wtorek, 7 sierpnia 2012

Muzyczne Bieszczady... Plateau

Tym razem troszkę muzycznie...

Gościłam przez ostatnie dziewięć dni w Bieszczadach, dokładnie w Cisnej (tak więc głuszy i ciszy to tam nie miałam). Pogoda oczywiście nie dopisała, dlatego większość wieczorów spędzałam w chyba najlepszej knajpie bieszczadzkiej - Siekierezadzie. Tak, tak... To miejsce ma swój klimat i polecam każdemu odwiedzającemu Cisnę zaglądniecie do Siekiery :) Ale odbiegłam od tematu... Sierpień to czas festiwali i koncertów, których w tym roku knajpy Bieszczadzkie zafundowały turystom co nie miara. Chyba nawet aż za dużo, bo można było odczuć lekki przesyt. Ja skupiłam się na dwóch: Bies Czad Bluesie i Rozsypańcu. Niestety w przypadku tego pierwszego, dotarłam tylko na ostatni koncert kapeli JAN GAŁACH BAND, w której niesamowitym głosem czaruje Karolina Cygonek. Zresztą posłuchajcie sami wykonania z tego roku w chorzowskiej leśniczówce:


I o Bluesie tyle. Więcej nie widziałam i nie słyszałam! Za to bawiłam się przednio :)

A teraz o Rozsypańcu...

Kilkudniowa impreza, wiele zespołów, pokazy filmów, dużo sztuki i rękodzieła. Tak w skrócie :) Przyznaję, że nie pojechałam na wesele kuzyna, tylko dlatego, że w sobotę grał zespół, który już od dawna chciałam zobaczyć na żywo. Sympatią do tych muzyków zaraził mnie ojciec, dla którego Bieszczady to drugi dom i który miał już nieraz okazję z chłopakami rozmawiać i się bawić. 
A o kim mowa? O wołomińskiej grupie (ale sercem chyba bieszczadzkiej) PLATEAU. Już kilka razy pojawiali się na blogu, polecani przeze mnie. Urzekła mnie jakiś czas temu płyta "Krótka wiadomość tekstowa", a później "Projekt Grechuta", gdzie panowie stworzyli całkiem udane nowe aranżacje starych piosenek. 
Zespół poznałam, polubiłam. Koncert obejrzałam (posłuchałam?) i z całą mocą polecam zapoznanie się z tymi pięcioma szalonymi muzykami.








I na koniec moja ulubiona piosenka... Przepiękna...


10 komentarzy:

  1. Z racji tego, że mieszkam w stolicy Podkarpacia w Bieszczadach bywałam często. Schodziłam je wzdłuż i wszerz. Ale to było wiele lat temu. Od jakichś 10 lat w Bieszczadach w sezonie jest zatrzęsienie turystów, dlatego jeździć tam można po sezonie. Nie spotyka się wtedy szpanujących firmowymi ciuchami turystów, którym się wydaje, że pozjadali wszystkie rozumy, a i na szlakach jest pusto. W przeciwieństwie do Ciebie nie polecam najdroższej w Bieszczadach knajpy w Cisnej, którą wymieniłaś. Zresztą teraz to chyba wszystkie knajpy tam próbują zasłużyć na tandetne miano kultowej. Nie ma już Bieszczadów spokojnych w sezonie. 10 lat temu pierwszy festiwal Bieszczadzkie Anioły był niezwykłym wydarzeniem, każde następne wydanie coraz gorsze... Zauważyłam, że jak się mówi o Bieszczadach, to tylko o tych popularnych i mało atrakcyjnych miejscach. Ale może to i dobrze, bo cała masa innych pięknych miejsc tam jest spokojniejsza. Cisna i Wetlina, a także Ustrzyki Górne to miejsca, które powinno się omijać, jak się chce poznać prawdziwe Bieszczady, bo tam jest cyrk na kółkach. Wybacz, ale tak sobie pozwoliłam na malkontenctwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najdroższy jest Troll :) I będę obstawać przy tym że Siekiera od lat ma swój klimat :)A może to nie Siekiera, tylko ludzie tam przesiadujący?
    Co do turystów, to niestety są takie miejscowości w Bieszczadach, gdzie po prostu nie da się chodnikiem przejść spokojnie, bo człowiek na człowieku stoi. Teraz to był tak naprawdę pierwszy mój wyjazd w sezonie, z reguły jeżdżę w dziwnych, nieturystycznych terminach i byłam w sporym szoku. Co do festiwali nie wiem jak było wcześniej, ale słychać dużo głosów, nawet wśród ludzi którzy gdzieś tam się zajmują ich organizacją, że to już nie jest jednak to co kiedyś :) Niemniej, ja z perspektywy osoby, która zaliczała je po raz pierwszy jestem zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I słusznie, że jesteś zadowolona. ;) Inaczej wyjazd byłby porażką, a tak masz co wspominać. Siekierezada, owszem to ta knajpa, według mnie i pewnie nie tylko mnie, to miejsce owiane nadętą legendą, że niby każdy musi tam być, że to kultowy lokal, a ja uważam, że to snobistyczny trend. Dziś w Bieszczadach nie ma już autentycznych imprez, bez szpanu, bez zadęcia, bez sztucznej otoczki... Niestety, ale komercja i kapitalizm Bieszczadom nie służą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja byłam w tych rejonach pod koniec czerwca. Jednak w przeciwieństwie do Ciebie, w kompletnej głuszy. Piechotą 3 godziny drogi od Cisnej - w Łopience.
    Byłam pierwszy raz, sezon właśnie nie był w pełni rozkręcony i się wzięłam i zakochałam w Bieszczadach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mayu, z Łopienki rzut beretem na Sine Wiry, piękne skalne uskoki na rzeczce. Pamiętam remont cerkwi w Łopience. Piękna dolina, pomyśleć, że kiedyś była tam wioska. Ech...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech, Bieszczady. Ciągnie tam ludzi, a jak miejscowych zapytać o życie tam, to powiedzą, że niewiele się dzieje. Zwłaszcza młodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie to jest fajne, że jest tam spokój, można wypocząć :)


      A piosenka piękna :)

      Usuń
  7. W Bieszczadach nie miałam okazji być, ale "Projekt Grechuta" odbyłam w moim Elblągu i też poczułam tą magię, choć Ania Wyszkoni to nie to samo co Renata Przemyk w "Nic nie pchnie tak jak Ty" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak... "Nic nie pachnie jak Ty" to przepiękna piosenka. Polecam też inne płyty zespołu, chyba że miałaś już okazję słuchać?

      Usuń
    2. Można powiedzieć że całą dyskografię znam już na pamięć... namiętnie słucham Plateau już ponad rok :)

      Usuń

Baner