaliśmy kaski i śmieszne zielone fartuchy. I tak wyposażeni trafiliśmy pod windę, która miała nas zwieźć ponad 400 m w dół. Dodam od razu, że taka winda nie ma nic wspólnego z tą w bloku. Szybkość z jaką się porusza, naprawdę robi wrażenie ;)
I jesteśmy na dole! Główny korytarz jest wysoki i szeroki, jednak widać, że boczne korytarzyki zwężają się i panować tam muszą już zgoła inne warunki. Wzdłuż naszej trasy ciągną się wagoniki wypełnione różnymi rzeczami (niekoniecznie węglem;)). Mijamy stację kolejki osobowej (?), ze śmiesznymi, powiedziałabym mikroskopijnymi kolejkami przewożącymi górników (Tata zdradził, że jeździ się z reguły na śledzia). Idąc wzdłuż torów, docieramy do naszego celu, czyli ołtarza patronki górników, Św. Barbary. A propos, górnicy pozdrawiając się, zawsze mówią "Szczęść Boże" i to jest u nich norma.
Powrót tą samą trasą, z tym że maszynista wyciągowy (maszyniok) zaszalał i pokazał, że winda potrafi jeździć jeszcze szybciej niż za pierwszym razem. Wychodząc u góry, miałam twarz i zęby w kolorze czarnym
 :)

Za jakość zdjęć przepraszam, były robione zwykłą cyfrówką  i w dość słabo oświetlonych miejscach, niemniej mam nadzieję, że poczujcie się jak w kopalni ;)


 Początek wycieczki


Stacja główna

Ołtarzyk pod ziemią

Główny korytarz




Wagoniki przewożące ludzi, o których wspominałam wyżej



Winda

Lampownia

Lampownia

Punk pobierania aparatów tlenowych ucieczkowych

Cechownia

5 komentarzy:

  1. Za każdym razem jak ojciec wyjeżdżał na akcję (jest ratownikiem w KWK Piekary) siedziałyśmy z mamą i modliłyśmy żeby się nic nie stało. Górnictwo to ciężka, niebezpieczna i niewdzięczna, niestety, praca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieszkam jakieś 200 m od kopalni Julian :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne zdjęcia. Zgadzam się, że jest to niebezpieczna praca...

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę! Od urodzenia tu mieszkam, a w naszej kopalni nie byłam... za to byłam w kopalni "Luiza" w Zabrzu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. to nie żadna winda ino SZOLA, windy są w blokach.

    OdpowiedzUsuń

Baner