poniedziałek, 15 listopada 2010

Andromeda Romano-Lax "Hiszpański smyczek"


Pod koniec XIX wieku w miasteczku Campo Seco rodzi się chłopiec. Nikt jeszcze nie przeczuwa, że wkrótce zostanie okrzyknięty królem smyczka i największym wiolonczelistą w historii Hiszpanii. Tymczasem dwór królewski w Madrycie, pełen intryg i zepsucia, chyli się powoli ku upadkowi. Chmury gromadzą się również nad resztą Europy, zwiastując nadejście nowej, okrutnej epoki. Po dojściu do władzy faszystów życie genialnego muzyka staje się nieustającym wyborem pomiędzy osobistym szczęściem a nienawiścią do reżimu. Jego miłość do pięknej żydowskiej skrzypaczki jest zagrożona, podobnie jak stary ład na kontynencie, a ratowanie najbliższych wiąże się ze zhańbieniem własnego nazwiska...

Wydawnictwo: Nasza księgarnia

Na przeczytanie książki przeznaczyłam sobie kilka najbliższych dni, ponieważ ilość stron wydawała mi się dość pokaźna a i ich wymiar większy od standardowego. Z planów nic nie wyszło, ponieważ książka pochłonęła, mnie do tego stopnia, że czytałam ją jednym tchem, robiąc sobie jedynie krótkie przerwy na jedzenie (raz na spanie) ;)

Zacznę od tego na co ostatnimi czasy zwracam dużą uwagę, mianowicie od okładki, która w 100% wg mnie oddaje klimat tej książki...

Historia zaczyna się w małej miejscowości Campo Seco, gdzie w 1892 roku przychodzi na świat Feliu Anibal Delargo Domenech. Miał mieć na imię Feliz (po hiszpański szczęśliwy) jednak wskutek pomyłki otrzymał imię inne niż mu przeznaczone. Jako dziecko objawiał swój talent do muzyki, grał na skrzypcach i fortepianie... jednak dzięki smyczkowi, który był prezentem od zmarłego ojca i koncertowi Justo Al-Cerraza, zrozumiał że jego przeznaczeniem jest wiolonczela. W końcu po latach matka zabiera go do Barcelony, gdzie zaczyna lekcje u sławnego wiolonczelisty Alberto Mendizabala. Od tej chwili jego życie nabiera rozpędu, a zbiegiem lat staje się znanym na świecie wirtuozem wiolonczeli. Zaczyna koncertować ze znanym pianistą Justo Al-Cerrazem, później poznaje żydowską skrzypaczkę Avivę , którą pokocha miłością niezwykle skomplikowaną...

Aż trudno mi uwierzyć, że cała książka stanowi fikcję literacką. Miałam wrażenie,że ludzie których spotykam na kartach książki istnieli naprawdę. Jak zaznacza na końcu autorka, postać Feliu wzorowała na sławnym wiolonczeliście Pablu Casalsie, co dodało tej powieści niezwykłej wiarygodności.
Podobało mi się bardzo to, że historia w tej książce jest tylko tłem, nie dominuje i nie przytłacza. Czasami zdarza się, że autor przesadza z opisami wojny, rebelii, bitew, przez co książka robi się ciężka w odbiorze. Tutaj autorka zachowała odpowiednie proporcje, dlatego czyta się szybko i z dużą lekkością.

Jednaj największym zaskoczeniem dla mnie było to, że na kartach tej powieści naprawdę słychać było muzykę. Podejrzewam, że to za sprawą tego, że sama autorka gra na wiolonczeli. Mnie prześladowała przez 600 stron zasłyszana kiedyś melodia grana na wiolonczeli... jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to preludium do pierwszej solowej suity Bacha, którą Feliu wykonał, gdy Justo odmówił gry na pianinie. (str. 315 ;))

Posłuchajcie, bo to jest naprawdę piękne...




Polecam "Hiszpańskiego smyczka", bo to naprawdę niezwykła historia i po prostu zasługuje na to, żeby się w niej zatracać...

17 komentarzy:

  1. Chyba mnie przekonałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I takie książki mają w sobie to coś ;) A bynajmniej ja uwielbiam, jak na pozór pokaźna lektura okazuje się bardzo przyjemna w czytaniu i całość zajmuje nam mniej, niż czasami coś krótszego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Robiłam już klika razy podchody do tej książki w księgarni, czas się zdecydować :)czuję, że przenosi w inny świat. Dzięki! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale zachęcająca recenzja !
    "Hizpański smyczek" wędruje na półkę -"chcę przeczytać" :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale mi smaka narobiłaś..widziałam tę książkę w zapowiedziach na merlinie.pl jakiś czas temu. Teraz już bez zastanowienia wpisuję na listę życzeń do Świętego Mikołaja w tym roku, który wie doskonale, że jak co roku chce stosik książek i nic więcej:)))) No, może herbatkę kaktusową też:)
    Po tej recenzji już nie mogę się doczekać kiedy dotknę, pomacam i wchłonę te książkę ;)

    http://lotta-kronika-pachnacych-kartek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Również narobiłaś mi smaka na tę powieść :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z pewnością ją przeczytam. Bardzo mnie zaciekawiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam ją w jakichś odległych planach, ale przez Ciebie chcę ją mieć już natychmiast.

    Okładka też mnie zachwyca, naprawdę klimatyczna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieję, że posłuchaliście wiolonczeli, to ona dopiero oddaje klimat tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam wielką ochotę na tą książkę :) . Widziam ją w księgarnii i moją uwagę przykuła niezwykła okładka. Jest piękna!
    Muszę chyba zrobić napad na bank :D

    OdpowiedzUsuń
  11. jestem kolejną osobą, którą swoją recenzją przekonałaś do tej książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam tę książkę na półce, więc przeczytam na pewno, nie wiem tylko, kiedy znajdę troszkę czasu... Ale skoro jest tak wciągająca, to chyba najlepszym rozwiązaniem będzie zabranie się za nią w weekend. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rzeczywiście piękna gra. I taka jest ta książka. Melodyjna, piękna, urokliwa, z momentami.

    OdpowiedzUsuń
  14. Powiem wam, ze ja też pod wpływam książki zaczęłam słuchać muzyki klasycznej. I w sumie wychodzi na to, ze wiolonczela jest słabo doceniana jako instrument. Znamy sławnych pianistów, gitarzystów, ale wiolonczelistów? A szkoda, bo pięknie grają

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie czytam tę książkę, jestem dokładnie na stronie 217. Podoba mi się, ale czy zachwyca? Na razie raczej nie mogę tego powiedzieć, może z końcowej perspektywy zobaczę więcej i lepiej?
    Kapitalnie, że do recenzji dołączyłaś to piękne preludium do pierwszej solowej suity Bacha...
    Pozdrawiam, miłośniczka literatury:-)
    Bietka

    OdpowiedzUsuń

Baner